sobota, 31 grudnia 2011

szczęśliwego nowego roku

w moim nowym ciepłym, miękkim, swetrze - siedzę sobie...
jest mi ciepło, przyjemnie...
śmiałam się prawie do łez- przy cholernie banalnej komedii...
żubrówka ma piękny zapach- smakuje mi dzisiaj...
wyciszyłam telefon- nie obchodzi mnie reszta świata...
kładąc się zaraz spać - założę słuchawki z kojącą muzyką- zagłuszy huk fajerwerków...
przywitam nowy rok - snami...:)
złożyłam sobie cudowne życzenia... - spełni się prawda:)

Szczęśliwego Nowego Roku

środa, 28 grudnia 2011

...

czytam Hemingwaya... nigdy Go nie czytałam- teraz czytam- podoba mi się- tak pięknie wszystko ubiera w słowa - porusza wyobraźnie...
słucham jazzu - coraz bardziej ta muzyka mi smakuje... jest przyjemna- można znużyć się w dźwiękach- nie szukać znaczenia słów-zanurzyć się w dźwiękach...

juto jest spotkanie klasowe a liceum- długo biłam się z myślami, czy pójść czy nie pójść... nie wspominam dobrze tych czasów - nigdy nie byłam w jakiś szczególny sposób zżyta z tymi ludźmi- nie czułam się tam nawet lubiana...
z perspektywy czasu widzę że nawet nie dałam szansy tym ludziom na poznania mnie- byłam okropnie zakompleksiona- wszystko odbierałam przeciwko mnie- teraz jest inaczej- jestem innym człowiekiem...
Nawet koleżanka która mieszka nie daleko mnie zaproponowała że może mnie zabrać samochodem- zgodziłam się- więc idę pierwszy raz na spotkanie klasowe z liceum...
zobaczymy jak to będzie- zawsze przecież mogę wcześniej wrócić jak mi się nie będzie podobało... przecież chciałam więcej ludzi w moim życiu- może uda się odnowić te "lepsze" znajomości:) przecież może być całkiem miło- i tego się trzymam...
w piątek umówiłam się do kina z Magdą i Sławkiem...
nie wiem jeszcze co zrobię z sylwestrem- ale może po porostu pójdę spać - otulona dobrymi myślami i pełna nadziei na nowy na pewno lepszy rok...:)
po co spinać się na siłę na jakąś imprezę- skoro i tak nie mam nastroju- ani odpowiedniego towarzystwa...
to będzie rok dobrych zdarzeń - dobrych zdarzeń i ludzi - rok dla mnie -
zobaczysz:)

poniedziałek, 26 grudnia 2011

nie przyjdzie do mnie na sylwestra
i dobrze
co ja sobie wyobrażałam...
znów mam klapki na oczach - powoli opadają i dobrze
- i bardzo dobrze - wróć na ziemię kobieto!!

poniedziałek, 19 grudnia 2011

idealnie...

hm...- można poznawać fajnych facetów w autobusie - to dlaczego nie można by takich poznawać w sklepie spożywczym?
po pracy od czasu do czasu zaglądam do małego sklepu spożywczego... od kilku miesięcy pracuje tam młody całkiem przystojny facet... zawsze uprzejmy i uśmiechnięty- od pierwszego wejrzenia wydał mi się po prostu sympatyczny... i właśnie dziś poprosił mnie o numer tel... moje tendencje ucieczkowe jak zwykle w takich sytuacjach gigantyczne- ale chyba się pokuszę o tę znajomość...

ależ byłam dzisiaj zła...
narzekałam ostatnio na brak ludzi w moim życiu... pojawiło się klika nowych całkiem fajnych osób... między innymi Natalka i Magda- bardzo je polubiłam, jedyny minus to taki że wracają od czasu do czasu tym samym autobusem co ja i Kamil... (w sumie w tym autobusie je poznałam;))więc wracamy w czwórkę... a ja zdecydowanie wolałabym mieć Go tylko dla siebie... w całej tej dzisiejszej babskiej paplaninie zamieniliśmy raptem może z pięć zdań- i każde było zaczepne...
ciągle nie wiem co z tym sylwestrem...
plan idealny byłby taki że wszyscy oprócz nas z tego autobusu wyparują... a autobus utknie z godzinnym korku - tak, byłby idealnie;-)

niedziela, 18 grudnia 2011

dobry przyjaciel

hm... - mam znów ochotę zapytać siebie o co w zasadzie mi chodzi...;)
to naprawdę fajny czas w moim życiu- dobrze mi samej ze sobą...
dużo się śmieje...
jakoś tak ostatnio dotarło do mnie że jestem "szczęściarą" - mnóstwo w moim życiu rzeczy które mnie cieszą ( pomijając te które mnie nie cieszą;))
perspektywa świąt już nie wydaje mi się taka straszna- nawet mnie trochę cieszy...
oczywiście nie obejdzie się bez tych wszystkich życzeń: miłości i oczywiście dobrego męża- tak te życzenia nie zmieniają się już od kilku lat - w kółko to samo...
tak jak bym nie mogła byś szczęśliwa bez tego męża...!!
oczywiście miłość to fajna sprawa- nawet coś o tym wiem- ale nie przesadzajmy... każdy stan ma swoje złe i dobre strony... teraz jestem sama - i zamierzam się tym stanem nacieszyć...
wiesz chyba zaczynam lubić siebie- naprawdę lubić siebie- to niesamowite...
staram się być dla siebie najlepszym przyjacielem... i wiesz że to działa;)

niedziela, 11 grudnia 2011

niebiesko mi ;)

jest mi dziś tak radośnie... noc była dla mnie dobra dziś - księżyc zaglądał do okna- taki jasny, wyraźny... białe chmury przesuwały się po niebie- a ja przyglądałam się temu z zachwytem...
z za szyby autobusu oglądałam przepiękny wschód słońca - a z drugiej strony ogromny księżyc chował się za horyzont... lubię jeździć autobusem i obserwować...
w drodze powrotnej grzałam twarz do słońca - i gdzieś ciągle na mojej twarzy błądził uśmiech...- jest mi radośnie- mam wrażenie że cały świat mi sprzyja- czuje w sobie taką energię...:)
nic szczególnego się nie dzieje- od świeci piękne słońce, kupiłam przepiękny niebieski płaszczyk ( jest po prostu bajeczny), ludzie na ulicy są jak by jacyś milsi, choinka na rynku na prawdę piękna... a myśli w mojej głowie radosne...
pięknie jest:)
i będę jutro niebiesko żółta;) mam żółtą spódnice i szalik- niebieskie rajstopy i płaszcz- chodząca energia- taki mam plan:)

piątek, 9 grudnia 2011

marudzę...;)

hm... w zasadzie nie wiem o co mi chodzi...:)
nagle z dnia na dzień pojawia się w autobusie facet- który mnie przyciąga... przyglądam się mu, obserwuje, wyłapuje najdrobniejsze szczegóły jego ubioru,zachowania, sposobu bycia... wzbudza we mnie coraz większe zainteresowanie...
pewnego dnia - po prostu się poznajemy... od tak po prostu... i nagle okazuje się że - też mnie zauważył, też był mnie ciekawy...
potem okazuje się również że mamy sobie dużo do powiedzenia - nigdy z żadnym facetem nie rozmawiałam tyle o książkach, filmach, muzyce i wierszach...
On wie o mnie tak dużo rzeczy-to dla mnie jest zaskakujące- mam wrażenie że może o mnie więcej powiedzieć niż Krzysiek z którym byłam 1,5 roku w związku... czasem czuje się przy nim zupełnie "naga"- mam wrażenie jak by mnie rozbierał z każdej mojej cechy, z każdego mojego lubienia, czy z każdej mojej złości- rozbiera mnie z wszystkiego a potem dokładnie ogląda, nazywa, pyta, ocenia...

i teraz mam możliwość spędzenia z nim sylwestra...
a ja zamiast się cieszyć tym faktem- marudzę... jeśli się uda to, to może być magiczny czas...
jestem niesamowita kobietą ( jak każda z nas) mam piękne ciało i bogatą duszę;)
i dlaczego nie mogę wziąć tego co chce mieć;)

czwartek, 8 grudnia 2011

panika...

jakiś nie pokój we mnie - coś każe mi uważać...
jeszcze nie za bardzo wiem co jest granę- ale czuje jakiś lęk...
popadam chyba w panikę... - zaprosiłam Go na sylwestra - do mnie do domu...
wstępnie zgodził się...
mielibyśmy spędzić u mnie w pokoju całą noc sami...
moje myśli galopują w złym kierunku - tych wszystkich złych rzeczy...
co jeśli to będzie klapa - ten sylwester - tzn. co jeśli nie będzie się dobrze bawił w moim towarzystwie... jakoś tak dziwnie... panikuje- prawda?

chciałaś, zrobiłaś, miałaś odwagę... :)
a teraz czas pokaże co z tego wyniknie - prawda?
nie ma miejsca na panikę...

wtorek, 6 grudnia 2011

szaleństwo...

myślałam że dziś Go nie będzie, zwykle nie wraca we wtorki - a przynajmniej tak mi się wydawało... więc nie czekałam na Niego, nie zastanawiałam się - a On przyszedł na ten przystanek, uśmiechnięty jak zwykle-zaskoczył mnie... byłam dziś sobą, czułam się dziś sobą- tzn. czułam się swobodnie w Jego towarzystwie... rozmowy z nim zawsze są pełne śmiechu i swobody... nigdy nie możemy się nagadać- zawsze jak już wysiada czuje niedosyt...
coś się zmieniło- coś bardzo subtelnego... częściej nasze ręce się spotykają gdzieś mimo chodem, bliżej stoimy obok siebie, pochyla głowę kiedy coś mówię-jest w tedy tak blisko- zawsze mam ochotę wplatać moje palce w jego włosy...

opowiadałam o tańcu... i nagle zaproponował żebyśmy chodzili razem na kurs tańca...
wmurowało mnie w siedzenie dosłownie...:) pytam czy aby sobie nie żartuje...
wychodzi na to że sobie nie żartuje - a nawet wyglądało jak by mu na tym zależało...
nawet nie umiem opisać emocji we mnie w tamtym momencie... to byłoby szaleństwo:)
taniec z nim i bliskość, wspólny czas z nim... to byłoby szaleństwo...

poniedziałek, 5 grudnia 2011

przerażona

pomyślisz dziś o tym facecie jeszcze choćby przez 5 minut a zawarujesz - obiecuje Ci to... znów przesadzasz- wiesz? i to ostro przesadzasz... więc proszę Cie weś Ty się w garść... bo nic się nie dzieje - w zasadzie nic się nie dzieje...
wiem - boisz się - a nawet jesteś przerażona - ale to nic nie zmienia...

piątek, 2 grudnia 2011

sukienka...

kupiłam sukienkę - bajeczną sukienkę...
koloru pięknej czerwieni z dodatkiem czerni...
z dzianiny...
jest grzeczna- tak bardzo grzeczna...:)
prosta, bardzo klasyczna - taka pensjonarka...
i tylko długość jest niegrzeczna....;)

taka w sam raz na randkę...

tylko niech On mnie na nią w końcu zaprosi! ;-)

czwartek, 1 grudnia 2011

taka malutka...

czułam się dziś przy nim taka maleńka... dziś to dopiero było tłoczno w tym autobusie- swoją drogą taki tłok to fajny sposób na poznawanie nowych ludzi...;)
był tak blisko... tak blisko... ja dziś w butach na płaskim obcasie sięgałam mu chyba do ramion- żeby na niego popatrzeć musiałam wysoko zadzierać głowę... tak się śmialiśmy dzisiaj w tym autobusie...- chyba było słychać tylko nasze śmiechy...
flirtował dziś ze mną...;) więc stosunki w autobusie uległy ociepleniu;)
zapytał co robię w sylwestra- odpowiedziałam zgodnie z prawdą, ze kupię sobie dobrego szampana, zrobię coś dobrego do jedzenia i spędzę ten wieczór sama...- zupełnie jak On też sam...
hm- może by to jakoś połączył... ;) te nasze samotnie... :)

wtorek, 29 listopada 2011

dobrze mi...

właśnie tak dobrze mi... - samotność już nie boli, samotność już mi nie przeszkadza, wieczory już nie są takie straszne - przeciwnie, są przyjemne-są moje-to mój czas...
pogada jest bajeczna - dużo słońca - to dobrze - znacznie łatwiej przetrwać listopad...
ogólnie dobrze się czuje - jakoś lepiej sobie radzę ostatnio z moimi emocjami- potrafię się zmotywować do różnych rzeczy, do drobiazgów - nie marnuję czasu na użalanie się nad sobą... potrafię pokierować swoje myśli na jasną stronę rzeczywistości...:) mam wrażenie że cały świat mi sprzyja- a w zasadzie nic wielkiego się nie dzieje...
mnóstwo rzeczy mnie cieszy, mnóstwo rzeczy sprawia mi radość... czas samej ze sobą- dobrze mi robi... to dobry czas ;)

poniedziałek, 28 listopada 2011

andrzejkowo...

byłam w sobotę w klubie na Andrzejach... i byłam zakłopotana-znalazłam się w dość niezręcznej sytuacji... dzwonił K. - zaproponowałam mu żeby przyjechał właśnie do klubu- ale sądziłam że przyjedzie ze znajomymi, tak jak zwykle- a On to chyba odebrał jako moje zaproszenie... a ja byłam umówiona ze Sławkiem... w gruncie rzeczy K przyjechał sam - i mieliśmy trójkącik- ja pomiędzy byłym facetem a kolegą... rewelacja...;/ było mi okropnie niezręcznie... a widziałam że K jak przykro- sądzę ze wziął nas za parę mnie i Sławka... szybko pojechał do domu- nawet się ze mną nie pożegnał... nie pomyślałam że to tak może wyglądać- dopiero Sławek mnie uświadomił- a K. swoim zachowaniem to potwierdził...
jak zwykle w mojej głowie pojawił się galop złych myśli, i obawa o "biednego" K.
ale potrafiłam powiedzieć sobie stop, nic złego nie zrobiłam, nic złego nie miałam na myśli, zresztą nie muszę się mu z niczego tłumaczyć, a jak dzwonił wspominałam o Sławku...
koniec kropka... przyszłam tam potańczyć, spędzić miło czas- i tak właśnie potem było... dużo się śmiałam, dużo tańczyłam... spotkałam chłopaka z poprzedniego tygodnia- facet naprawdę fajnie tańczy- spędziliśmy razem w zasadzie pół imprezy...


rozmowy w autobusie są jak balsam na moją duszę, przywracają wiarę w inteligentnych i błyskotliwych,oczytanych facetów;) zaproponował mi znów płyty tym razem z filmami - nagra je specjalnie dla mnie - prawda że miło;)

czwartek, 24 listopada 2011

zauroczenia ciąg dalszy...
jest ostatnio jakiś smutny, inny niż do tej pory był, inny niż do tej pory Go znałam...
a ja ciągle kreuje siebie na taką, niezależną, samowystarczalną, odważną i w ogóle, w ogóle... stanowczo za dużo Go w mojej głowie...
nie znam Go, prawie nic o nim nie wiem... a jakoś tak boję się zadawać pytań, jestem ostrożna i paradoksalnie staram się trzymać dystans - pragnąc odrobiny bliskości...

