środa, 16 marca 2011

niepewność

nigdy nie byłam cierpliwa... czekanie nigdy nie były moją mocną stroną...
teraz na Jego prośbę i ze swojego mocnego postanowienia czekam...
czekam byle do weekendu kiedy to mamy sobie wszystko wyjaśnić...
przez głowę przewala mi się sto tysięcy przeróżnych myśli... nie zawsze potrafię nad tym zapanować...
czas wręcz się mi wlecze, wlecze jak nigdy przedtem...

dużo rozmawialiśmy przez telefon...
ostatnia niedzielna wersja była taka, że chyba się z Nią nie spotka, i że chyba nie chce się ze mną rozstawać... i że jeśli zdecyduje się zostać to już tak na stałe tzn-
 wspominał też o ewentualnych naszych zaręczynach- co dla mnie jest jak wiadomość typu "kosmici istnieją"

w głowie mam taki kocioł- jak nigdy wcześniej... i jestem z siebie dumna...
nie dzwonię do Niego, nie wypytuję, nie płacze, nie nalegam na spotkanie...
czasem a mało szlag mnie nie trafi z tej cholernej niepewności...
ale w porządku umowa była taka spotykamy się w weekend i wszystko sobie wyjaśniamy...
tak to tak, koniec kropka- byle do weekendu...

jestem rozczarowana, zbita z tropu i zupełnie nie wiem co o tym wszystkim myśleć...
staram się nabrać do tego wszystkiego dużo dystansu...
ale jeśli się okaże że się jednak z nią spotkał, albo że jednak chce się ze mną rozstać...
nie chce o tym myśleć...

3 komentarze:

  1. dystans to dobre wyjscie ;) i powrot do zycia ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę, że nikt na Twoim miejscu nie byłby cierpliwy, ehh trzymam kciuki, żeby wszystko się dobrze ułożyło...
    Pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń