środa, 31 sierpnia 2011

wesele... :)

sobotnia impreza - była taka jak przewidziałam... bardzo mało osób - co w żadne sposób mi nie przeszkadzało - wytańczyłam się, wybawiłam...
i pewien pan patrząc na mnie stwierdził " piękna jesteś, na prawdę piękna jesteś"
podziękowałam uśmiechem - i ciepłym dziękuje...

ostatnio dobrze się czuje - sama ze sobą... mnóstwo rzeczy mnie cieszy... znów jest mi radośnie, pogodnie... choć miewam chwile kiedy mi smutno, kiedy czuje się samotna... kiedy brakuje mi ciepła i czułości... ale to chyba normalne prawda?
K od czasu do czasu przypomina o sobie- jakimś sygnałem- najczęściej gdzieś przez weekend- a ja się zastanawiam w zasadzie o co mu chodzi... ma coś do powiedzenia to niech to powie... a nie tak - nie wiadomo jak...

po za tym w sobotę idę na wesele;)
to śmieszna historia - mama wraz ze swoją koleżanką z pracy wyswatała mnie z jej synem... wylukałam Go najpierw sobie na n-k.... przystojny, wysoki, czarny, opalony dobrze zbudowany... więc myślę sobie- tak wspaniałomyślnie mogę się zgodzić..;)
rozmawialiśmy przez telefon, bardzo uprzejmy i miły... jesteśmy umówieni na wieczorek zapoznawczy w piątek... ( tak, tak w sobotę wesele) śmiesznie będzie;-)
ale co- trzeba się integrować...:) zamierzam dobrze wyglądać i dobrze się bawić... podobno Daniel ( tak ma na imię) bardzo lubi tańczyć- zapowiedział się ze prowadzi samochód więc nie pije alkoholu... - więc zapowiada się bardzo miło...
wstępnie mieliśmy się zobaczyć gdzieś na mieście - ale w końcu zostało na tym że przyjedzie do mnie do domu - tak trochę mi to nie na rękę - tzn. zupełnie inaczej jest gdzieś na mieście a zupełnie inaczej w moim pokoju- zupełnie inna atmosfera...
ale zamierzam być otwarta i towarzyska - bez żadnych tendencji ucieczkowych i analizowania wszystkiego... zamierzam Go poznać, zobaczyć jakim jest człowiekiem -
w sobotę zamierzam dobrze się bawić... noże nawet troszkę dać się ponieść.. ale ccciii ;-)
i mam na tą okazję cudną klasyczną czerwoną sukienkę...

sobota, 27 sierpnia 2011

impreza...

więc z godnie z planem wybieram się na imprezę...
zamiast szortów jest dżinsowa spódniczka - i trampki... - zupełnie nie mam ochoty dziś na obcasy... przymuszam że będzie mało ludzi...- ale mam zamiar się wytańczyć jak za starych dobrych czasów- nacieszyć się muzyką i ruchem.... i żadnych facetów..:) ( taaa jasne...;) ) u
i zobaczymy może będę mieć dziś okazje żeby sama pojechać- chyba tak zwyczajnie trochę się boje- no ale co mi się może stać....? zresztą jak jesteśmy we dwie ( gdzie Ninuś cały czas spędza obok w klubie ) to tak jak bym była sama...
chodzi jeszcze o drogę i jazdę samochodem...
no ale nie bawmy się w czarnowidztwo...
będzie fajnie- tak tak właśnie ma być...

a jutro z fajnym kuzynostwem wybieram się nad Solinę...

środa, 24 sierpnia 2011

inna rzeczywistość...

obudziły mnie intensywne promienie słońca... wzięłam ciepły, długi i przyjemny prysznic...zadbałam dziś o siebie-ułożyłam lekko włosy, zrobiłam piling ciała, pomalowałam paznokcie na czerwono- wychodząc na miasto założyłam lekką zwiewną sukienkę i buty na obcasie...
od razu mi lepiej
ostatnio upatrzyłam sobie sukienkę - tak bardzo mi się spodobała- ale nawet jej nie przymierzyłam -jeśli będzie na mnie dobrze leżeć to ją jutro kupię - a co - odrobina przyjemności nie zaszkodzi...
tak znacznie lepiej się czuje- i w cale nie chodzi o zabiegi pielęgnacyjne czy perspektywa nowej sukienki... chodzi o moje nastawienie o mój sposób myślenia...
codziennie dostrzegać z życiu coś dobrego, coś wartościowego, coś pięknego- roztrząsanie przeszłości nic nie zmieni - szukanie faceta, miłości na siłę to również zły pomysł...
lekkość bycia, spontaniczność, życzliwość, ciekawość świata i innych- to jest dobry pomysł...
tak jakoś jeszcze trudno jest mi się odnaleźć w tej nowej innej rzeczywistości...

