niedziela, 27 marca 2011

rożności..

nie było mnie tu ostatnio - problemy z komputerem, internetem  i takie tam...

chciałam ogłosić wszem i wobec że jestem radosna - żeby nie powiedzieć... -  szczęśliwa

jest we mnie coś takiego-
lubię dotykać samego dna- kiedy nie można już niżej upaść
bo kiedy posiedzę już sobie na tym dnie, przeboleje, popłaczę...
- w tedy nie pozostaje już nic innego jak tylko się podnieść...
długo trwał mój lot na samo dno, dni przeciekały mi przez palce, wszystko skupiało się wokół Jego osoby...
kiedy pojawiła się Ona, kiedy On zachował się tak jak się zachował cały mój ten wymyślony, poskładany świat zawisł na włosku...
powiedziałam sobie dość

kocham Go - ale to nic nie zmienia - to ciągle jest moje życie, z nim czy bez Niego to jest ciągle moje życie...

to był bardzo dobry tydzień...
zaczęłam biegać - ruch w cudowny sposób dodaje energii...
słuchawki na uszach z muzyką, zachodzące słońce, spokój, świeże powietrze - to naprawdę dobrze mi robi... to szczegół że na razie po 2 km mam dość i więcej spaceruję niż biegnę - ale to tylko na razie;-)
planuje zakup spodni dresowych, dobrych słuchawek i jakiejś mp3...

w końcu wybrałam się do biblioteki po kilka książek, wieczorami zaczytuje się w słowach- już zapomniałam jak lubię czytać - to na pewno lepsze niż gapienie się w sufit i zastanawianie się co On robi i czy o mnie myśli- żałosne...

znów integruje się z ludźmi którym ostatnio nie poświęcałam swojego czasu...
ostatnio nawet w autobusie poznałam nową osobę...

w sobotę zrobiłam pyszną sałatkę z kurczakiem, kapustą pekińską, kukurydzą i ogórkami- pycha:)

wczoraj zrobiłam mu nieziemską awanturę- a co zasłużył sobie ( no dobrze może nie koniecznie sobie zasłużył- po prostu jak się potem okazało źle się zrozumieliśmy) po 23 kazałam mu jechać do domu - tego się chyba nie spodziewał że go wywalę do domu- nakrzyczałam na niego, strzeliłam drzwiami Jego samochodu i pobiegłam do domu...
o nie... nikt mi nie będzie wchodził na głowę...
i wrzuciłam sobie na luz... zabolało mnie coś i miałam prawo się tak zachować... zadzwonił wyjaśniliśmy sobie  to co było do wyjaśnienia... niby wszystko normalnie a jednak inaczej- nie tłumaczyłam się niepotrzebnie, nie przepraszałam, nie próbowałam Go udobruchać, spokojnie wytłumaczyłam swoje racje, bez złośliwości... od i tyle potem się rozłączyłam... pytając jeszcze grzecznie czy zobaczymy się dziś tak jak mieliśmy w planach... mówi że jeszcze nie wie, że da mi znać potem...
ok
więc idziemy z siostrą na spacer do lasu, na kwiatki:), potem goście- o nie, nie ma zwieszania nosa na kwintę... zastanawianie się czy przyjedzie odkładam daleko do podświadomości- koniec z bzdurami...
nawet nie wiem kiedy dzwoni telefon...
K mówi że wypił piwo u brata... przełykam złość, pretensje i wyrzuty i słodziutkim głosem mówię że Jego strata, spędzi wieczór beze mnie, i że nie bardzo mogę rozmawiać, no bo goście- i już mnie nie ma...
głęboki wdech - przecież nic się nie stało...
za godzinę dzwoni telefon- " wiesz no bo tak sobie pomyślałam że może jednak do Ciebie przyjadę- co? "

niesamowite...