dziwnie się dziś czułam w tym autobusie... nie byliśmy sami- tzn. były też dwie moje koleżanki ja i On- staliśmy wszyscy razem, rozmawiając... dziwnie czułam się w tym towarzystwie...

wiem co powinnam zrobić - zająć się sobą... zająć się swoimi rzeczami, swoimi przyjemnościami...

wtorek, 22 listopada 2011

ależ jestem nie poskładana...
tak się zauroczyć - w moim wieku... - porażka;)
już od dawna się tak nie czułam- jakoś nie za bardzo umiem sobie z tym radzić- ale może tu nie trzeba sobie radzić- tylko dać się ponieść, czuć - od i tyle...
mam Go w głowie za każdym razem kiedy tylko zamknę oczy...
wszystko co z nim związane ma silny, mocny smak...
i naprawdę dużo bym dała ażeby wiedzieć co On ma w tej swojej głowie...- chciałabym wiedzieć jak On mnie odbiera...
boże kto by pomyślał że w autobusie znajdę takie emocje;)
było dziś dużo ludzi, tłoczno... nie mógł do mnie podejść...- pozostały tylko kradzione uśmiechy i spojrzenia... potem rozmawialiśmy - i ciągle mnie zaczepia z łobuziarskim uśmiechem...

jeszcze nie dawno bałam się że znalazł to miejsce tutaj- skasowałam wszystkie notki z nim związane... na szczęście znalazł tylko mojego poprzedniego bloga...
zaskoczona byłam okropnie przebiegiem sytuacji...
i wiem że życie mnie jeszcze zaskoczy- zawsze zaskakuje:)

sobota, 19 listopada 2011

...

kupiłam sobie fajną, ciepłą czapkę i szalik... w kolorze żółtym:) stwierdziłam że stanowczo za dużo już tej szarości i czerni wszędzie... - więc mam żółtą czapkę;)

wieczorem planuje wyjść do klubu potańczyć - z zasadzie nie mam jakiejś szczególnej ochoty na to- ale powiedzmy że okoliczności są sprzyjające - więc lepiej to wykorzystać- może akurat będzie fajnie- zresztą odrobina ruchu zawsze się przyda...

jakieś przeziębienie mnie nabiera - ale nie dam się, pije mnóstwo herbaty z miodem i cytryną i powinno pomóc- i nawet słyszeć nie chcę o żadnych tabletkach czy syropach...

mam kilka fajnych książek- czekają tylko kiedy po nie sięgnę...

na jutro zapowiedzieli się do mnie goście - koleżanka z mężem i dzieciakami... kombinuje teraz czym by tu ich ugościć... mam jakąś nie odpartą potrzebę przebywania z ludźmi- mam ochotę zaprosić kogoś jeszcze- zobaczymy... :)

i czekam na śnieg... :)

czwartek, 17 listopada 2011

...

tak mi jakoś nie wygodnie teraz w moim życiu...
zauroczyłam się i to uczucie dominuje nad wszystkim innym... - w sumie powinnam się cieszyć - to fajne uczucie - przecież nic złego się nie dzieje...
był dzisiaj moją radością, był dzisiaj uśmiechem...
chciał mnie chronić przed upadkiem- bardzo nie poradny gest...
a między słowami sypią się iskry...;) iskry zaczepliwości...

i wiesz nawet nie mogę sobie wyobrazić sytuacji jakiejkolwiek bliskości... nawet dotyk dłoni w tym przypadku wydaje mi się być zbyt intymny... dziwne uczucie - nieśmiałości?

środa, 16 listopada 2011

...

zupełnie nie wiem co powiedzieć....
ale to wszystko jest poplątane... - spędziliśmy ze sobą 1,5h - miałam mu nawrzucać, miałam na Niego nakrzyczeć - i mi nie wyszło - tzn zapytałam o to co chciałam zapytać... jak zwykle w głowie masz sto tysięcy możliwych scenariuszy - a rzeczywistość i tak będzie inna...
i jak zwykle w takich sytuacjach analizuje całe spotkanie i zastanawiam się jak się zachowałam, co powiedziałam - co mogło mu się podobać a co mniej...
ale po cholerę tak robię - jestem sobą - sobą powinnam być - i albo mnie taką lubi, albo nie... i koniec i kropka...
zrobiłam pierwszy krok - zrobiłam...
i na tym basta...

sobota, 12 listopada 2011

złość

jestem taka zła... moją złością można by obdarować pół kosmosu a jeszcze by jej zostało... to złość w najczystszej postaci... tylko nie za bardzo znam powód tej mojej złości... On zachował się jak kretyn a ja się wściekam na siebie - za cholerę nie wiem gdzie w tym jest logika...
cały dzień sprzątam- już nie mam gdzie rozładować tej złości - pojechałabym do klubu potańczyć - ale zupełnie nie mam dziś towarzystwa - a samej jakoś mi się nie za bardzo chce...
więc uziemiona dziś jestem z tą moją złością...

piątek, 11 listopada 2011

Cyklamen- fiołek alpejski

Cyklamen jest jednym z najpiękniejszych kwiatów pokojowych, które kwitną w zimie. Jest rośliną wieloletnią o kolorystyce czerwonej, różowej, białej i wielobarwnej, jego liście mają kształt serduszek.

Żeby fiołek pięknie kwitł i nie przysparzał nam dużo problemów w pielęgnacji, powinien przede wszystkim znajdować się w miejscu chłodnym (ale z dala od przeciągów), w półcieniu i w pobliżu świeżego powietrza. W temperaturze pokojowej cyklamenom jest zdecydowanie za ciepło. Jeżeli mamy taką możliwość, to przynajmniej na noc, powinniśmy go przenosić w miejsce znacznie chłodniejsze.

Roślinę należy podlewać dokładnie, ale nigdy na bulwę bo zgnije, wlewamy wodę do podstawki , a po pół godzinie zbędną wodę wylewamy, dobrze gdy roślina stoi w pomieszczeniu o dużej wilgotności powietrza.

Bardzo ważne jest, aby kwiaty które przekwitły i żółkną, wyrywać a nie wycinać, ponieważ pozostałe ogonki mogą gnić. Brzydko to wygląda i prowadzi do infekcji.

Cyklameny należy zasilać podczas kwitnienia i przed nim. Robimy to co 10 dni, używając nawozu uniwersalnego do roślin domowych lub specjalnych nawozów do fiołków.

Gdy zauważymy suche plamy na brzegach liści to oznacza, że kwiaty zostały wystawione na słońce, gdy liście były jeszcze mokre. Małe liście i mało kwiatów to oznaka braku dobrych odżywek.

Kilka tygodni po kwitnieniu, gdy liście zaczną żółknąć, należy stopniowo ograniczać podlewanie, aż bulwy wejdą w stan spoczynku, i pozostawić doniczkę w miejscu chłodnym i ciemnym przez około trzy miesiące. Po okresie spoczynku sadzimy w kwaśne próchniczne podłoże, pozostawiając połowę bulwy na powierzchni. Trzymamy w miejscu nieco zacienionym i jeśli to możliwe - w temperaturze 8-10°C do czasu pojawienia się pierwszych liści. Nawożenie rozpocząć po około miesiącu od wsadzenia bulw w nową ziemię i doniczkę. Nie należy przesadzać do zbyt dużych doniczek bo w małych roślina lepiej kwitnie. Przesadzając, pamiętajmy o tym, żeby wierzchołek bulwy trochę wystawał nad ziemię.

niedziela, 6 listopada 2011

ważne pytania..

życie nie może być beznadziejnym splotem okoliczności w których człowiek jet bezradnym więźniem...

zadaj sobie istotne pytania, rozmawiaj ze sobą, dowiedz się dlaczego tak jest? Czy ja tego chcę, żeby tak było?

dlaczego ktokolwiek miałby się opiekować albo mnie kochać- dlaczego oczekuje od ludzi czegoś czego sama nie potrafię...
dlaczego moje dobre samopoczucie, szczęście i życie uzależniam od tego co zachcę mi dać lub zrobić inni ludzie..

pretensje mogę mieć tylko do siebie...
zorganizuj sobie sam swoje własne życie...
- czego pragnę?
- o czym marzę?
- czego potrzebuje?

życie powinno być radością a człowiek powinien być zadowolony z tego kim jest i co robi!
dialogi z samym sobą to krok we właściwym kierunku;)

jesiennie...

jest tak pięknie...
słońce świeci jasno i wyraźnie,ogrzewa swoimi promieniami... niebo jest czyste, przejrzyście błękitne-można utonąć w tym błękicie...
wszędzie żółte,czerwone i brązowe liście-uwielbiam ten dźwięk - szelestu liści pod stopami...
wiesz jak pachnie jesień? ja znam ten zapach - jet przyjemnie odurzający, wpływa na mnie nostalgicznie...

byłam w sobotę w klubie - umówiłam się tam ze Sławkiem- uwielbiam tego faceta- tak po przyjacielsku,po koleżeńsku- uwielbiam spędzać z nim czas...
było mi tam tak błogo,miałam w sobie mnóstwo energii i uśmiechu...
czułam się piękna,zmysłowa i kobieca... muzyka poruszała moje ciało- a ja się temu poddawałam... taniec ma w sobie pasje - ma w sobie coś z namiętności...
pięknie było

tak mi dobrze... samej ze sobą...
czuje się cudowanie :-)

piątek, 4 listopada 2011

już czas... ;)

jakiś dziwny czas u mnie ostatnio...
niby jest spokojnie,niby dużo się uśmiecham,niby mam w sobie radość którą lubię...
niby wszystko jest w porządku...
ale tak mi jakoś nie wygodnie,tak jak by nie na swoim miejscu...

słucham piękniej muzyki- dociera i porusza odległe skrawki mojej duszy- jest zupełnie piękna...

jakoś tak zupełnie przez przypadek ( choć nigdy nie wiadomo czy to przypadek czy przeznaczenia) wpadły mi do ręki książki, a dokładniej trzy książki - każda z nich jest o spełnianiu marzeń, o sile pasji w życiu o życiu z pasją, o pewności siebie- o tym wszystkim żeby być szczęśliwym i spełnionym... jakoś tak to wszystko motywuje mnie do zmian w moim życiu - do dobrych zmian...

nikt nigdy mnie nie kochał,dla nikogo nigdy nie byłam wystarczająco ważna - najważniejsza ( mówię tutaj o miłości mężczyzny do kobiety)
nikt nigdy nie kochał mnie tak naprawdę...
to smutne - ale to nic nie zmienia...

może czas pokochać samą siebie- najwyższy czas...

poniedziałek, 17 października 2011

sobota...

spędziłam kilka godzin w ogrodzie - przygotowałam wszystko na zimę - przykryłam lilie, wykopałam frezje i dalie... posadziłam tulipany, liliowce, żonkile... było zimno - ale to był dobry pracowity czas...
wieczorem po prostu wsiadłam w samochód i pojechałam potańczyć - zupełnie sama...
niezależna od nikogo, nie musiałam się przejmować nikim i niczym...
to był jeden z tych niesamowitych wieczorów na parkiecie - kiedy taniec dodaje energii... i kiedy czuje się szczęśliwa...
spotkałam koleżankę jeszcze z podstawówki, była z mężem i znajomymi... podeszłam z uśmiechem, zapytałam co słychać... zaprosiła mnie do ich stolika - i w zasadzie cały wieczór spędziliśmy wspólnie... wszyscy byli bardzo mili i serdeczni- rozmawialiśmy, śmialiśmy się jak by mnie znali od zawsze... naprawdę dobrze się czułam...
był tam taki facet M. który był mną zachwycony:) wyściskał mnie, wyprzytulał - ale to było bardzo przyjemne- bez podtekstów seksualnych - tylko z serdeczności i sympatii- mnóstwo czasu spędziliśmy razem na parkiecie... fruwałam w Jego ramionach...:)
odprowadził mnie do samochodu - w samej koszul wyskrobał mi szyby moja kartą do biblioteki... (był mróz- szyby były całe białe)
tak- to był naprawdę dobry wieczór

powrót samochodem w nocy nie był taki straszny...

poniedziałek, 10 października 2011

niesamowite...

wiesz że wszystko jest możliwe...?
wszystko może się zdarzyć...
każdego może spotkać coś niezwykłego... - każdy dzień- to szansa...
nie mam siły dziś Ci o tym opowiedzieć - ale spotkało mnie coś... naprawdę niezwykłego...

i poznałam kogoś- kogo od dawna już chciałam poznać... :)

opowiem, opowiem o tym innym razem...

środa, 5 października 2011

ciasto z malinami

tak - mam ochotę na ciasto z malinami...
ooo np. takie:

Składniki na kruche ciasto:
• 2,5 szklanki mąki pszennej (może być również mąka krupczatka)
• 250 g masła lub margaryny, zimnego
• 2 łyżeczki proszku do pieczenia
• 3 łyżki cukru pudru
• 5 żółtek

Masło pokroić w kostkę, szybko zagnieść z pozostałymi składnikami ciasta (można również składniki zmiksować w malakserze). Jeśli ciasto będzie zbyt sypkie, dodać 1 - 2 łyżki wody. Podzielić na 2 części - około 60% i 40%, każdą zawinąć w folię spożywczą, zamrozić. Tą czynność można zrobić dzień wcześniej.

Blachę o wymiarach 33 x 20 cm wysmarować masłem, wyłożyć papierem do pieczenia. Na spód zetrzeć na tarce większą część ciasta (60%), lekko przyklepać dłonią i wyrównać. Podpiec na złoty kolor w temperaturze 190ºC przez około 20 minut. Odstawić do całkowitego wystudzenia.

Delikatna budyniowa pianka:
• 5 białek
• 1 szklanka drobnego cukru do wypieków
• 1 opakowanie cukru wanilinowego (16 g)*
• 2 opakowania budyniu waniliowego lub śmietankowego, bez cukru (2 x 40 g)
• 1/2 szklanki oleju słonecznikowego

Ponadto:
• 500 g malin (mogą być mrożone, nie rozmrażamy ich wcześniej)
• cukier puder do oprószenia

Kiedy podpieczony spód jest wystudzony, zacząć ubijać białka. Po ubiciu na sztywno, powoli, łyżka po łyżce wsypywać drobny cukier i cukier wanilinowy, cały czas ubijając na najwyższych obrotach. Następnie powoli wsypywać proszek budyniowy, cały czas miksując, by dobrze się rozpuścił. Strużką wlewać olej, miksując do połączenia.

Na podpieczony, zimny spód ciasta wyłożyć ubitą pianę. Wyrównać i układać gęsto maliny (otworkami do góry). Maliny łopatką lekko wepchnąć w pianę. Na wierzch zetrzeć resztę zamrożonego ciasta (40%).

Piec w temperaturze 190ºC przez około 30 - 40 minut. Wyjąć, przestudzić, oprószyć cukrem pudrem.

sobota, 1 października 2011

miałam ochotę dziś potańczyć - nic z tego nie wyszło...
więc jestem tu i tak mi jakoś chyba trochę smutno - do jutra mi przejdzie;)

odkryłam ostatnio że przyjemne jest sprawianie przyjemności innym...- dodaje to energii i lekkości mojej duszy...

brakuje mi ludzi - jakichś takich relacji - przyjacielsko koleżeńskich...
jutro wybiorę się na spacer do lasu - lubię jesień w lesie...
dbanie o siebie sprawia mi radość - tak ogólnie znów upijam się każdą dobrą chwilą... mnóstwem rzeczy które są do o koła mnie...
lubię ostatnio spacerować po mieście ze słuchawkami w uszach z taneczną muzyką w tle- słońce świeci mi w twarz...

