wtorek, 21 czerwca 2011

...

i kolejny już raz w naszym związku szykuje się poważna rozmowa...
chyba już oboje jesteśmy bardzo zmęczeni tymi naszymi ciągłymi nieporozumieniami....
w piątek spędziliśmy cudowny wieczór- było nam tak dobrze ze sobą...
sobota sprzeczka- niedziela kłótnia...
- jak by na to nie patrzył bilans wychodzi nie korzystny...

środa, 15 czerwca 2011

...

w pokoju pachnie mi różami... zerwałam sobie duży bukiet z mojego ogrodu... trochę nie pasują do tego panującego u mnie rozgardiaszu ażeby nie powiedzieć burdelu...:/ jakoś brak mi weny do sprzątania...
piękna pogoda dużo słońca i wiatr, błękitne niebo i białe obłoczki...
martwi mnie ten mój brak sensownej pracy... tzn. bardzo lubię zajmować się Niną- ale powinnam znaleźć już coś innego... mój Krzysztof nie daje mi spokoju z tym moim szukaniem pracy... tzn trzeba przyznać że zbytnio się do tego nie przykładam-od czasem wyślę jakieś CV- okropnie się już zniechęciłam- to tak długo już trwa...
wygodnie mi jest tak jak jest, niezobowiązująco, bezstresowo, spędzam fajnie czas i jeszcze mi płacą za to...
ale już naprawdę czas wydorośleć- myślę że ten mój opór przed bardziej aktywnym szukaniem pracy wynika po prostu z lęku przed zmianami... to naturale- ale sama praca do mnie nie przyjdzie...
czuje się jak na jakimś detoksie - powód? mocne postanowienie nie myśleć o moich relacjach z K..


w zasadzie ostatnio do niczego się nie przykładam...
i naprawdę już czas na zmiany- już tak bardzo mi nie wygodnie w tym moim życiu....

niedziela, 12 czerwca 2011

dawno...

dawno mnie tu nie było... już bardzo dawno nie jest tak jak kiedyś, i tak jak być powinno...
zupełnie tracę kontrolę nad swoim życiem- wszystko staje się dla mnie byle jakie...
mój związek z K. to ciągła jedna wielka kłótnia... każde spotkanie kończy się kłótnią...
czy to początek końca? tak bardzo bym chciała żeby było między nami tak jak dawniej tak jak kiedyś...
w ogóle nie poznaje siebie, nie jestem szczęśliwa- w tym momencie mojego życia nie jestem szczęśliwa...
w samotność znajduję mnóstwo radości w okół mnie...
w związku się duszę- uzależniam swoje szczęście od drugiej osoby...
zawsze powtarzałam że szczęście to sposób postrzegania rzeczywistości- więc szczęście mam w sobie...
wszystko mi się poprzewracało w tej mojej blond główce... tak bardzo się wszystkim przejmuje- tymi wszystkimi kłótniami z K.
czasami mam wrażenie że wręcz błagam o miłość i zainteresowanie- tracąc szacunek do samej siebie...
zupełnie nie znajduje sposobu postawienia siebie do pionu...
jest tyle ciekawych rzeczy wokół mnie- tyle piękna...
a ja mam klapki na oczach- nastawione tylko i wyłącznie na K.
to zrobił, tamtego nie zrobił, to powiedział a tamtego nie powiedział....
przecież zwariować można...
wariuję