no bo przecież nie chodzi o to żeby złapać króliczka- tylko żeby gonić króliczka- prawda??? ;-)

niedziela, 20 marca 2011

mój czas

a jeśli chodzi o nas?
to dziwnie się czuje...
nie spotkał się z nią
ciągle jesteśmy razem
powiedziałam że Go kocham - pierwszy raz to powiedziałam - zareagował druzgocącą ciszą...
wiesz? ja chyba za bardzo zastanawiam się nad tym co powinnam a co nie powinnam, jak powinnam zrobić, a jak nie powinnam, co będzie dobre a co złe... mam ogromną potrzebę bycia kochanym ( pewno jak każdy) ale mnie ta potrzeba paraliżuje- wywołuje u mnie paniczny, odczuwany wręcz fizycznie strach... na zasadzie że jeśli zrobię coś nie tak- to On mnie nie pokocha.. 
tylko po co mi przy sobie ktoś kto mnie nie będzie kochał taką jaka jestem,
po co mi przy sobie ktoś, przy kim muszę być ciągle czujna...
czasem jak mnie coś zaboli, bardzo zaboli- boję się pieprznąć drzwiami i wykrzyczeć " to mnie boli, nie rób tak, chcę zostać sama"  ja zaciskam zęby i staram się rozumieć Jego potrzebę,  jego motywy takiego czy innego postępowania...

ale dość tego jestem pełno wartościowym człowiekiem
mam piekne ciało, mądry umysł, bogatą duszę!!!
teraz jest mój czas, zamierzam odkryć na nowo wszystko to co sprawiało mi radość, odkryć na nowo intensywność i smak życia...

zatraciłam przy nim pewność siebie- zamierzam to odbudować

widzieliśmy się dziś,
zaproponował moją ulubioną pizzerię ( przypuszczam w ramach rekompensaty okropnego zachowania w sobotę), pojechaliśmy,
byłam spokojna rozluźniona, opowiadałam mnóstwo rożnych rzeczy...
na początku był spięty, był zmęczony ( do 17 był na szkoleniu), nie przejmowałam się Jego humorami...
zadzwonił mój telefon- odebrałam, roześmiana, żartowałam, rozłączyłam się i wróciłam do naszej pizzy...
przecież nie muszę się tłumaczyć
- z kim rozmawiałaś?
uśmiecham się z satysfakcją - przecież mój K- jak sam twierdzi nigdy nie jest zazdrosny...
znów śmiał się z moich żartów, słuchał tego co mam do powiedzenia, sprzeczaliśmy się o swoje zdanie...
podjechaliśmy pod dom
zacisnęłam mocno pieści...
 z uśmiechem całuje go w policzek i wysiadam
i pada zaskoczone pytanie "nie zaprosisz mnie do środka? "
myślę sobie " a mam Cię- wystarczająco często ja Ciebie ostatnio zapraszałam"
mówię: "kochanie jesteś zmęczony, mówiłeś że głowa Cię boli, powinieneś odpocząć"
i ze słodkim uśmiechem wysiadam
i co słyszę?
"dziękuje za miło spędzony wieczór" 
o mało nie straciłam równowagi na tych moich obcasach
odpowiadam uśmiechem i już mnie nie ma, i czuje jak wzrokiem odprowadza mnie pod drzwi...

poczucie własnej wartości

*Tylko kobiety mające niskie poczucie swojej wartości – zadają sobie pytanie: jak rozkochać w sobie faceta. Tylko takie.*

Kobieta z wysokim poczuciem swojej wartości ma serdecznie gdzieś to, czy facet jest nią zainteresowany czy nie. Ma serdecznie gdzieś to, czy ona mu się podoba czy nie. Jak się nie podoba, to stosuje metodę PKW (palec-kierunek-won). Jak facetowi coś nie pasuje stosuje metodę NDD – (noga-[censored]-drzwi) . Ma serdecznie gdzieś, czy facetowi podoba się jej figura, kolor włosów czy to co nosi i jak się ubiera. Wie dobrze, że albo facet ma zaakceptować kobietę taką jaką jest albo jak chce ją zmieniać, to znaczy, że ma coś pod sufitem nie ten-teges.