środa, 28 września 2011

samotność

zbieram kasztany - mam je już w każdej torebce i kieszeniach... lubię kasztany - każdy ma inny kształt... jest taka piękna pogoda - malownicze wschody i zachody - słońca... chodzę na długie spacery- chodzenie zawsze mnie uspokajało...

jakoś tak trochę trudno jest mi się znów przyzwyczaić do samotności...- do takiej samotności w pojedynkę...
staram się nie zamykać w sobie..., staram się cieszyć każdym dniem, staram się wypełniać myśli, wieczory- czymś dobrym...
ale czasem dopada mnie smutek- i taka bylejakość i to cholerne poczucie że nikogo na mojej drodze nie spotkam - tzn nikogo- takiego tylko dla mnie...

co za bzdury wypisuje- prawda?

zaparzę sobie zaraz owocowej herbaty, wezmę ciepły prysznic, otulę się kocem i obejrzę jakąś komedie...

poniedziałek, 26 września 2011

imprezowo...

to była dziwna impreza... ogólnie źle się czułam... - nie serce a żołądek spłatał mi figla, źle się czułam fizycznie...
K. zachował się okropnie - tzn udawał ze mnie nie zna - cały czas przy tym starając się być obok mnie, ciągle łapałam na sobie Jego spojrzenia - apotem odwracał wzrok... ja naprawdę sądziłam ze zachowa się jak człowiek- podejdzie zapyta co słychać- tak normalnie... przeliczyłam się...
było mi przykro- starałam się zbytnio tym nie przejmować...
po kilku godzinach podeszłam ja i pogratulowałam mu umiejętności udawania że mnie nie zna i że świetnie mu to wychodzi... jemu zrobiło się głupio- a ja sobie poszłam...
w niedziele do mnie dzwonił- nie odebrałam- no bo po co?


był też Z. - ten Z. który tak bardzo mi się podoba, ciekawi mnie ten facet- żeby nie powiedzieć intryguje... Jego zachowanie jest tak bardzo sprzeczne- nie ogarniam tego...
jakieś uśmiechy, spojrzenia- zamieniliśmy kilka zdań...
potańczyliśmy trochę razem...
i w zasadzie to wszystko- jakiś taki mało rozmowny był- miałam wrażenie że się nudzi... może jest nieśmiały- nie wiem-ale na pewno nie mam ochoty Go tłumaczyć i za nim gonić... o nie, nie, nie...
obserwowałam Go od kilku imprez - zanim do mnie podszedł - On nie podrywa dziewczyn na prawo i lewo, jest bardzo przystojny - za każdym razem kiedy jakaś dziewczyna próbowała Go jakoś poderwać On sobie szedł - zupełnie nie wzruszony...
więc w zasadzie tylko do mnie podszedł... - co nie zmienia faktu że zachowuje się teraz tak jak bym Go chciała zaprowadzić do ołtarza...
ech ci mężczyźni... ;)

czwartek, 22 września 2011

rozmawiałam z Krzyśkiem- zadzwonił do mnie... w zasadzie rozmawialiśmy pierwszy raz od rozstania... dziwnie mi tak jakoś...- długo rozmawialiśmy o rzeczach różnych, o naszej codzienności... dobrze było Go usłyszeć- ale to już zupełnie inne emocji- wszystko tak jakoś inaczej...
niby ten sam znajomy głos, śmiech, sposób wyrażania się- a jakoś tak wszystko odległe inne, już takie nie moje... mówił że w sobotę wybiera się do klubu - do tego samego klubu do którego ja chodzę- więc pewno zobaczymy się w sobotę... dobrze że wiem- będę miała czas oswoić się z tym... mam nadzieje że moje serce nie szykuje mi żadnych niespodzianek - na ten moment kiedy Go zobaczę...

środa, 21 września 2011

...

czytam...
oglądam filmy...
sporo rozmawiam z ludźmi - znów jestem bardziej otwarta na innych...
zbieram kasztany...
dużo się uśmiecham...
i przeziębiłam się... - boli mnie głowa ale o tym staram się nie myśleć...

piątek, 16 września 2011

dobry wieczór

to był bardzo dobry wieczór...
byłam zdenerwowana, tak jak się denerwuje przed spotkaniem, randką?
a przecież Jarek to dobry kolega jeszcze z liceum, potem kontakt się urwał, wstąpił do seminarium- był tam 4 lata... teraz miał rok przerwy- jest bardzo rozdarty- chyba nie za bardzo potrafi podjąć trafną decyzję... ale co się dziwić to trudna decyzja... do 23 września ma zdecydować czy wraca, czy rezygnuje z bycia księdzem...
to bardzo fajny facet, naprawdę fajny... ma lekkość w poznawaniu nowych osób, lekkość w kontaktach w ogóle z ludźmi... jest bardzo inteligentny, dowcipny- sypie kawałami jak z rękawa... ale to nie taki pyt śmieszka, czy klauna... trudno mi Go zdefiniować- więc może nie będę tego robić...:)
byliśmy umówieni dziś u mnie na oglądanie filmów...
jakiekolwiek zdenerwowanie zniknęło jak tylko Go zobaczyłam...
dużo się śmialiśmy, rozmawialiśmy, droczyli... było mi tak dobrze w Jego towarzystwie- w zasadzie w ogóle nie musisz się przejmować jak wyglądasz i co mówisz... jesteś sobą w 100%
na pożegnanie mocno mnie przytulił

i K dzwonił
- w zasadzie nie chcę teraz o tym myśleć

wtorek, 13 września 2011

tak spokojnie

dziś tak pięknie świeciło słońce... niebo było tak intensywnie niebieskie- białe puszyste chmurki wędrowały po niebie jak szalone- pchane przez wiatr- uwielbiam wpatrywać się w te chmury...
czułam się dziś kobieco - w ciemno żółtej spódniczce, ciemno fioletowej bluzce i butach na obcasach...związałam włosy w kucyk, w uszy wpięłam kolczyki...

odbieram telefon
"jak się czujesz"
"dobrze, bardzo dobrze już dawno nie czułam się tak dobrze jak dziś" odpowiadam radośnie...

zrobiłam sobie dziś zmysłową kąpiel przy świecach... otulał mnie zapach lilii...
zaraz wtulę swoje nagie ciało w kołdrę
noc przyniesie spokój i piękne sny...

poniedziałek, 12 września 2011

moje kredki, moja kolorowanka

i od czego by tu zacząć... tyle mam do powiedzenia - że aż mam mętlik w głowie...
zauroczyłam się;) mówiłam już o Nim... nie wiem dlaczego tak jest że z całego tłumu przyciąga nas tylko ta jedna, jedyna osoba... już dawno żaden facet nie wzbudził we mnie takiego zainteresowania... poznał mnie ( choć poznaliśmy się jakieś 4 tygodnie temu) uśmiechnął się, powiedział cześć...
i na tym koniec rewelacji;) - bo całą imprezę spędził z jakąś kobietą... rozmawiali, tańczyli... przyznaje ukłuło mnie trochę- ale odpędziłam złe myśli daleko, bawiłam się świetnie, było kilkoro moich znajomych- w tym Sławek kolega ze studiów- śmialiśmy się wygłupiali na tym parkiecie... był Jarek- kolega jeszcze z liceum- tańczy po prostu rewelacyjnie (ale co się dziwić sokor jest instruktorem tańca) więc wspólnie daliśmy taki pokaz:) a On stał i się przyglądał - widziałam:)
okazało się potem że Jarek zna bardo dobrze tą kobietę z którą bawił się Z. podobno to starzy znajomi ze studiów, a Ona jest zamężna z dwójką dzieci- więc podziękowałam Jarkowi za ważne informacje...:)
widzę jak Z. idzie do baru... więc myślę sobie podejdę za chwile i ja - a co nie wolno mi kupować soku;) - dam mu szansę zagadać...
tak też zrobiłam, podeszłam do baru, poszukałam jakiejś wolnej przestrzeni, podszedł do mnie, posłałam uśmiech i zaczęliśmy rozmawiać... od, taka zwykła pogawędka przy barze... kelnerka nie spieszyła się zbytnio ażeby nas obsłużyć- za co byłam jej bardzo wdzięczna:)
ale nic nie trwa wiecznie... kupiłam sok- podziękowałam za miłą rozmowę i poszłam do loży... od ażby nie miał za łatwo;)
facet naprawdę mi się podoba...
zmalałam Go nawet na n.k. i jakież to było moje zdziwienie kiedy okazało się że ma 32 lata... wygląda na trochę ponad 20:)
mam nadzieje że będę miała okazje Go poznać...
ale jeśli nie- to też nic się nie stanie...

staram się zmienić podejście do tego wszystkiego... mam wrażenie że do tej pory za bardzo chciałam kogoś mieć, za bardzo chciałam kochać... zbyt szybko wplątywałam się w różne relacje i związki...
teraz chciałabym dać sobie czas... pochodzić na randki... poznawać nowych ludzi - obserwować siebie, uczyć się siebie w dobrych relacjach z ludźmi...
z Jarkiem jesteśmy umówieni na oglądanie filmów - lubię z nim rozmawiać...
Kuba dzwonił - po dłuższej nieobecności... dałam mu delikatnie do zrozumienia że fajnie byłoby się zobaczyć;)
a dlaczego nie? jestem dojrzałą kobietą, która może robić to na co ma ochotę... szczerze wobec siebie i innych... a Kuba wydaje mi się być interesującym facetem- takim do flirtu a może i nawet małego romansu...

chce cieszyć się życiem, rozwijać swoje zainteresowania, częściej zaglądać tu na bloga, spędzać więcej czasu ze znajomymi i umawiać się z facetami na randki... a wszystko to w zdrowych proporcjach...

czwartek, 8 września 2011

różnie...

na toaletce obok mojego łóżka stoi flakonik - są tu astry i frezje z mojego ogródka...
frezję przepięknie pachną- upajam się ich słodkim zapachem...

umówiłam się w niedziele z Danielem - planuje poinformować Go że interesuje mnie tylko koleżeński układ... zawsze miewałam trudności z takimi sytuacjami- zazwyczaj wplątywałam się w jakieś dziwne układy - zazwyczaj nie za bardzo umiem powiedzieć co czuje i czego chcę... zwykle zastanawiam się jak poczuje się ta druga osoba i co by tu zrobić, jak by to zrobić ażeby jej nie zranić... i najczęściej kończy się tym że ląduje w jakimś dłuższym lub krótszym związku... o nie, nie, nie... tak jak mówiłam daniel jest fajnym, przystojnym miłym facetem- a jednak intuicyjnie czuje że powinnam trzymać dystans - i tak właśnie zrobię... możemy się spotykać od czasu do czasu-jeśli będzie chciał- ale na czysto koleżeńskich zasadach...

znów dużo czytam książek... ostatnio zafascynowała mnie książka "kochanice króla" , 780 stron - przeczytałam z zapartym tchem... nigdy nie lubiłam historii- a teraz odkryłam jakie to może być ciekawe - i tak zaczytuje się w historycznych książkach...

wróciła mi ochota na obcasy i spódnice - myślę że to dobry znak;)

wtorek, 6 września 2011

dziś już wtorek - czas goni do przodu...
dziś mam imieniny - w zasadzie pamiętały o tym dwie osoby- ale to nie ma znaczenia... dobrze się czuje - zaraz po pracy zrobiłam sobie wieczór tylko dla siebie - pod kocem z książką...

wesele? daniel?
byłam z siebie dumna - bo jak to zwykle przed wielkim wyjściem okazuje się że jakieś szczegóły są niedopracowane, to fryzura nie układa się idealnie, to lakier na paznokciach jest nie równo - i tym podobne drobiazgi zawsze zupełnie wyprowadzały mnie z równowagi... tym razem udało mi się zatrzymać ten galop myśli, wziąć głęboki oddech i złapać zdrowy dystans...
dobrze się czułam - nie porównywałam siebie z nikim innym... po prostu dobrze było mi w swojej skórze...
daniel?
daniel był mną oczarowany... jest fajnym bardzo miłym facetem... ale jakoś tak - nie wiem jak to trafnie określić - drażnił mnie... chyba za bardzo chciał dobrze wypaść, za bardzo się starał...
prawie każdy mężczyzna zwrócił na mnie uwagę, czułam na sobie spojrzenia, łapałam uśmiechy... to był dobry wieczór dla mnie...

środa, 31 sierpnia 2011

wesele... :)

sobotnia impreza - była taka jak przewidziałam... bardzo mało osób - co w żadne sposób mi nie przeszkadzało - wytańczyłam się, wybawiłam...
i pewien pan patrząc na mnie stwierdził " piękna jesteś, na prawdę piękna jesteś"
podziękowałam uśmiechem - i ciepłym dziękuje...

ostatnio dobrze się czuje - sama ze sobą... mnóstwo rzeczy mnie cieszy... znów jest mi radośnie, pogodnie... choć miewam chwile kiedy mi smutno, kiedy czuje się samotna... kiedy brakuje mi ciepła i czułości... ale to chyba normalne prawda?
K od czasu do czasu przypomina o sobie- jakimś sygnałem- najczęściej gdzieś przez weekend- a ja się zastanawiam w zasadzie o co mu chodzi... ma coś do powiedzenia to niech to powie... a nie tak - nie wiadomo jak...

po za tym w sobotę idę na wesele;)
to śmieszna historia - mama wraz ze swoją koleżanką z pracy wyswatała mnie z jej synem... wylukałam Go najpierw sobie na n-k.... przystojny, wysoki, czarny, opalony dobrze zbudowany... więc myślę sobie- tak wspaniałomyślnie mogę się zgodzić..;)
rozmawialiśmy przez telefon, bardzo uprzejmy i miły... jesteśmy umówieni na wieczorek zapoznawczy w piątek... ( tak, tak w sobotę wesele) śmiesznie będzie;-)
ale co- trzeba się integrować...:) zamierzam dobrze wyglądać i dobrze się bawić... podobno Daniel ( tak ma na imię) bardzo lubi tańczyć- zapowiedział się ze prowadzi samochód więc nie pije alkoholu... - więc zapowiada się bardzo miło...
wstępnie mieliśmy się zobaczyć gdzieś na mieście - ale w końcu zostało na tym że przyjedzie do mnie do domu - tak trochę mi to nie na rękę - tzn. zupełnie inaczej jest gdzieś na mieście a zupełnie inaczej w moim pokoju- zupełnie inna atmosfera...
ale zamierzam być otwarta i towarzyska - bez żadnych tendencji ucieczkowych i analizowania wszystkiego... zamierzam Go poznać, zobaczyć jakim jest człowiekiem -
w sobotę zamierzam dobrze się bawić... noże nawet troszkę dać się ponieść.. ale ccciii ;-)
i mam na tą okazję cudną klasyczną czerwoną sukienkę...

sobota, 27 sierpnia 2011

impreza...

więc z godnie z planem wybieram się na imprezę...
zamiast szortów jest dżinsowa spódniczka - i trampki... - zupełnie nie mam ochoty dziś na obcasy... przymuszam że będzie mało ludzi...- ale mam zamiar się wytańczyć jak za starych dobrych czasów- nacieszyć się muzyką i ruchem.... i żadnych facetów..:) ( taaa jasne...;) ) u
i zobaczymy może będę mieć dziś okazje żeby sama pojechać- chyba tak zwyczajnie trochę się boje- no ale co mi się może stać....? zresztą jak jesteśmy we dwie ( gdzie Ninuś cały czas spędza obok w klubie ) to tak jak bym była sama...
chodzi jeszcze o drogę i jazdę samochodem...
no ale nie bawmy się w czarnowidztwo...
będzie fajnie- tak tak właśnie ma być...

a jutro z fajnym kuzynostwem wybieram się nad Solinę...

środa, 24 sierpnia 2011

inna rzeczywistość...

obudziły mnie intensywne promienie słońca... wzięłam ciepły, długi i przyjemny prysznic...zadbałam dziś o siebie-ułożyłam lekko włosy, zrobiłam piling ciała, pomalowałam paznokcie na czerwono- wychodząc na miasto założyłam lekką zwiewną sukienkę i buty na obcasie...
od razu mi lepiej
ostatnio upatrzyłam sobie sukienkę - tak bardzo mi się spodobała- ale nawet jej nie przymierzyłam -jeśli będzie na mnie dobrze leżeć to ją jutro kupię - a co - odrobina przyjemności nie zaszkodzi...
tak znacznie lepiej się czuje- i w cale nie chodzi o zabiegi pielęgnacyjne czy perspektywa nowej sukienki... chodzi o moje nastawienie o mój sposób myślenia...
codziennie dostrzegać z życiu coś dobrego, coś wartościowego, coś pięknego- roztrząsanie przeszłości nic nie zmieni - szukanie faceta, miłości na siłę to również zły pomysł...
lekkość bycia, spontaniczność, życzliwość, ciekawość świata i innych- to jest dobry pomysł...
tak jakoś jeszcze trudno jest mi się odnaleźć w tej nowej innej rzeczywistości...

innej- ale to naprawdę nie znaczy gorszej...

niedziela, 21 sierpnia 2011

księżniczka na wysokiej wieży

jest mi dziś smutno - tak po prostu - tak po ludzku...
jestem zmęczona... jakoś życie w tym momencie mnie nie cieszy- nic mnie nie cieszy...
wczorajszy taniec był taki nijaki- niby z dobrym partnerem do tańca- ale bez chemii... było tak jakoś nijak- i tylko okropnie zmęczona wróciłam...
za tydzień pojadę po prostu sama- nie będę się nikim przejmować, założę trampki, spodenki i po prostu sobie potańczę sama- taki mam plan...
nie czuje najmniejszej potrzeby dbania o siebie-absolutne minimum...
nie czuje się kobieco, nie czuje się atrakcyjnie...
jakiś mały flirt by się przydał- a tu zupełne pustki jeśli chodzi o płeć przeciwną...
no ale w zasadzie co się dziwić- skoro zachowuje się jak księżniczka na wysokiej wieży...

niedziela, 14 sierpnia 2011

przekorność losu...

taka jestem rozczarowana- spodziewałam się wielu rzeczy...
ale tego że to będzie Jego wieczór kawalerski to się nie spodziewałam...
- życzę im szczęścia - naprawdę życzę im szczęścia...
- tylko tak mi jakoś...

wieczór w sumie mogę zaliczyć do udanych - wytańczyłam się...

głowa mnie boli...


powrót na imprezy - czyli do systematycznego ruchu na parkiecie skutkuje smuklejszą figurą - jakiś plus...


potrzebuje czegoś dobrego...

niedziela, 7 sierpnia 2011

spędziłam 3 dni u babci- bez telefonu, internetu i telewizji... czas tam płynie zupełnie inaczej... spacerowałam po polach dojrzałej pszenicy i łąkach gdzie okiem sięgnął... pogoda była bajeczna- mnóstwo słońca, intensywnie błękitne niebo - pięknie mnie opaliło... to był dobry czas bez zbędnych myśli i analizowania - odpoczęłam, nabrałam do wszystkiego dużego dystansu...
powrót- to już inna sprawa - gdy tylko otworzyłam drzwi mojego pokoju wszystko do mnie wróciło ze zdwojoną siłą...
planowałam sobotni wieczór spędzić w domu- po prostu pójść spać... przyjechał do nas kuzyn z dziewczyną i wujkiem, zapaliliśmy grila... i tak zupełnie spontanicznie Paweł mówi jedźmy na imprezę... godzina 21- ja mam jeszcze nie umyte włosy- większość sensownych ubrań wisi sobie na sznurku i się suszy... ale nic w niecałą godzinę byliśmy gotowi...założyłam zwykłe materiałowe spodenki do kolana, do tego jeszcze bardziej zwykłą brązową bluzkę,włosy splotłam w ciasny kok... na makijaż miałam może z 10 minut... ale pojechaliśmy...



jesteśmy w środku- najpierw rozglądam się czy nie ma Jego- oddycham z ulgą- nie ma... mało ludzi jak już na tak późną porę... ale nic wchodzimy na parkiet i nic nie ma znaczenia... było mi tam tak dobrze... kuzyn z dziewczyną i znajomymi poszli do drugiego klubu a ja zostałam tutaj sama... przede mną bawiła się grupka jakichś znajomych-pewno jakieś 10 osób i jakoś tak się podziało że ja bawiłam się tam z nimi- wygłupialiśmy się- było dużo miejsca na parkiecie... w tych ludziach było tyle radości , energii... nic więcej mi nie potrzeba było- jak tylko muzyka, kawałek parkietu i wokół mnie uśmiechnięci ludzie... nie schodziłam z parkietu bez przerwy kilka godzin- i w ogóle nie czułam zmęczenia - nie zastanawiałam się czy ktoś na mnie patrzy, czy jest ktoś interesujący- nic nie miało znaczenia... tańczyło mi się tak lekko- miałam wrażenie że czym dłużej jestem na parkiecie tym mam więcej energii...

i zauważyłam Go...

przez 2 ostatnie imprezy z Ninuś upatrzyłyśmy sobie takie ciasteczko;)
cały czas bawił się sam na schodku- nie zwracał uwagi na żadną dziewczynę, z nikim się nie bawił- zerkał na mnie od czasu do czasu... Ninuś mówi do dzieła Betii- wiesz to pewno ten typ nieśmiały... podobał się mi, naprawdę się mi podobał... ale wszystko co zrobiłam to posłałam mu kilka razu uśmiech i tyle...
kolejna impreza- sytuacja się powtarza- znów to Jego ulubione miejsce - znów sam- kiedy tylko jakaś dziewczyna próbowała go sprowokować, czy zbliżyć się jakoś- On albo się przesuwał albo po prostu sobie szedł- jak była jakaś wyjątkowo natrętna...
w pewnym momencie patrzymy z Ninuś- a On stoi z jakąś dziewczyną- ona Go przytula...
więc myślę sobie wszystko jasne ma dziewczyną- może ona po prostu nie lubi tańczyć- i dlatego On bawi się sam... więc moja sympatia do niego rośnie- myślę sobie super facet- ma dziewczynę i koniec...

potem nie było mnie jakiś czas do wczoraj...
pojawił się za jakiś czas znów na tym swoim schodku - ale tym razem w ogóle nie zwróciłam na Niego uwagi ( zresztą na nikogo szczególnie nie zwracałam uwagi)
po prostu sobie tańczyłam...
widzę kontem oka że jakaś dziewczyna - wyglądało jak by jego jakaś znajoma - ciągnie Go na parkiet... ciekawa jestem jak zareaguje- patrzę a On poszedł, nie chętnie bo nie chętnie ale poszedł na ten parkiet... - ale pobawił się tylko chwilę zaraz wrócił na swoje miejsce...
znów zaczęliśmy się wygłupiać- ktoś porwał mnie do tańca w parze...
ciasteczko zupełnie znikł mi z oczy...
a potem , nagle ni z gruszki ni z pietruszki On bawi się zaraz obok mnie- i tak sobie myślę, nie pewno mi się coś przewidziało- ale nie no kurcze to On...
myślę no dobrze może po prostu bawi się teraz na parkiecie więcej miejsca od i tyle...
ale jakoś tak cały czas blisko mnie - gdyby był to ktoś inny pomyślała bym że robi do mnie podchody... ale przecież to nie możliwe... ale za chwile bawi się jakieś 15 cm przede mną... uśmiecha się do mnie...
i ta odległość była nagle stanowczo za mała... Twarz zbyt przystojna, uśmiech zbyt powalający... a zapach- Jego zapach zbyt intensywny... na całą tą mieszankę w moim brzuchu zatrzepotały motyle... już zapomniałam jak to jest kiedy w tańcu i tak blisko masz kogoś na kogo tak mocno reaguje Twoje ciało...
ale myślę sobie spokojnie mała - może po prostu tak jakoś wyszło że byliśmy tak blisko...
więc odsuwam się trochę- większy dystans... lepiej- serce wróciło do normalnego rytmu... ale czuje że ktoś jest zaraz za mną - z wyciągniętymi rękoma przede mną- porusza się razem ze mną w moim rytmie... odwracam się - znów On - więc uśmiecham się pewna swego... i zaczęło się...;)
uwielbiam tam flirtować tańcem... a ten facet potrafi tańczyć... więc byliśmy blisko-ale nie za blisko- każde trzymało ręce przy sobie... były uśmiechy, spojrzenia...
i nagle przybliża do mnie swoją twarz- chce mi coś powiedzieć... moje serce a mało nie eksploduje- ale nic..;)
mówi- fantastycznie się poruszasz- naprawdę fantastycznie... dziękuje, przesyłam uśmiech i odpowiadam że wzajemnie... Twarz mu pojaśniała w oczach iskierki... pyta czy z parze też tak dobrze mi idzie - z łobuzerskim uśmiechem odpowiadam spróbuj i się przekonaj...:)
woził mnie za ręce i poprowadził głębiej w parkiet- zamkną mnie w tych swoich silnych ramionach- przysunął jeszcze bliżej siebie... kilka kroków jak ja to zawsze mówię - takich rozpoznawczych, jeszcze nie pewnych, czy oby na pewno dam radę... potem uśmiech na twarzy... i popłynęliśmy... w takich ramionach to ja mogę tańczyć do końca życia - a nawet dłużej... był zdecydowany, stanowczy- trzymał mnie na tyle mocno że mogłam się czuć całkowicie pewna w tych wszystkich splotach, przeplatankach, wychyleniach... i był na tyle uważny że o nikogo się nie obijaliśmy... zamykałam oczy i po prostu poddawałam się Jemu... ( ale zabrzmiało )
od czasu do czasu rozmawialiśmy...
powiedział ze wyjątkowo dobrze tańczę, że trudno tu spotkać kogoś takiego... i że ma nadzieje że będzie mógł potańczyć ze mną na kolejnych imprezach...
przekomarzaliśmy się, śmiali i tańczyli- był z kolegą- od czasu do czasu wracał do Niego- ja sprawdzałam gdzie są moi znajomi albo zostawałam na parkiecie...
ciągle ktoś się koło mnie kręcił- kiedy tylko usiadłam na chwilę ciągle ktoś mnie ciągnął na parkiet... ciasteczko zawsze wracał do mnie i cierpliwie czekał kiedy będą wolna- i znów tańczyliśmy...
i nagle się okazuje że obserwuje mnie od kilku imprez... pyta o mój wiek- przekomarzam się z nim i mówię żeby powiedział na ile wyglądam... to On mówi że na 21, 22- to maksimum... mówię ze trochę się pomylił że mam 26 lat, i ze wiem ze na tyle nie wyglądam i ze mogę mu pokazać dowód- jeśli mi nie wierzy...
był zdziwiony- ja naprawdę młodo wyglądam...:)
śmialiśmy się... - pytał czym się zajmuje...
to był naprawdę niesamowity wieczór... a taniec z nim miał coś w sobie z magii...
pięknie było

wtorek, 2 sierpnia 2011

testosteron

och już zapomniałam jak to jest... ilość testosteronu w moim otoczeniu niebezpiecznie wzrasta... i wcale mnie to nie cieszy- wręcz drażni- a żeby nie powiedzieć wkurza...
Przemek do mnie dzwonił- znów do mnie dzwonił... poprosił o numer gadu... z nim najchętniej bym się spotkała i zatraciła się w Jego ramionach- zawsze wzbudza we mnie mnóstwo emocji- i nie ma znaczenia ile się nie widzimy - rok, miesiąc- zawsze jest tak samo... ta sama chemia i powietrze aż gęste od uczuć i emocji między nami... tak w nim na chwile bym się zatraciła...
M... M długo znam, tzn długo rozmawiamy na gadu- w końcu chyba po 3 latach znajomości teraz zaproponował spotkanie - lubię Go, lubię z nim rozmawiać - ciekawe jak to będzie na żywo w cztery oczy- jesteśmy umówieni gdzieś początkiem następnego tygodnia... jestem Go ciekawa na żywo...
inny M :) krótka znajomość - też internetowa - kilka rozmów telefonicznych- nie wiem, czuje w nim smutek, dużo smutku... jesteśmy umówieni również w przyszłym tygodniu...
i A- i jestem na siebie taka zła że podałam mu mój nr telefonu - dostałam dziś chyba z 20 smsów... wracałam dziś piechotą z J. do domu jakieś 4km- w pewnym momencie zatrzymał się samochód- chłopak zaproponował ze mnie podrzuci do domu- wiedział gdzie mieszkam, wiedział jak mam na imię- zaintrygowana tymi informacjami dałam się podwieść... i teraz proszę o skupienie - gdyż ten oto chłopak pamięta mnie jak jakieś 10 lat temu ( nie przesadzam10 lat)przychodziłam do kościoła na tą samą mszę co On- nie gdzie indziej tylko do kościoła... i pamięta że raz jak padał deszcz to mnie wraz z moim bratem podwiózł do domu... i ja naprawdę miałam w tedy 16 lat- potem zaczęliśmy chodzić do kościoła do innej parafii- więc już mnie nie widywał... pamiętał jak mam na imię i dokładnie gdzie mieszkam... zaproponował kawę i wymianę nr telefonu... zgodziłam się- choć czułam ze to głupi pomysł...
i posypały się Aniołki, księżniczki, piękności, śliczności i inne duperele- irytujące mnie do granic możliwości... nie wiem- ale już Go nie lubię... i muszę koniecznie się z tego wymiksować - koniecznie...
i na przyszłość bardziej ufać swojej intuicji!!

niedziela, 31 lipca 2011

różnie...

zrobiłam przemeblowanie w pokoju... jest inaczej, fajniej- bardziej przytulnie... pomalowałam lampkę... poprzestawiałam wszystko- rzeczy które się mi z nim kojarzyły wyrzuciłam- zacieram wszelkie ślad jego obecności w moim małym świecie... zupełnie trudniej wymazać go z myśli i wspomnień... ale ciągle powtarzam sobie że na to potrzeba czasu- ciągle miewam jeszcze chwile kiedy mam ochotę do Niego zadzwonić i spróbować nakłonić go do jakichś wyjaśnień- ale powtarzam sobie - po co? na po co? żebym miała potem w kółko co rozpamiętywać...

dość... teraz muszę chronić siebie- nikt inny tego za mnie nie zrobi...
raz czuje się lepiej raz gorzej- gorsze chwile staram się przetrzymać... dobrymi staram się upijać, wysysać z nich całą energię...

zabrałam siostrę na koncert, najpierw miał być stachurski potem De mono... o występie tego pierwszego nawet nie mam ochoty wspominać- po prostu nie podobało mi się...
ale de mono- och co to był za koncert... tyle dobrej energii... ten facet jest niesamowity na scenie... jak śpiewał po prostu ciary po plecach przechodziły...
byłyśmy w samym przodzie- widać że muzyk ato ich pasja- to ich życie... cały tłum po prostu szalał... wyskakałam się i wykrzyczałam na całego...
zawsze po takim koncercie jestem pełna pozytywnej energii...

piątek, 29 lipca 2011

wśród żywych

nie wiem czy sobie radzę... niby normalnie funkcjonuję- niby nie płacze... w głowie mam mnóstwo pomysłów na różne rzeczy... staram się gdzieś wychodzić, częściej spotykać z moimi dziewczynami... niby nie marnuje czasu na rozmyślanie i rozpamiętywanie- choć to nie jest łatwe...
ale jakoś mi tak ciężko...  czasem dopada mnie smutek tak ogromny- że zupełnie nie wiem jak to ogarnąć...
wiem ze to minie- mam taką nadzieje że to minie...
najbardziej chyba boli to że od tak po prostu przestał się do mnie odzywać, nie odbierać moich telefonów... a na moje urodziny przesłał mi głupiego smsa życząc mi miłości...
1.5 roku z osobą której ufasz, przy której czujesz się bezpiecznie i na koniec taki numer...
spokojnie, nie chce o  tym myśleć... zdarzają się gorsze rzeczy... i bardzo chce wierzyć że przede mną już tylko dobre dni...