Jedno jednak jest wspólne dla wszystkich Panów. Nic tak Panów nie kręci jak świadoma, odważna, bez kompleksów kobieta. Uwierzcie drogie Panie – niezależnie od wieku – każda kobieta, która idzie ulicą i jest w stanie spojrzeć bezczelnie facetom w oczy, nawet z lekkim uśmiechem – może spowodować, że facet na chwilę zapomni, gdzie i po co idzie tą że ulicą. Pan, który na swoja zaczepkę, szowinistyczne zachowanie zobaczy, że kobieta potrafi go ośmieszyć, spowoduje u niego podziw – w konsekwencji może mu po prostu zaprogramować gust na kobietę takiego typu jak ona.


"Jeśli więc Pani zależy na jakimś panu, musi się najpierw dowiedzieć, jakie kobiety go interesują i jakie kobiety mu się podobają. Jeśli podobają mu się kobiety inne od Was – nie zmieniajcie się – tylko zmieńcie obiekt westchnień "

podoba mi się ;-)
--

sobota, 19 marca 2011

nie... tak... nie... tak...

piątkowy wieczór...
dźwięk telefonu wyrwał mnie z rozmyślań... patrze na połyskujące ekranik- On...
odbieram i słucham...
że wrócił wcześniej z pracy,że zmęczony,  że źle się czuje...
grzecznie pytam co mu jest, radzę żeby się położył i odpoczął...
w słuchawce druzgocąca cisza...
i pada pytanie- a ty co będziesz robić?  ( nie kochany, nie będę prosić o spotkanie)
ja? ja wychodzę ze znajomymi...
w słuchawce druzgocąca cisza po raz drugi...
z kim? gdzie wychodzisz? ( jak z karabinu maszynowego)
Ania, Piotrek, Grzesiek, Sławek, Agnieszka- pójdziemy pewnie do baru- zapowiada się bardzo fajny wieczór...
w słuchawce druzgocąca cisza po raz trzeci... 
nagle  słyszę " chciałbym się zobaczyć z Tobą jutro, powinniśmy porozmawiać" 
skoro tak uważasz- dobrze więc do zobaczenia jutro...

i rozłączam się jak najszybciej ażeby nie palnąć jakiejś głupoty

telefon zostaje w domu...

to był miły wieczór...
zjadłam pucharek lodów 'truskawkowe marzenie" przegryzałam to pizzą i popijałam piwem...
śmiejąc się przy tym do łez...

spałam spokojnie...

a dziś odliczam godziny do wieczoru jeszcze jakieś 6, 7 godzin...
i zupełnie nie wiem jak to będzie
nie wiem co mam mu powiedzieć, nie wiem co On ma mi do powiedzenia...
jedno wiem na pewno nie chce już słyszeć żadnego "nie wiem" z Jego strony...
tak chce z tobą być
nie, nie chce z tobą być

środa, 16 marca 2011

niepewność

nigdy nie byłam cierpliwa... czekanie nigdy nie były moją mocną stroną...
teraz na Jego prośbę i ze swojego mocnego postanowienia czekam...
czekam byle do weekendu kiedy to mamy sobie wszystko wyjaśnić...
przez głowę przewala mi się sto tysięcy przeróżnych myśli... nie zawsze potrafię nad tym zapanować...
czas wręcz się mi wlecze, wlecze jak nigdy przedtem...

dużo rozmawialiśmy przez telefon...
ostatnia niedzielna wersja była taka, że chyba się z Nią nie spotka, i że chyba nie chce się ze mną rozstawać... i że jeśli zdecyduje się zostać to już tak na stałe tzn-
 wspominał też o ewentualnych naszych zaręczynach- co dla mnie jest jak wiadomość typu "kosmici istnieją"

w głowie mam taki kocioł- jak nigdy wcześniej... i jestem z siebie dumna...
nie dzwonię do Niego, nie wypytuję, nie płacze, nie nalegam na spotkanie...
czasem a mało szlag mnie nie trafi z tej cholernej niepewności...
ale w porządku umowa była taka spotykamy się w weekend i wszystko sobie wyjaśniamy...
tak to tak, koniec kropka- byle do weekendu...