"beata- jak dobrze Cię słyszeć- Ty znowu się śmiejesz- znów jesteś tą dziewczyna którą poznałem 2 lata temu... przecież przez te 1,5 roku to była jakaś masakra- tak się ciesze.... witaj wśród żywych"

poniedziałek, 25 lipca 2011

...

natrętne myśli w mojej głowie i ciszę zagłuszam głośną taneczną muzyką...
tłumacze sobie jak małemu dziecku- "jeszcze będzie pięknie" - "nic złego nie zrobiłaś"
On okazał się dupkiem - od i tyle... teraz trzeba sobie z tym jakoś rozsądnie poradzić...


wybrałam się z Tatą do lasu na grzyby w deszcz... było tak przyjemnie, rześko- deszcz zupełnie inaczej pada w lesie a niżeli w mieście... poczułam się radosna i spokojna w tym deszczu...

pewnie zrobię przemeblowanie w pokoju- muszę się czymś zająć...                                                                                                                                                                                                                                                            

niedziela, 24 lipca 2011

2 tygodnie...

trudno mi... bardzo trudno... sposób w jaki się zachował nie daje mi spokoju-ciągle myślę analizują i zastanawiam się- dlaczego??
po prostu przestał się do mnie odzywać- od tak... nie odbiera telefonu... nie reaguje na moje sms-y...
jak tak można- no jak?
dlaczego nie może zadzwonić i powiedzieć- "słuchaj już mi na Tobie nie zależy"
traktuje mnie jak natrętną muchę...
boże...
poukładać sobie teraz to jakoś...
odnaleźć się w tej samotności...
nie obwiniać siebie, nie znienawidzić Niego...
wyjść z tego wszystkiego obronną ręką...

to już 2 tygodnie...

środa, 20 lipca 2011

mogłabym zgrzeszyć...

pierwsze co zauważyłam to uśmiech.... koszulę która mi się podobała...
potem poczułam zapach...
potem zareagowałam na Niego, zareagowało na Niego moja ciało...
poczułam uścisk dłoni... mocny i stanowczy...
szliśmy ramię w ramię...
rozmawialiśmy i starałam się na Niego nie patrzeć zbyt wiele...
ma piękne ręce...od łokci do dłoni...
Jego usta są tak pięknie wykrojone-
oczy ma niebieskie - obsiane siateczką drobnych zmarszczek od śmiechu....
rozmawiam z nim i zastanawiam się jak całuje...
mogłabym z nim zgrzeszyć...

a teraz wrócę do mojego smutku...

niedziela, 17 lipca 2011

rozstanie??

to będzie bolesne rozstanie...
kolejne bolesne rozstanie...
zupełnie nie wiem jak sobie z tym poradzić....

wtorek, 21 czerwca 2011

...

i kolejny już raz w naszym związku szykuje się poważna rozmowa...
chyba już oboje jesteśmy bardzo zmęczeni tymi naszymi ciągłymi nieporozumieniami....
w piątek spędziliśmy cudowny wieczór- było nam tak dobrze ze sobą...
sobota sprzeczka- niedziela kłótnia...
- jak by na to nie patrzył bilans wychodzi nie korzystny...

środa, 15 czerwca 2011

...

w pokoju pachnie mi różami... zerwałam sobie duży bukiet z mojego ogrodu... trochę nie pasują do tego panującego u mnie rozgardiaszu ażeby nie powiedzieć burdelu...:/ jakoś brak mi weny do sprzątania...
piękna pogoda dużo słońca i wiatr, błękitne niebo i białe obłoczki...
martwi mnie ten mój brak sensownej pracy... tzn. bardzo lubię zajmować się Niną- ale powinnam znaleźć już coś innego... mój Krzysztof nie daje mi spokoju z tym moim szukaniem pracy... tzn trzeba przyznać że zbytnio się do tego nie przykładam-od czasem wyślę jakieś CV- okropnie się już zniechęciłam- to tak długo już trwa...
wygodnie mi jest tak jak jest, niezobowiązująco, bezstresowo, spędzam fajnie czas i jeszcze mi płacą za to...
ale już naprawdę czas wydorośleć- myślę że ten mój opór przed bardziej aktywnym szukaniem pracy wynika po prostu z lęku przed zmianami... to naturale- ale sama praca do mnie nie przyjdzie...
czuje się jak na jakimś detoksie - powód? mocne postanowienie nie myśleć o moich relacjach z K..


w zasadzie ostatnio do niczego się nie przykładam...
i naprawdę już czas na zmiany- już tak bardzo mi nie wygodnie w tym moim życiu....

niedziela, 12 czerwca 2011

dawno...

dawno mnie tu nie było... już bardzo dawno nie jest tak jak kiedyś, i tak jak być powinno...
zupełnie tracę kontrolę nad swoim życiem- wszystko staje się dla mnie byle jakie...
mój związek z K. to ciągła jedna wielka kłótnia... każde spotkanie kończy się kłótnią...
czy to początek końca? tak bardzo bym chciała żeby było między nami tak jak dawniej tak jak kiedyś...
w ogóle nie poznaje siebie, nie jestem szczęśliwa- w tym momencie mojego życia nie jestem szczęśliwa...
w samotność znajduję mnóstwo radości w okół mnie...
w związku się duszę- uzależniam swoje szczęście od drugiej osoby...
zawsze powtarzałam że szczęście to sposób postrzegania rzeczywistości- więc szczęście mam w sobie...
wszystko mi się poprzewracało w tej mojej blond główce... tak bardzo się wszystkim przejmuje- tymi wszystkimi kłótniami z K.
czasami mam wrażenie że wręcz błagam o miłość i zainteresowanie- tracąc szacunek do samej siebie...
zupełnie nie znajduje sposobu postawienia siebie do pionu...
jest tyle ciekawych rzeczy wokół mnie- tyle piękna...
a ja mam klapki na oczach- nastawione tylko i wyłącznie na K.
to zrobił, tamtego nie zrobił, to powiedział a tamtego nie powiedział....
przecież zwariować można...
wariuję

niedziela, 22 maja 2011

co robić?

co się ze mną dzieje?
w zasadzie w ogóle nie jestem sobą- zachowuje się jak rozhisteryzowana małolata...
mam poczucie ogólnej beznadziejności- jak by mnie otaczała jedna wielka czarna dziura...
nic nie sprawia mi przyjemności... ( tak- nawet seks;) )
popadam w jakieś dziwne stany...
mam nerwobóle i jakieś objawy nerwicowe...
bardzo często czuje się jak przed jakimś egzaminem - jak kłębek nerwów...
a wszystko to spowodowane jest sytuacją z K.
okropnie wszystkim się przejmuje, Jego telefonem, brakiem Jego telefonu...
absolutnie wszystko analizuje- i nienawidzę siebie za takie postępowanie...
i zupełnie nie umiem nad tym zapanować...
nasze spotkania ostatnio to ciągłe kłótnie...
ciągłe poważne rozmowy - co robimy dalej?
czy idziemy każde w swoją stronę- czy ciągle próbujemy być razem...
jestem już taka zmęczona- tymi natrętnymi myślami w mojej głowie...
ciągle mi się wydaje że ktoś inny by był bardziej odpowiedni dla Niego...
ciągle mam z czymś problemy, ciągle robię mu awantury, ciągle coś mi przeszkadza...
nie sypiam dobrze w nocy- ciągle miewam jakieś niespokojne sny...
po każdej kłótni obiecuje sobie że nie będę się tak na Niego wściekać, że nie dam się sprowokować
- a zawsze kończy się tak samo....  z ogromnym poczuciem winy i beznadziejności...
boże przecież ja zwariuję....

a On razem za mną....


nie wiem co robić...

poniedziałek, 16 maja 2011

pozamykana jestem szczelnie...
nie umiem oddychać w związku,
K. się bardzo stara, a mi wszystko przeszkadza i to co dobre i to co złe...

tak bardzo potrzebuje znów czuć się sobą,
piękną, pełnowartościową kobietą, pełną energii, pasji do życia i marzeń...

dziś piłam wino, w dobrym towarzystwie- jak kiedyś...


hej mała- pamiętasz?
twoje życie w twoich rękach- wszystko możesz z nim zrobić... !!

wtorek, 19 kwietnia 2011

wiosennie

krzyś zaprosił mnie do siebie na święta...
pierwszy raz oficjalnie będę u Niego w domu,  poznam Jego mamę, brata i jego żonę...
i taka dumna jestem z tego że mnie zaprosił...
i oczywiście już na zapas się stresuję z tego powodu...
bo co jeśli nie spełnię oczekiwań "mamusi:" ?? a NIC- kompletnie nic....
spełniam Jego oczekiwania to wystarczy- prawda??

jestem pełnowartościową kobietą- z mnóstwem zalet i zamierzam je pokazać...
nie rozumiem skąd u mnie mnóstwo problemów i kompleksów...
ciągle powtarzam sobie że jestem ważna i wyjątkowa - jak każdy inny człowiek...
myślę że to już najwyższy czas pokochać siebie...

a między nami jest zupełnie inaczej... tak spokojnie, ciepło bezpiecznie i dobrze...
kilka ostatnich naszych spotkań było cudownych...
buduje swoją przestrzeń, swoją radość i paradoksalnie czym mam więcej swojego świata tym bliżej jestem z Nim...

posadziłam mnóstwo kwiatów na wiosnę w ogrodzie...
lilie, astry, irysy- mam nadzieje że wszystko zakwitnie pełną gamą barw...
a w doniczkach posadziłam amarylisy, już widac pierwsze liście i pąki... ;)

niedziela, 27 marca 2011

rożności..

nie było mnie tu ostatnio - problemy z komputerem, internetem  i takie tam...

chciałam ogłosić wszem i wobec że jestem radosna - żeby nie powiedzieć... -  szczęśliwa

jest we mnie coś takiego-
lubię dotykać samego dna- kiedy nie można już niżej upaść
bo kiedy posiedzę już sobie na tym dnie, przeboleje, popłaczę...
- w tedy nie pozostaje już nic innego jak tylko się podnieść...
długo trwał mój lot na samo dno, dni przeciekały mi przez palce, wszystko skupiało się wokół Jego osoby...
kiedy pojawiła się Ona, kiedy On zachował się tak jak się zachował cały mój ten wymyślony, poskładany świat zawisł na włosku...
powiedziałam sobie dość

kocham Go - ale to nic nie zmienia - to ciągle jest moje życie, z nim czy bez Niego to jest ciągle moje życie...

to był bardzo dobry tydzień...
zaczęłam biegać - ruch w cudowny sposób dodaje energii...
słuchawki na uszach z muzyką, zachodzące słońce, spokój, świeże powietrze - to naprawdę dobrze mi robi... to szczegół że na razie po 2 km mam dość i więcej spaceruję niż biegnę - ale to tylko na razie;-)
planuje zakup spodni dresowych, dobrych słuchawek i jakiejś mp3...

w końcu wybrałam się do biblioteki po kilka książek, wieczorami zaczytuje się w słowach- już zapomniałam jak lubię czytać - to na pewno lepsze niż gapienie się w sufit i zastanawianie się co On robi i czy o mnie myśli- żałosne...

znów integruje się z ludźmi którym ostatnio nie poświęcałam swojego czasu...
ostatnio nawet w autobusie poznałam nową osobę...

w sobotę zrobiłam pyszną sałatkę z kurczakiem, kapustą pekińską, kukurydzą i ogórkami- pycha:)

wczoraj zrobiłam mu nieziemską awanturę- a co zasłużył sobie ( no dobrze może nie koniecznie sobie zasłużył- po prostu jak się potem okazało źle się zrozumieliśmy) po 23 kazałam mu jechać do domu - tego się chyba nie spodziewał że go wywalę do domu- nakrzyczałam na niego, strzeliłam drzwiami Jego samochodu i pobiegłam do domu...
o nie... nikt mi nie będzie wchodził na głowę...
i wrzuciłam sobie na luz... zabolało mnie coś i miałam prawo się tak zachować... zadzwonił wyjaśniliśmy sobie  to co było do wyjaśnienia... niby wszystko normalnie a jednak inaczej- nie tłumaczyłam się niepotrzebnie, nie przepraszałam, nie próbowałam Go udobruchać, spokojnie wytłumaczyłam swoje racje, bez złośliwości... od i tyle potem się rozłączyłam... pytając jeszcze grzecznie czy zobaczymy się dziś tak jak mieliśmy w planach... mówi że jeszcze nie wie, że da mi znać potem...
ok
więc idziemy z siostrą na spacer do lasu, na kwiatki:), potem goście- o nie, nie ma zwieszania nosa na kwintę... zastanawianie się czy przyjedzie odkładam daleko do podświadomości- koniec z bzdurami...
nawet nie wiem kiedy dzwoni telefon...
K mówi że wypił piwo u brata... przełykam złość, pretensje i wyrzuty i słodziutkim głosem mówię że Jego strata, spędzi wieczór beze mnie, i że nie bardzo mogę rozmawiać, no bo goście- i już mnie nie ma...
głęboki wdech - przecież nic się nie stało...
za godzinę dzwoni telefon- " wiesz no bo tak sobie pomyślałam że może jednak do Ciebie przyjadę- co? "

niesamowite...