jestem rozczarowana, zbita z tropu i zupełnie nie wiem co o tym wszystkim myśleć...
staram się nabrać do tego wszystkiego dużo dystansu...
ale jeśli się okaże że się jednak z nią spotkał, albo że jednak chce się ze mną rozstać...
nie chce o tym myśleć...

poniedziałek, 14 marca 2011

brak

jest grubo po północy... nie mogę zasnąć...
chciałabym zwinąć się w kłębek, szczelnie opleść się kocem i płakać, płakać... 
pozwolić łzom płynąć bez końca...
wypłakać ten cały smutek, złość i bezradność
już nie pamiętam kiedy ostatnio było mi tak źle...
czuje się jak kompletna kretynka...
głowa pulsuje mi od złych, natrętnych myśli...

powinnam się odsunąć w cień z wysoko podniesioną głową...

czekanie nigdy nie było moją mocną stroną,
cała ta sytuacja pokazała mi jak bardzo On jest dla mnie ważny, nie sądziłam że taka sytuacja wzbudzi we mnie tyle emocji- tylko że to nic nie zmienia...

zadanie na jutro:
nauczyć się chronić siebie, nauczyć się dbać o swoje uczucia
i skończyć do cholery z tym czarnowidztwem !!
czarownica nie jestem-przyszłości przepowiadać nie potrafię..
więc po co oglądam wszystko w czarnych kolorach, po co zadręczam siebie sytuacjami i rzeczami których nie ma!!

kobieto weź się w końcu w garść

sobota, 12 marca 2011

zdrada...

jak boli zdrada?
adekwatnie do naszego poczucia własnej wartości...

wiedziałam, czułam że coś jest nie tak...  czułam że coś jest nie w porządku - moja intuicja mnie nie zawiodła i tym razem - powinnam w końcu nauczyć się jej słuchać...
K od jakiegoś czasu zachowuje się inaczej- teraz już wiem dlaczego... napisała do niego Iwona- Iwona którą kochał, z którą chciał spędzić życie i z którą się rozstał 2,5 roku temu- tzn ona z nim zerwała... była w Niemczech... przyjechała teraz do Polski i nagle się jej przypomniał Mój- do cholery- Mój K!!
chce się z nim zobaczyć, K twierdzi, tzn jest pewny że chodzi jej o ewentualny powrót do siebie...
a on "biedak" - o zgrozo - nie wie co ma zrobić, tzn nie wie czy się z nią spotkać czy nie- świetnie prawda??
tzn inaczej On wie że powinien się z nią spotkać, tylko nie jest pewny czy czegoś do niej nie poczuje...- rozumiesz- nie jest pewny czy czegoś do niej nie poczuje...
przypominam tylko ze to ze mną sypia regularnie od roku...

mam ochotę pieprznąć tym wszystkim, zniknąć sobie stąd- z tego etapu mojego życia- stać się znów iskrą- do której cały świat należał, która się bawiła, śmiała, tańczyła i chodziła do łózka z kim chciała- na jej warunkach, dla jej przyjemności... stałe związki nie są stałe- a miłość przereklamowana...

wiesz jak mi ciężko - wiesz jak mi źle... 
po prawie 2 tygodniach, dopiero dziś rano udało mi się to z niego wyciągnąć... bo on wmawiał mi że po prostu musi się zastanowić co dalej, i że potrzebuje czasu- chciał sobie mnie odstawić na boczny tor - zobaczymy się za tydzień - bo ja myślę... - cholera- epokę kamienia łupanego mamy już chyba ze sobą...

boże, rok budowania, starania się, dbania... rok w którym tak bardzo się zmieniłam... rok wspólnych wzlotów i upadków, rok śmiechu, bliskości, wzajemności...
mój rok i jej jedna wiadomość... nie równa ta waga...
rzygać mi się chce gdy o tym pomyślę...