no bo przecież nie chodzi o to żeby złapać króliczka- tylko żeby gonić króliczka- prawda??? ;-)

niedziela, 20 marca 2011

mój czas

a jeśli chodzi o nas?
to dziwnie się czuje...
nie spotkał się z nią
ciągle jesteśmy razem
powiedziałam że Go kocham - pierwszy raz to powiedziałam - zareagował druzgocącą ciszą...
wiesz? ja chyba za bardzo zastanawiam się nad tym co powinnam a co nie powinnam, jak powinnam zrobić, a jak nie powinnam, co będzie dobre a co złe... mam ogromną potrzebę bycia kochanym ( pewno jak każdy) ale mnie ta potrzeba paraliżuje- wywołuje u mnie paniczny, odczuwany wręcz fizycznie strach... na zasadzie że jeśli zrobię coś nie tak- to On mnie nie pokocha.. 
tylko po co mi przy sobie ktoś kto mnie nie będzie kochał taką jaka jestem,
po co mi przy sobie ktoś, przy kim muszę być ciągle czujna...
czasem jak mnie coś zaboli, bardzo zaboli- boję się pieprznąć drzwiami i wykrzyczeć " to mnie boli, nie rób tak, chcę zostać sama"  ja zaciskam zęby i staram się rozumieć Jego potrzebę,  jego motywy takiego czy innego postępowania...

ale dość tego jestem pełno wartościowym człowiekiem
mam piekne ciało, mądry umysł, bogatą duszę!!!
teraz jest mój czas, zamierzam odkryć na nowo wszystko to co sprawiało mi radość, odkryć na nowo intensywność i smak życia...

zatraciłam przy nim pewność siebie- zamierzam to odbudować

widzieliśmy się dziś,
zaproponował moją ulubioną pizzerię ( przypuszczam w ramach rekompensaty okropnego zachowania w sobotę), pojechaliśmy,
byłam spokojna rozluźniona, opowiadałam mnóstwo rożnych rzeczy...
na początku był spięty, był zmęczony ( do 17 był na szkoleniu), nie przejmowałam się Jego humorami...
zadzwonił mój telefon- odebrałam, roześmiana, żartowałam, rozłączyłam się i wróciłam do naszej pizzy...
przecież nie muszę się tłumaczyć
- z kim rozmawiałaś?
uśmiecham się z satysfakcją - przecież mój K- jak sam twierdzi nigdy nie jest zazdrosny...
znów śmiał się z moich żartów, słuchał tego co mam do powiedzenia, sprzeczaliśmy się o swoje zdanie...
podjechaliśmy pod dom
zacisnęłam mocno pieści...
 z uśmiechem całuje go w policzek i wysiadam
i pada zaskoczone pytanie "nie zaprosisz mnie do środka? "
myślę sobie " a mam Cię- wystarczająco często ja Ciebie ostatnio zapraszałam"
mówię: "kochanie jesteś zmęczony, mówiłeś że głowa Cię boli, powinieneś odpocząć"
i ze słodkim uśmiechem wysiadam
i co słyszę?
"dziękuje za miło spędzony wieczór" 
o mało nie straciłam równowagi na tych moich obcasach
odpowiadam uśmiechem i już mnie nie ma, i czuje jak wzrokiem odprowadza mnie pod drzwi...

poczucie własnej wartości

*Tylko kobiety mające niskie poczucie swojej wartości – zadają sobie pytanie: jak rozkochać w sobie faceta. Tylko takie.*

Kobieta z wysokim poczuciem swojej wartości ma serdecznie gdzieś to, czy facet jest nią zainteresowany czy nie. Ma serdecznie gdzieś to, czy ona mu się podoba czy nie. Jak się nie podoba, to stosuje metodę PKW (palec-kierunek-won). Jak facetowi coś nie pasuje stosuje metodę NDD – (noga-[censored]-drzwi) . Ma serdecznie gdzieś, czy facetowi podoba się jej figura, kolor włosów czy to co nosi i jak się ubiera. Wie dobrze, że albo facet ma zaakceptować kobietę taką jaką jest albo jak chce ją zmieniać, to znaczy, że ma coś pod sufitem nie ten-teges.

Jedno jednak jest wspólne dla wszystkich Panów. Nic tak Panów nie kręci jak świadoma, odważna, bez kompleksów kobieta. Uwierzcie drogie Panie – niezależnie od wieku – każda kobieta, która idzie ulicą i jest w stanie spojrzeć bezczelnie facetom w oczy, nawet z lekkim uśmiechem – może spowodować, że facet na chwilę zapomni, gdzie i po co idzie tą że ulicą. Pan, który na swoja zaczepkę, szowinistyczne zachowanie zobaczy, że kobieta potrafi go ośmieszyć, spowoduje u niego podziw – w konsekwencji może mu po prostu zaprogramować gust na kobietę takiego typu jak ona.


"Jeśli więc Pani zależy na jakimś panu, musi się najpierw dowiedzieć, jakie kobiety go interesują i jakie kobiety mu się podobają. Jeśli podobają mu się kobiety inne od Was – nie zmieniajcie się – tylko zmieńcie obiekt westchnień "

podoba mi się ;-)
--

sobota, 19 marca 2011

nie... tak... nie... tak...

piątkowy wieczór...
dźwięk telefonu wyrwał mnie z rozmyślań... patrze na połyskujące ekranik- On...
odbieram i słucham...
że wrócił wcześniej z pracy,że zmęczony,  że źle się czuje...
grzecznie pytam co mu jest, radzę żeby się położył i odpoczął...
w słuchawce druzgocąca cisza...
i pada pytanie- a ty co będziesz robić?  ( nie kochany, nie będę prosić o spotkanie)
ja? ja wychodzę ze znajomymi...
w słuchawce druzgocąca cisza po raz drugi...
z kim? gdzie wychodzisz? ( jak z karabinu maszynowego)
Ania, Piotrek, Grzesiek, Sławek, Agnieszka- pójdziemy pewnie do baru- zapowiada się bardzo fajny wieczór...
w słuchawce druzgocąca cisza po raz trzeci... 
nagle  słyszę " chciałbym się zobaczyć z Tobą jutro, powinniśmy porozmawiać" 
skoro tak uważasz- dobrze więc do zobaczenia jutro...

i rozłączam się jak najszybciej ażeby nie palnąć jakiejś głupoty

telefon zostaje w domu...

to był miły wieczór...
zjadłam pucharek lodów 'truskawkowe marzenie" przegryzałam to pizzą i popijałam piwem...
śmiejąc się przy tym do łez...

spałam spokojnie...

a dziś odliczam godziny do wieczoru jeszcze jakieś 6, 7 godzin...
i zupełnie nie wiem jak to będzie
nie wiem co mam mu powiedzieć, nie wiem co On ma mi do powiedzenia...
jedno wiem na pewno nie chce już słyszeć żadnego "nie wiem" z Jego strony...
tak chce z tobą być
nie, nie chce z tobą być

środa, 16 marca 2011

niepewność

nigdy nie byłam cierpliwa... czekanie nigdy nie były moją mocną stroną...
teraz na Jego prośbę i ze swojego mocnego postanowienia czekam...
czekam byle do weekendu kiedy to mamy sobie wszystko wyjaśnić...
przez głowę przewala mi się sto tysięcy przeróżnych myśli... nie zawsze potrafię nad tym zapanować...
czas wręcz się mi wlecze, wlecze jak nigdy przedtem...

dużo rozmawialiśmy przez telefon...
ostatnia niedzielna wersja była taka, że chyba się z Nią nie spotka, i że chyba nie chce się ze mną rozstawać... i że jeśli zdecyduje się zostać to już tak na stałe tzn-
 wspominał też o ewentualnych naszych zaręczynach- co dla mnie jest jak wiadomość typu "kosmici istnieją"

w głowie mam taki kocioł- jak nigdy wcześniej... i jestem z siebie dumna...
nie dzwonię do Niego, nie wypytuję, nie płacze, nie nalegam na spotkanie...
czasem a mało szlag mnie nie trafi z tej cholernej niepewności...
ale w porządku umowa była taka spotykamy się w weekend i wszystko sobie wyjaśniamy...
tak to tak, koniec kropka- byle do weekendu...

jestem rozczarowana, zbita z tropu i zupełnie nie wiem co o tym wszystkim myśleć...
staram się nabrać do tego wszystkiego dużo dystansu...
ale jeśli się okaże że się jednak z nią spotkał, albo że jednak chce się ze mną rozstać...
nie chce o tym myśleć...

poniedziałek, 14 marca 2011

brak

jest grubo po północy... nie mogę zasnąć...
chciałabym zwinąć się w kłębek, szczelnie opleść się kocem i płakać, płakać... 
pozwolić łzom płynąć bez końca...
wypłakać ten cały smutek, złość i bezradność
już nie pamiętam kiedy ostatnio było mi tak źle...
czuje się jak kompletna kretynka...
głowa pulsuje mi od złych, natrętnych myśli...

powinnam się odsunąć w cień z wysoko podniesioną głową...

czekanie nigdy nie było moją mocną stroną,
cała ta sytuacja pokazała mi jak bardzo On jest dla mnie ważny, nie sądziłam że taka sytuacja wzbudzi we mnie tyle emocji- tylko że to nic nie zmienia...

zadanie na jutro:
nauczyć się chronić siebie, nauczyć się dbać o swoje uczucia
i skończyć do cholery z tym czarnowidztwem !!
czarownica nie jestem-przyszłości przepowiadać nie potrafię..
więc po co oglądam wszystko w czarnych kolorach, po co zadręczam siebie sytuacjami i rzeczami których nie ma!!

kobieto weź się w końcu w garść

sobota, 12 marca 2011

zdrada...

jak boli zdrada?
adekwatnie do naszego poczucia własnej wartości...

wiedziałam, czułam że coś jest nie tak...  czułam że coś jest nie w porządku - moja intuicja mnie nie zawiodła i tym razem - powinnam w końcu nauczyć się jej słuchać...
K od jakiegoś czasu zachowuje się inaczej- teraz już wiem dlaczego... napisała do niego Iwona- Iwona którą kochał, z którą chciał spędzić życie i z którą się rozstał 2,5 roku temu- tzn ona z nim zerwała... była w Niemczech... przyjechała teraz do Polski i nagle się jej przypomniał Mój- do cholery- Mój K!!
chce się z nim zobaczyć, K twierdzi, tzn jest pewny że chodzi jej o ewentualny powrót do siebie...
a on "biedak" - o zgrozo - nie wie co ma zrobić, tzn nie wie czy się z nią spotkać czy nie- świetnie prawda??
tzn inaczej On wie że powinien się z nią spotkać, tylko nie jest pewny czy czegoś do niej nie poczuje...- rozumiesz- nie jest pewny czy czegoś do niej nie poczuje...
przypominam tylko ze to ze mną sypia regularnie od roku...

mam ochotę pieprznąć tym wszystkim, zniknąć sobie stąd- z tego etapu mojego życia- stać się znów iskrą- do której cały świat należał, która się bawiła, śmiała, tańczyła i chodziła do łózka z kim chciała- na jej warunkach, dla jej przyjemności... stałe związki nie są stałe- a miłość przereklamowana...

wiesz jak mi ciężko - wiesz jak mi źle... 
po prawie 2 tygodniach, dopiero dziś rano udało mi się to z niego wyciągnąć... bo on wmawiał mi że po prostu musi się zastanowić co dalej, i że potrzebuje czasu- chciał sobie mnie odstawić na boczny tor - zobaczymy się za tydzień - bo ja myślę... - cholera- epokę kamienia łupanego mamy już chyba ze sobą...

boże, rok budowania, starania się, dbania... rok w którym tak bardzo się zmieniłam... rok wspólnych wzlotów i upadków, rok śmiechu, bliskości, wzajemności...
mój rok i jej jedna wiadomość... nie równa ta waga...
rzygać mi się chce gdy o tym pomyślę...

ludzie powinni potrafić ponosić konsekwencje swoich decyzji... a nie wpieprzać się w czyjeś życie z buciorami...

hm... mogłabym mu teraz napisać
" ja Ci kochanie ułatwię tą trudną dla Ciebie decyzję, nie będziesz się już tak bardzo męczył, mnie już dla Ciebie nie ma, spotkaj się z nią - pa kochanie"
tak to byłoby w dobrym stylu

a ja, a ja głupia słucham o tym jaki to on ma dylemat, słucham jaka była ważna, słucham jak się rozstali, jak po kłótniach lądowali w łóżku, i radzę żeby się z nią zobaczył, żeby się przekonał co do niej czuje...

zaraz się rozpadnę na sto tysięcy kawałków...
ty głupia...

wtorek, 8 marca 2011

dzień kobiet

umówiliśmy się że pojedziemy do kina na "och Karol 2 "... wpadłam do domu po 17 za godzinkę miał być pod moim domem... jak zwykle w takich sytuacjach- panika... w co ja się ubiorę- chciałabym się mu podobać- w myślach analizuje w czym się mu podobałam ostatnio, co lubi z mojej garderoby... szara spódnica w kolano?  te rajstopy ażurowe? czy może  ta czerwona bluzka z ładnym dekoltem - stoję przed  moim ogromnym lustrem i zastanawiam się... cholera postoję tak jeszcze z minute i nie zdążę... i nagle w mojej głowie ogromny czerwony napis "STOP" - to moje święto czy Jego? moje- jasne że moje... zamykam oczy, spokojnie oddycham i pytam siebie na co mam ochotę- jak się dziś czuje, jaki mam nastrój- więc wybieram dżinsy, jasne kozaki, czarną bluzkę z koronkowych dekoltem... czerwony szeroki pasek i zabawne czerwone kolczyki - tak, tak mi dobrze...  narzucam na siebie czerwony płaszczyk w kolano...
jedziemy...
w poczekalni mnóstwo dziewczyn, kobiet... rozglądam się analizując która mogłaby mu się podobać... upominam siebie- wrzuć na luz... uśmiecham się i rozmawiamy...
ładnie wyglądasz- dziękuje odpowiadam z uśmiechem... patrzy na mnie jak zwykle- tym sowim łobuziarsikm spojrzeniem...
zaczyna się film...
 Jego ręka ląduje na moim kolanie- moja dłoń na Jego dłoni... rozluźniam się... film był zabawny, naprawdę zabawny...uśmiałam się...
lubię jego ciepłe dłonie... \
wracamy do domu- nieśmiało pytam czy wejdzie do mnie na chwilę...
mówi że nie, że musi wziąć antybiotyk, że kupił róże dla siostry i mamy i że chciał je im dać dziś- uśmiecham się- dobra mina do złej gry... wolałabym go mieć dziś tylko dla siebie- mała nie bądź egoistkę...
pod domem dostaje dwa opakowania czekoladek dla mojej mamy i siostry... ja dostaje róże... i jeszcze coś- jakąś biżuterie- ale mam otworzyć dopiero w domu...
całuje Go na pożegnanie- i myślę jak dobrze byłoby móc się w Niego teraz w tulić...
wracam do domu sama... jeszcze na schodach otwieram pudełeczko... kolczyki, łańcuszek i przywieszka- komplet...  ładny- taki szlachetny i stylowy...
teraz tylko zagłuszyć w mojej głowie pulsujące  "nie chciał do Ciebie wejść, nie tęskni za Tobą"
paranoja

poniedziałek, 7 marca 2011

" nie chcę żebyś przeze mnie płakała"

już to kiedyś słyszałam...
i potem płakałam jak nigdy
nie powinnam wchodzić pod kołdrę w ubraniu...
wiele rzeczy robić nie powinnam...
nie powinnam krzykiem zdobywać świata... 


mam dość zimy- tylko zimę to akurat  nic nie obchodzi... 
coraz więcej światła - to dodaje mi energii- choć wstawanie o 5:15 ciągle jest męczące... 

mogłabym wyjść teraz na spacer- chodzenie mnie uspokajało-
tak było jak jeszcze byłam sobą..
a teraz kim jestem? 
marionetką...
tylko w czyich rekach- Jego czy swoich...? 