ludzie powinni potrafić ponosić konsekwencje swoich decyzji... a nie wpieprzać się w czyjeś życie z buciorami...

hm... mogłabym mu teraz napisać
" ja Ci kochanie ułatwię tą trudną dla Ciebie decyzję, nie będziesz się już tak bardzo męczył, mnie już dla Ciebie nie ma, spotkaj się z nią - pa kochanie"
tak to byłoby w dobrym stylu

a ja, a ja głupia słucham o tym jaki to on ma dylemat, słucham jaka była ważna, słucham jak się rozstali, jak po kłótniach lądowali w łóżku, i radzę żeby się z nią zobaczył, żeby się przekonał co do niej czuje...

zaraz się rozpadnę na sto tysięcy kawałków...
ty głupia...

wtorek, 8 marca 2011

dzień kobiet

umówiliśmy się że pojedziemy do kina na "och Karol 2 "... wpadłam do domu po 17 za godzinkę miał być pod moim domem... jak zwykle w takich sytuacjach- panika... w co ja się ubiorę- chciałabym się mu podobać- w myślach analizuje w czym się mu podobałam ostatnio, co lubi z mojej garderoby... szara spódnica w kolano?  te rajstopy ażurowe? czy może  ta czerwona bluzka z ładnym dekoltem - stoję przed  moim ogromnym lustrem i zastanawiam się... cholera postoję tak jeszcze z minute i nie zdążę... i nagle w mojej głowie ogromny czerwony napis "STOP" - to moje święto czy Jego? moje- jasne że moje... zamykam oczy, spokojnie oddycham i pytam siebie na co mam ochotę- jak się dziś czuje, jaki mam nastrój- więc wybieram dżinsy, jasne kozaki, czarną bluzkę z koronkowych dekoltem... czerwony szeroki pasek i zabawne czerwone kolczyki - tak, tak mi dobrze...  narzucam na siebie czerwony płaszczyk w kolano...
jedziemy...
w poczekalni mnóstwo dziewczyn, kobiet... rozglądam się analizując która mogłaby mu się podobać... upominam siebie- wrzuć na luz... uśmiecham się i rozmawiamy...
ładnie wyglądasz- dziękuje odpowiadam z uśmiechem... patrzy na mnie jak zwykle- tym sowim łobuziarsikm spojrzeniem...
zaczyna się film...
 Jego ręka ląduje na moim kolanie- moja dłoń na Jego dłoni... rozluźniam się... film był zabawny, naprawdę zabawny...uśmiałam się...
lubię jego ciepłe dłonie... \
wracamy do domu- nieśmiało pytam czy wejdzie do mnie na chwilę...
mówi że nie, że musi wziąć antybiotyk, że kupił róże dla siostry i mamy i że chciał je im dać dziś- uśmiecham się- dobra mina do złej gry... wolałabym go mieć dziś tylko dla siebie- mała nie bądź egoistkę...
pod domem dostaje dwa opakowania czekoladek dla mojej mamy i siostry... ja dostaje róże... i jeszcze coś- jakąś biżuterie- ale mam otworzyć dopiero w domu...
całuje Go na pożegnanie- i myślę jak dobrze byłoby móc się w Niego teraz w tulić...
wracam do domu sama... jeszcze na schodach otwieram pudełeczko... kolczyki, łańcuszek i przywieszka- komplet...  ładny- taki szlachetny i stylowy...
teraz tylko zagłuszyć w mojej głowie pulsujące  "nie chciał do Ciebie wejść, nie tęskni za Tobą"
paranoja

poniedziałek, 7 marca 2011

" nie chcę żebyś przeze mnie płakała"

już to kiedyś słyszałam...
i potem płakałam jak nigdy
nie powinnam wchodzić pod kołdrę w ubraniu...
wiele rzeczy robić nie powinnam...
nie powinnam krzykiem zdobywać świata... 


mam dość zimy- tylko zimę to akurat  nic nie obchodzi... 
coraz więcej światła - to dodaje mi energii- choć wstawanie o 5:15 ciągle jest męczące... 

mogłabym wyjść teraz na spacer- chodzenie mnie uspokajało-
tak było jak jeszcze byłam sobą..
a teraz kim jestem? 
marionetką...
tylko w czyich rekach- Jego czy swoich...? 

mała przestań pieprzyć głupoty i weź się w garść-\
tak to byłby najlepszy pomysł 
- wziąć się w garść -  cokolwiek bo to  w moim przypadku miało oznaczać...

brakuje mi lekkości z jaką kiedyś ubierałam moje myśli w słowa... 

niedziela, 6 marca 2011

źle

jestem zła
nie chce takiego razem...
ciągle mam wrażenie że muszę go błagać o uczucia... że muszę go błagać o zainteresowanie...
źle mi ostatnio - staram się jak umiem żeby wszytko było w porządku, żeby było dobrze...
i zawsze jest źle...
czuje że coś jest nie w porządku - rzadziej się kochamy, rzadziej do mnie przyjeżdża, rzadziej rozmawiamy przez telefon- jest inaczej...  jestem bardzo wrażliwą osobą- a On twardy jak skała...

czwartek, 3 marca 2011

dla siebie

zawsze lubiłam siebie... potrafiłam dostrzec swoje zalety... w towarzystwie czułam się lekko i swobodnie... na ulicy oglądają się za mną mężczyźni... na parkiecie nigdy nie brakowało mi adoratorów... zawsze czułam się kobieco- dobrze... długie włosy, zgrabna sylwetka- lubiłam bawić się ubiorem, coś pokombinować- ażeby nigdy nie było monotonnie... lubię spódnice, sukienki...
zawsze miałam dużo do powiedzenia- nigdy nie bałam się wypowiadać swojego zdania... dużo czytam- dużo wiem... łatwo kojarzę fakty, łatwo zapamiętuje rożne rzeczy- uwielbiałam rozmawiać z ludźmi...
lubiłam flirtować- tak uwielbiałam te potyczki słowne... każdy w moim towarzystwie dobrze się czuł i często śmiał... ja zawsze z uśmiechem i poczuciem humoru...
zawsze z pełnym optymizmem-pewna swego... pewna poczucia własnej wartości...
singielka kochająca życie- tak było kiedyś... 

wszystko to - nagle przestaje być moje...

zaczynam się angażować, zaczyna mi zależeć na Nim,  jestem w związku i wszystko to przestaje istnieć... 
czuje się nijaka, nie pewna, wszystkie inne dziewczyny, kobiety wydają się mi być ładniejsze, ciekawsze... 
a ja zyskuje bylejakość, szarość... i strach że mnie zostawi... 
i takie staranie się, zastanawianie się co On sobie pomyśli, jak coś odbierze... 

wiesz- najgorsze jest to że przez ten mój paniczny już strach i poczucie bylejakości- jest wielce prawdopodobne że jednak mnie zostawi...

trzeba coś z tym zrobić...
znów być dla siebie kimś ważnym i wyjątkowym...

środa, 2 marca 2011

plan na jutro...

czytam sobie jakieś "pierdoły" o pewności siebie... 
staram się pozytywnie "nakręcić"...

i tłumacze sobie jak małemu dziecku nie dzwon do Niego- sam zadzwoni...  
poczekaj... poczekaj... 

ale to głupie zabawy... no bo dlaczego to tak jest że nie możemy pokazać że nam na kimś zależy, albo jak nam na kimś zależy... dlaczego zawsze ktoś musi "bardziej"- bardziej czuć, bardziej się angażować, bardziej tęsknić...

a może to nie tak, może nie ma bardziej, mocniej...
jest po prostu inaczej, każdy odbiera wszystko na swój indywidualny sposób....

mam na jutro plan: dużo uśmiechu....