mała przestań pieprzyć głupoty i weź się w garść-\
tak to byłby najlepszy pomysł 
- wziąć się w garść -  cokolwiek bo to  w moim przypadku miało oznaczać...

brakuje mi lekkości z jaką kiedyś ubierałam moje myśli w słowa... 

niedziela, 6 marca 2011

źle

jestem zła
nie chce takiego razem...
ciągle mam wrażenie że muszę go błagać o uczucia... że muszę go błagać o zainteresowanie...
źle mi ostatnio - staram się jak umiem żeby wszytko było w porządku, żeby było dobrze...
i zawsze jest źle...
czuje że coś jest nie w porządku - rzadziej się kochamy, rzadziej do mnie przyjeżdża, rzadziej rozmawiamy przez telefon- jest inaczej...  jestem bardzo wrażliwą osobą- a On twardy jak skała...

czwartek, 3 marca 2011

dla siebie

zawsze lubiłam siebie... potrafiłam dostrzec swoje zalety... w towarzystwie czułam się lekko i swobodnie... na ulicy oglądają się za mną mężczyźni... na parkiecie nigdy nie brakowało mi adoratorów... zawsze czułam się kobieco- dobrze... długie włosy, zgrabna sylwetka- lubiłam bawić się ubiorem, coś pokombinować- ażeby nigdy nie było monotonnie... lubię spódnice, sukienki...
zawsze miałam dużo do powiedzenia- nigdy nie bałam się wypowiadać swojego zdania... dużo czytam- dużo wiem... łatwo kojarzę fakty, łatwo zapamiętuje rożne rzeczy- uwielbiałam rozmawiać z ludźmi...
lubiłam flirtować- tak uwielbiałam te potyczki słowne... każdy w moim towarzystwie dobrze się czuł i często śmiał... ja zawsze z uśmiechem i poczuciem humoru...
zawsze z pełnym optymizmem-pewna swego... pewna poczucia własnej wartości...
singielka kochająca życie- tak było kiedyś... 

wszystko to - nagle przestaje być moje...

zaczynam się angażować, zaczyna mi zależeć na Nim,  jestem w związku i wszystko to przestaje istnieć... 
czuje się nijaka, nie pewna, wszystkie inne dziewczyny, kobiety wydają się mi być ładniejsze, ciekawsze... 
a ja zyskuje bylejakość, szarość... i strach że mnie zostawi... 
i takie staranie się, zastanawianie się co On sobie pomyśli, jak coś odbierze... 

wiesz- najgorsze jest to że przez ten mój paniczny już strach i poczucie bylejakości- jest wielce prawdopodobne że jednak mnie zostawi...

trzeba coś z tym zrobić...
znów być dla siebie kimś ważnym i wyjątkowym...

środa, 2 marca 2011

plan na jutro...

czytam sobie jakieś "pierdoły" o pewności siebie... 
staram się pozytywnie "nakręcić"...

i tłumacze sobie jak małemu dziecku nie dzwon do Niego- sam zadzwoni...  
poczekaj... poczekaj... 

ale to głupie zabawy... no bo dlaczego to tak jest że nie możemy pokazać że nam na kimś zależy, albo jak nam na kimś zależy... dlaczego zawsze ktoś musi "bardziej"- bardziej czuć, bardziej się angażować, bardziej tęsknić...

a może to nie tak, może nie ma bardziej, mocniej...
jest po prostu inaczej, każdy odbiera wszystko na swój indywidualny sposób....

mam na jutro plan: dużo uśmiechu....

niedziela, 27 lutego 2011

oddychać Nim...

czuje jeszcze Jego zapach na swoim ubraniu.. na sobie...
dobrze mi... 
spokojnie, bezpiecznie, błogo... 

za długo było u mnie ciemno, ponuro, niewyraźnie..
bardzo powoli odnajduję w sobie dużo siły...
ostatnio u mnie to bardzo zły czas- od bardzo dawna nie czułam się tak źle...
w mojej głowie powstaje mnóstwo okropnych scenariuszy, nie potrzebnych złych myśli...
moje wymyślone problemy przytłaczają rzeczywistość...
ale już dość tego... 

najpierw chciałabym znów dogadywać się z K,

być sobą, pewną swojej wartości kobietą...

i nowa praca-przydałoby mi się więcej energii i motywacji w jej poszukiwaniu,
i jeszcze ciut odwagi... no i wiary w lepsze jutro...

bez zbędnego narzekania i gadania wkółko ze teraz z pracą ciężko
- nikt nie obiecywał że będzie łatwo
ale to nie znaczy że trzeba się poddawać...

wtulić sie jeszcze raz w Jego szerokie ramiiona- niech oplecie mnie sobą
- a ja?  a ja zamknę oczy- i będę Nim oddychać...

sobota, 26 lutego 2011

dobry dzień

- tak łatwo zasypiam tylko przy Tobie

- przecież ja dla Ciebie wszystko- i mój radosny, przekorny śmiech...
- nie bój się wypomnę Ci te słowa w odpowiednim momencie...- jego śmiech...

dużo było dziś rozmów przez telefon, wolałabym Go tu mieć...
tak mi nie wygodnie... tak mi niespokojnie...

to był dobry dzień... uczę się odpędzać okropne myśli w mojej głowie... uczę się przekonywać siebie, tłumaczyć sobie... być dla siebie przyjacielem...

znów dostrzegam odcienie radości... kolory codzienności...
próbuje dbać o siebie
próbuje uczyć się Jego

poniedziałek, 21 lutego 2011

miłość

zadzwonił do mnie zaraz po pracy...
ale też mi źle- no bo nie zadzwonił jeszcze raz na dobranoc, no bo rozłączył się bez pożegnania...
czyli jak by nie było to jest mi źle..


nie chce żadnej terapii... nie chce popadać w głupi schemat bycia ofiarą...
chce oddychać świerzym czystym powietrzem- chce być szczęśliwa...
tu i teraz
moje szczęscie to ja
a nie jego telefon, albo jego brak telefonu...

popadam w depresję...
czuje że powinnam powiedziec sobie stop- czuję że coś złego się se mną dzieje
muszę mieć w sobie na tyle siły żeby powiedzieć sobie dość...
przecież tak kocham życie- tak kochałam życie
teraz wszystko jest byle jakie - a ludzie są obrzydliwi...
- szczęście to sposób postrzegania rzeczywistości -
moje postrzeganie jest zniekształcone...
nic mi się nie chce, nic mnie nie ciszy...

a mój K.- jak to pieknie brzmi mój K- ma do mnie tyle cierpliwości...
jest dobrem... jest stałością... jest ciepłem... jest bezpieczeństwem...

zakochujemy się w tandetnych słowach, zakochujemy się w mdłych gestach...
zakochujemy się w komplementach w czułościach rozczuleniach, chwilach...
nie jestem zakochana...

ja odkrywam miłość...
w  codzienności, "w jak Ci miną dzień", w ja dla Ciebie- Ty dla mnie...

sobota, 19 lutego 2011

radośnie...

za nim wpadnę w wir co sobotniego sprzątania, prania i pieczenia ciasta
- chciałam powiedzieć że jest mi dziś niesamowicie radośnie...

czwartek, 17 lutego 2011

wulkan spotkał tornado

ależ jestem nie wyraźna... - zupełnie nie umiem sobie znaleźć miejsca...
próbowałam się do Niego dodzwonić- ale nie odbierał...
-proszę niech ktoś zabierze z mojej głowy te obłędne myśli...
nie wiem co się ze mną dzieje- staram się nie myśleć, nie analizować-
nie wychodzi mi to - zupełnie nie wychodzi mi to....
a potem kiedy się już zobaczymy- to jestem taka nabuzowana, złośliwa- i ogólnie negatywnie nastawiona..

wiesz tęsknie za takim banalnym uczuciem zakochania...
za tymi wszystkimi emocjami z tym związanymi...

K. znów chce poważnie rozmawiać- która to już nasza poważna rozmowa po której nic się nie zmienia...'
każde z nas ma zupełnie inny punkt widzenia- swój punkt widzenia...

...wulkan spotkał tornado...

wtorek, 15 lutego 2011

dobry dzień

budząc się rano o 5:00 przekonuje siebie że to będzie dobry dzień, to będzie dobry dzień... to musi być dobry dzień... dość już mam smutku i bylejakości... i próbuje wykrzesać z siebie odrobinę optymizmu... zajmuje mi to pół godziny-5:30- jeśli poleżę jeszcze choć minute dłużej nie zdążę na autobus... no nic to będzie  dobry dzień...

próbuje ubiorem dodać sobie energii... próbuje uśmiechem dodać sobie energii...
na chodnikach istne lodowisko... chyba minus 15 stopni... - ale to będzie dobry dzień...

słońce mnóstwo słońca... piękne błękitne niebo...
mała Ninuś taka radosna- na etapie pierwszych kroków- lubię się jej przyglądać...

samotność rozgościła się obok mnie- nie proszona... - dlaczego  ona nigdy nie puka, nie uprzedza o swoim przyjściu- po prostu sobie jest i już...

rozluźnij się kobieto...
czerwone wino pomaga, spokojna muzyka zagłusza szepty w mojej głowie...

chciałam usłyszeć Jego głos- czasami działa na mnie kojąco...

niedziela, 13 lutego 2011

dobry wieczór

dziś to był dobry wieczór..dostałam piękne róże i duże  czekoladki- to walentynkowo... kwiaty od K są zawsze w dobrym guście- takie jak lubię, bez żadnych pierdół i dodatków...
dużo rozmawialiśmy, siedziałam mu na kolanach i dużo rozmawialiśmy..
to zaskakujące jak On odbiera mnóstwo rzeczy, zupełnie inaczej niż  ja.. to naprawdę jak wenus i mars...
wiem że się stara, widzę to... dużo się w nas pozmieniało, ciągle się zmienia...
chciałabym jeszcze mieć odwagę do mówienia o różnych rzeczach... i mieć poczucie własnej wartości... czasami myślę sobie co zrobię jak się zobaczymy, zrobię albo powiem- a potem zupełnie nic z tego nie wychodzi...
czasami zupełnie się nie rozumiemy , mijamy się w naszym zupełnie odmiennym postrzeganiu rzeczywistość...
pomimo to ciągle chcemy być ze sobą- chcemy ciągle się starać dla  siebie- tylko czy to wystarczy...?

sobota, 12 lutego 2011

może...

nie chcę żeby tak było- zupełnie nie umiem tego zmienić... próbowałam z Nim o tym rozmawiać, próbowałam tłumaczyć, wyjaśnić- a wychodzi tylko na to że się wściekam i złoszczę...
czuje się zupełnie nie odpowiednia dla Niego...
o mały włos nie powiedziałam mu że Go kocham... a teraz jestem taka zła na Niego... a On sobie śpi i ma mnie daleko gdzieś... w ogóle mnie nie rozumie, czasem mam wrażenie że nawet się nie stara tego robić.. tak bardzo bym chciała żeby usiadł ze mną, przytulił mnie, porozmawiał ze mną, pieścił mnie....
a On śpi...
zawsze jest tak samo - ten sam jeden pieprzony schemat...
trochę rozmowy, potem seks a potem jego spanie i moje wsłuchiwanie się jak chrapie... nie mogę zasnąć i tylko przewracam się z boku na bok...
ale może się czepiam
ale może wyolbrzymiam wszystko

piątek, 11 lutego 2011

styczeń 2011

czwartek, 6 stycznia 2011

jestem chora- kaszle, mam gorączkę, głowa mnie tak boli że nawet trudno to opisać, czuje każdy mięsień...

boli mnie ząb który wczoraj leczyłam

mam okres- boli mnie brzuch

nie zmrużyłam oka całą noc- jak już zasnęłam śniły mi się koszmary...

dziś mój K. pojechał do Niemiec... - już za nim tęsknie...

nic tylko stwierdzić : UWIELBIAM cię życie...
i paść wyczerpana z powrotem do łóżka

niedziela, 2 stycznia 2011

dobrze...

hm...
postanowienie z sylwestra 2010 spełnione... - tak więc zakochałam się...
zakochałam się po uszy...

postanowień na 2011 zupełnie brak...
choć może 2011 to będzie mój rok...
nowa praca- i duże, olbrzymie poczucie własnej wartości- tak- taki będzie 2011 rok
- rok dla mnie...

sylwester był - taki ciepły- bo w łóżku;-)
dobrze nam było razem
dużo się śmialiśmy...
kolacja przy świecach...
czerwone wino - i tabletki przeciwbólowe..:)
" dobrze mi z Tobą"

6 stycznie jedzie do Niemiec

wczoraj była nasza rocznica
- pierwszy rok razem...

wiesz czasami mam wrażenie że spaceruje po zupełnie nie znanym miejscu...
tak zupełnie po omacku próbuje dojść do określonego, tzn wymyślonego celu...
pocałował mnie wczoraj z taką czułością, delikatnością- jak by dotknął mojej duszy- tak poczułam
i w nasze kochanie wkrada się coś takiego... bardzo ulotnego... nie wiem jak to określić...
nigdy tak nie było-gdzieś tam kiedyś...
i zasypiam- a On wtula twarz w moje włosy- szczelnie oplata mnie sobą...
i patrzy tak jak by częściej, intensywniej...
i dziękuje mi za wspólny wieczór...
i opanował cała tą moją złość- nie wiem jak On to zrobił... cierpliwością, uśmiechem...
i nie było awantury jak zwykle w takiej sytuacji...
wysłuchał mnie- a ja powiedziałam co mnie zabolało...
a dziś odzywa się co godzinę- bo prosiłam żaby częściej się do mnie odzywał...
i dzwoni zadowolony z siebie czy jestem z Niego dumna...:-)
wszystko jest inaczej...
i nie przeszkadza mi to że teraz odsypia
- że Go u mnie nie ma... rozmawialiśmy przez telefon...
a ja poświęciłam trochę czasu dla mojego ciała,
obejrzałyśmy z siostrą animowany film,
zaraz zrobię sobie pyszną kolacje...
i dobrze mi...

tak 2011 to będzie dobry rok
myślisz ze kolejny razem?

grudzień 2010

czwartek, 30 grudnia 2010

mam zły dzień, a w zasadzie to mam zły tydzień...
och, och, och....
miewam dziwne sny- takie z przeszłości...
mój K. początkiem stycznia jedzie do Niemiec...
- mam nadzieje że nie na długo- tak jak obiecał...
a potem..?
sam jeszcze nie wie, jak potem...

pytam o nas...
mówi że na razie jest mu dobrze...
i że się bardzo boi że się nam nie uda, że nie uda się nam pogodzić mojej emocjonalności z jego bardzo racjonalnym podejściem do wszystkiego...

myślisz że tego nie da się pogodzić?
- gdybym tak myślał to bym z Tobą zerwał...

w sumie dobrze wiedzieć....

znalazłam przepiękny komplet bielizny- taki zniewalający...
- muszę go mieć;)

K. - jest daleko... to taki zły czas...
bardzo staram się nie zwariować...
bo znów wariuję- zupełnie nie potrzebnie znów wariuję...

przygotowuję sylwestra - takiego we dwoje- i takiego tylko dla nas...
zrobię coś dobrego do jedzenia...
upiekę coś słodkiego...
ładnie udekoruję stół...
zapalę świeczki...
założę sukienkę...
bardzo chciałabym żeby to była piękna noc razem...

a wiesz że miłość to podobno niedoścignione marzenie

poniedziałek, 27 grudnia 2010

iskra jest chora - i jak powszechnie wiadomo iskra nie znosi być chora...

święta w tym roku nie były świąteczne- były takie jakieś zwykłe...

ubieranie choinki z moim K. miało w sobie coś z intymności....
było cicho, w całym domu spokojnie...
przyglądał mi się z intensywnością...
i rozmawialiśmy...
a choinka piękniała...

mam zryw kobiecości... ;)
co objawia się nagłą potrzebą intensywnego dbania o siebie...
i kupiłam sobie fantastyczne buty - zupełnie fantastyczne...

czytam wiersze- jak kiedyś...

niedziela, 19 grudnia 2010

prawda

leżąc w wannie pełnej gorącej wody i piany...
podczas czynności golenia sobie nóg-
zastanawiam się...
jak wyglądał seks mojego obecnego faceta z Jego byłą dziewczyną...
albo
jak wyglądałby ich seks gdyby się teraz znów zeszli...
i czy byłoby im dobrze...
mój umysł podrzuca mi odpowiednie obrazy, namiętności, żaru, miłości...


jak myślisz byłoby im dobrze?


a potem ja czuje się zupełnie nie odpowiednia
bez namiętności, bez żaru i bez miłości...

środa, 15 grudnia 2010

jest mi dobrze
jest mi bardzo dobrze...:)

myślę że te rozmowy na gg dużo mi pomogły-patrze na siebie z innej perspektywy- z tej lepszej strony... tak jak bym sobie przypominała jaka jestem, co mam w sobie dobrego, co mam w sobie złego...
przenoszę to na moje relacje z K. - i dobrze nam to robi...

dziś był piękny dzień - śnieg błyszczał w słońcu... a ja byłam na spacerze...

jutro jestem umówiona na kawę

słucham dobrej muzyki, wsłuchuje się w słowa...

poniedziałek, 13 grudnia 2010

mikołaj

otwieram drzwi...
krzyś trzyma w ręku czerwoną torebkę z prezentem...
- proszę to dla ciebie od Świętego mikołaja
- ale mój drogi... mikołaj był u mnie tydzień temu, nie mogę tego od Ciebie przyjąć- bo to już prawie jak sponsoring... - z niewinnym uśmiechem...;)
- Beatka nie przeginaj, mam się wrócić...
- och coś Ty taki drażliwy, dziękuje- całując Go w policzek...
- mam nadzieje że od razu przymierzysz- konspiracyjnie szepcze mi do ucha...
- chciałbyś - i z uśmiechem wbiegam do siebie do pokoju...
więc od mojego osobistego mikołaja dostałam komplet bielizny... nieśmiało zaglądam do środka...
kolor czarny z dodatkiem złotego- wyciągam biustonosz i spoglądam na rozmiar-hm... ale skąd On wiedział jaki będzie odpowiedni... - więc dumna z mojego faceta całuje Go tym razem w usta...
kolej na drugą część... wyciągam ostrożnie... i wybucham śmiechem, nie mogłam się powstrzymać... moim oczom ukazały się ogromne majtory... ;-) co najmniej o dwa rozmiary za duże...
- krzyś przecież one się ogromne - i nie mogę powstrzymać śmiechu..., już dawno nic mnie tak nie rozśmieszyło...
a potem śmieliśmy się razem, przekomarzając...
lubię się z nim śmiać...

...

przeniosłam się koło kaloryfera... cieplej...
za oknem piękna zima, bajkowa...
ja zakopana w mojej niebieskiej pościeli i niebieskim kocu...
to był dobry dzień...

Nina nie schodziła mi z kolan, ciągle się do mnie tuliła
- może stęskniła się za mnę przez weekend...
zasypia mi na kolanach- wtulona we mnie- uwielbiam na Nią patrzeć jak śpi, jak spokojnie oddycha,
i jak małymi paluszkami ściska moją dłoń... a ja tule ją do siebie - i czuje taki przypływ czułości i ciepłych uczuć... niesamowite... miłość w najczystszej postaci- zupełnie niewinna....

zrobiłam sobie długą gorącą kąpiel- nie szybki prysznic jak zwykle...
pobyłam trochę z siostrą, mamą...
to naprawdę przyjemniejsze niż wpatrywanie się w sufit...

planuje od stycznia kurs angielskiego- nie czuje się pewnie...
poszukałam szkół w moim mieście, porównałam oferty...

chciałabym bardziej skupić się na teraźniejszości -
nie, nie chce mi się teraz o tym mówić...

niedziela, 12 grudnia 2010

kochać siebie?


  • Daj sobie trochę luzu i trochę więcej przyjemności. Do tej pory mam problem z dawaniem sobie przyjemności, więc wiem, że nie będzie łatwo. Ale od czegoś trzeba zacząć. Może od masażu Ma-uri?

  • Rób, co chcesz. A przynajmniej staraj się robić, co chcesz. Małymi kroczkami, przyzwyczajając siebie i swoją podświadomość, możesz doprowadzić do stanu, kiedy większość z twoich działań będą to rzeczy, którymi lubisz się zajmować, robisz to z chęcią i nikt nie przekonuje cię, że tak trzeba, należy. W szczególności, sam siebie nie przekonujesz, że tak trzeba i należy.

  • Zaufaj sobie i przestań się obwiniać. Czasem nie widać sensu w tym, że zwalniają nas z pracy albo biznes nie kręci się tak jak trzeba, relacje z najbliższymi nie są takie, jakie miały być. Czasem nie widać od razu, że zdarzenia w tej chwili będące katastrofą, w dłuższej perspektywie czasu doprowadzą nas do dużo lepszych dla nas rozwiązań.

  • Okaż sobie szacunek, nie marnuj swojej energii na ludzi i zdarzenia, które cię męczą.

  • Zastanów się, kim są ludzie, z którymi się spotykasz? Czy to przyjaciele, znajomi, osoby ważne dla biznesu. Lubisz się z nimi spotykać, czy traktujesz to, jako obowiązek?

  • Dbaj o swoje ciało. To ważny element twojego życia doczesnego. Nie lekceważ rangi, jaką pełni w twoim życiu. Inwestycja w zdrowe, zadowolone ciało jest bez wątpienia najlepiej opłacalną w twoim życiu. Wreszcie inwestowanie może być przyjemne!

  • Chciej więcej! Pozwalaj sobie na marzenia i pragnienia, które są nierealne. Nie zastanawiaj się nad sposobami ich urzeczywistnienia. Cokolwiek wymyślisz, wszechświat zrobi to lepiej, a przy okazji pięknie Cię zaskoczy.

  • Oddychaj głębiej! Pamiętaj o tym, że oddech jest energią życia. 20 głębszych oddechów każdego dnia może przedłużyć twoje życie o kilka lat. A ile przy tym dodatkowych korzyści: lepsza cera, przemiana materii, regulacja ciśnienia, prawidłowy przepływ energii, pogodny nastrój. To tylko kilka ze skutków ubocznych "paru głębszych"

  • Śmiej się głośniej! Śmiech jest najlepszym lekarstwem. Śmiech pokazuje nasze prawdziwe Ja. Szczególnie szczery śmiech z siebie i do siebie.

  • Kochaj mocniej! Kochaj bezwarunkowo. Tak jak sam chcesz być kochany.

  • Miej nadzieję! Bez względu na to, co cię spotkało w życiu, zawsze może być pierwszy dzień nowego życiu. Jedyne, co musisz zrobić to zaufać sobie i życiu.

  • Żyj odważniej! Zapomnij o własnych ograniczeniach. Żyj tak, jakbyś był kimś, kim chcesz zostać.

  • Zatrzymaj się. Przeznacz 20-30 minut każdego dnia tylko dla siebie. Na nic nie robienie, patrzenie w ogień świecy, leżenie do góry brzuchem, fantazjowanie, medytację, kontemplację. Rób to regularnie, a poprawi się Twoje zdrowie, będziesz bardziej spokojny, staniesz się mniej podatny na problemy i z pewnością znacząco przedłużysz swoje życie.

  • Pamiętaj: nie musisz walczyć, nie musisz wygrać, nic nie musisz, możesz, jeśli chcesz.

  • Bądź wdzięczny. Wdzięczność to potężne narzędzie. Przyciąga nam jeszcze więcej tego, za co jesteśmy wdzięczni. Warto być wdzięcznym. Warto dziękować losowi za to, co już nam podarował. Warto dziękować sobie, za to co osiągnęliśmy, czego dokonaliśmy. Warto dziękować sobie, za to kim się stajemy.

  • Dobrze myśl. Myśli kreaują nasze życie. Wybieraj słowa, których używasz. Zwróć uwagę na to co mówisz i na to, co myślisz o sobie i o innych. Dla podświadomości podmiot zdania jest nieważny. Liczy się energia słowa. Jeśli jest niska, taka energia wróci do ciebie. Myśląc piękne rzeczy, takie właśnie przyciągasz do siebie. Dobre myśli wyrażają szacunek do siebie samego i do kreatora rzeczywistości.

  • Pozwalaj sobie na małe przyjemności. Pozwól sobie na odniesienie jakiegoś, choćby niewielkiego sukcesu, np. załatw jakąś zaległą sprawę. Albo spraw komuś radość, ugotuj coś szczególnego do jedzenia, umów się z przyjaciółką na kawę w Twojej ulubionej herbaciarni. No i oczywiście zawsze możesz iść na zakupy albo na ryby :)

  • Pokochaj siebie, za to co cię spotkało w twoim życiu. Poszukaj w każdym trudnym zdarzeniu takich aspektów, które cię wzbogacają, dają coś pozytywnego. Pokochaj siebie za swoje błędy. Jesteś tego warty!

  • Wybaczaj. Żale jakie trzymamy w naszym sercu do innych, często do nas samych zamykają nasze serce w okowach bólu. Krzywdzimy tym przede wszystkim siebie. Żeby siebie kochać, trzeba się nauczyć przebaczać.

  • Nie bój się bać! Pozwól sobie na odczuwanie strachu. Uwolniony strach jednocześnie wyzwala niesamowitą energię. Wysiłek jaki wkładamy w tłumienie, wypieranie strachu możemy wtedy przeznaczyć na konstruktywne działania. Uczciwość wobec siebie procentuje niepomiernie.

  • Pozwól sobie na bycie niedoskonałym. Bo takim zostałeś stworzony. Po coś. W jakimś celu. Przyjmij to jako dar.

  • Bądź dla siebie dobry. Od tego się wszystko zaczyna i na tym kończy. Jeśli nie będziesz dla siebie dobry, świat otrzyma stosowny komunikat. Da ci ani mniej, ani więcej niż ty sam sobie dajesz. Więc lepiej bądź dla siebie dobry...

  • czwartek, 9 grudnia 2010

    ...

    i w nasze rozmowy niepostrzeżenie wkrada się czułość ...
    tęsknie za Nim...
    już jutro, jutro...

    i zupełnie niesamowitą książkę czytam...- sprawia mi to mnóstwo przyjemności...
    tak mi dobrze... już od bardzo dawna nie było mi tak dobrze jak jest teraz...
    na nowo wszystko mnie cieszy, przyszłość ma coraz jaśniejsze barwy...
    staram się inaczej postrzegać rożne rzeczy, sytuacje...
    jest mi łatwiej - dbam o siebie...
    coraz bardziej doceniam siebie, staram się uczyć mówić o swoich potrzebach i uczuciach...
    i staram się uważniej Go słuchać, przyglądać się mu, uczyć się Go...
    ale również obserwować siebie, pytać siebie : "dlaczego tak się czuje? dlaczego reaguje tak a nie inaczej"
    uczę się szczerości względem siebie i poszanowania odmienności drugiego człowieka

    wtorek, 7 grudnia 2010

    ...

    są chwile w których czuje się taka radosna- tak bardzo radosna...
    są chwile kiedy czuje się zła, zła od tak bez powodu...
    są chwile kiedy czuje się bezradna, kiedy nie potrafię zapanować nad moją obojętnością...
    są chwile kiedy jestem przerażona, lękiem który mam w sobie...
    są chwile kiedy jest mi błogo spokojnie-z całych sił próbuje przypomnieć sobie Jego zapach...


    oddycham innym powietrzem... czuje siebie, poznaje Jego...
    wiesz jakie to cudowne uczucie znów choć przez chwilę czuć się sobą,
    tak wiele jeszcze muszę się nauczyć...

    Jego zapach to jak spokój i bezpieczeństwo, czuć Jego zapach to czuć się jak na swoim miejscu...

    po roku szarpaniny tak mało o nim wiem...
    tak krótko spoglądałam w Jego oczy, tak niewiele pokazałam mu siebie...
    tak niewiele jeszcze o Nim wiem

    niedziela, 5 grudnia 2010

    ... małą wojnę w sobie mieć...

    to był dobry tydzień... bardzo powili uczę się normalnie funkcjonować... brakuje mi dobrych relacji między ludźmi, brakuje mi przyjaciół i znajomych... za bardzo zadomowiłam się w mojej samotności- tej złej samotności... bardzo trudno mi normalnie funkcjonować... popadam w jakieś stany depresyjne- nad którymi trudno mi zapanować... kiedy już się do czegoś zmobilizuję to jest ok, nawet całkiem okej... bardzo staram się odnajdywać radość w drobiazgach, bardzo staram się na nowo odbudować mój dobry świat, odbudować moje małe sekrety...
    związek z K, Jego obecność w moim życiu zdominowała każdy inny aspekt... nagle przestałam być sobą, nagle przestałam lubić siebie, nagle prowokuje sytuacje w których będę mogła udowodnić sobie że nie zasługuje na miłość... wszyto mi się plącze...
    przestałam pisać, przestałam czytać, przestałam słuchać muzyki, przestałam sprawiać sobie samej małe przyjemności... nagle cała moja intensywność codzienności przestała istnieć... już nie cieszy mnie tak wiele rzeczy...
    nagle całe moje myślenie, odczucia, przemyślenia skupiam na Nim.. nie widzę nic i nikogo dookoła...

    niedojrzałe podejście małej dziewczynki...

    i właśnie staram się to zmieniać... to jak oddychać innym czystszym powietrzem... znów bardzo powoli ludzie mnie ciekawią, świat zaczyna być niesamowity, a ja powolutku zaczynam być dla siebie ważna... codziennie staram się mozolnie i bez końca przypominać sobie co jest ważne...
    to bardzo trudne walczyć z tym czymś co jest we mnie...

    jedna część beatki zasnęła by na wieczność... otwierając oczy na spotkania z Nim i to tylko po to żeby się przekonać że nie zasługuje na miłość, żeby udowodnić sobie że jest zła i nie odpowiednia...

    druga cześć beatki jest pełna życia, jest pełna ciekawości świata, ludzi, przyszłości... ma plany marzenia, nadzieje... wie że jest pełnowartościową kobietą z bogatym wnętrzem... wie ile może zaoferować drugiej osobie, wie że może wymagać, oczekiwać... i wie że potrafi być szczęśliwa... może nawet potrafi kochać, szczerze i dojrzale...

    i tak dzień za dniem przekonuje siebie że jestem pełnowartościowym człowiekiem...
    sama jestem odpowiedzialna za to co zrobię ze swoim życiem....