innej- ale to naprawdę nie znaczy gorszej...

niedziela, 21 sierpnia 2011

księżniczka na wysokiej wieży

jest mi dziś smutno - tak po prostu - tak po ludzku...
jestem zmęczona... jakoś życie w tym momencie mnie nie cieszy- nic mnie nie cieszy...
wczorajszy taniec był taki nijaki- niby z dobrym partnerem do tańca- ale bez chemii... było tak jakoś nijak- i tylko okropnie zmęczona wróciłam...
za tydzień pojadę po prostu sama- nie będę się nikim przejmować, założę trampki, spodenki i po prostu sobie potańczę sama- taki mam plan...
nie czuje najmniejszej potrzeby dbania o siebie-absolutne minimum...
nie czuje się kobieco, nie czuje się atrakcyjnie...
jakiś mały flirt by się przydał- a tu zupełne pustki jeśli chodzi o płeć przeciwną...
no ale w zasadzie co się dziwić- skoro zachowuje się jak księżniczka na wysokiej wieży...

niedziela, 14 sierpnia 2011

przekorność losu...

taka jestem rozczarowana- spodziewałam się wielu rzeczy...
ale tego że to będzie Jego wieczór kawalerski to się nie spodziewałam...
- życzę im szczęścia - naprawdę życzę im szczęścia...
- tylko tak mi jakoś...

wieczór w sumie mogę zaliczyć do udanych - wytańczyłam się...

głowa mnie boli...


powrót na imprezy - czyli do systematycznego ruchu na parkiecie skutkuje smuklejszą figurą - jakiś plus...


potrzebuje czegoś dobrego...

niedziela, 7 sierpnia 2011

spędziłam 3 dni u babci- bez telefonu, internetu i telewizji... czas tam płynie zupełnie inaczej... spacerowałam po polach dojrzałej pszenicy i łąkach gdzie okiem sięgnął... pogoda była bajeczna- mnóstwo słońca, intensywnie błękitne niebo - pięknie mnie opaliło... to był dobry czas bez zbędnych myśli i analizowania - odpoczęłam, nabrałam do wszystkiego dużego dystansu...
powrót- to już inna sprawa - gdy tylko otworzyłam drzwi mojego pokoju wszystko do mnie wróciło ze zdwojoną siłą...
planowałam sobotni wieczór spędzić w domu- po prostu pójść spać... przyjechał do nas kuzyn z dziewczyną i wujkiem, zapaliliśmy grila... i tak zupełnie spontanicznie Paweł mówi jedźmy na imprezę... godzina 21- ja mam jeszcze nie umyte włosy- większość sensownych ubrań wisi sobie na sznurku i się suszy... ale nic w niecałą godzinę byliśmy gotowi...założyłam zwykłe materiałowe spodenki do kolana, do tego jeszcze bardziej zwykłą brązową bluzkę,włosy splotłam w ciasny kok... na makijaż miałam może z 10 minut... ale pojechaliśmy...



jesteśmy w środku- najpierw rozglądam się czy nie ma Jego- oddycham z ulgą- nie ma... mało ludzi jak już na tak późną porę... ale nic wchodzimy na parkiet i nic nie ma znaczenia... było mi tam tak dobrze... kuzyn z dziewczyną i znajomymi poszli do drugiego klubu a ja zostałam tutaj sama... przede mną bawiła się grupka jakichś znajomych-pewno jakieś 10 osób i jakoś tak się podziało że ja bawiłam się tam z nimi- wygłupialiśmy się- było dużo miejsca na parkiecie... w tych ludziach było tyle radości , energii... nic więcej mi nie potrzeba było- jak tylko muzyka, kawałek parkietu i wokół mnie uśmiechnięci ludzie... nie schodziłam z parkietu bez przerwy kilka godzin- i w ogóle nie czułam zmęczenia - nie zastanawiałam się czy ktoś na mnie patrzy, czy jest ktoś interesujący- nic nie miało znaczenia... tańczyło mi się tak lekko- miałam wrażenie że czym dłużej jestem na parkiecie tym mam więcej energii...

i zauważyłam Go...

przez 2 ostatnie imprezy z Ninuś upatrzyłyśmy sobie takie ciasteczko;)
cały czas bawił się sam na schodku- nie zwracał uwagi na żadną dziewczynę, z nikim się nie bawił- zerkał na mnie od czasu do czasu... Ninuś mówi do dzieła Betii- wiesz to pewno ten typ nieśmiały... podobał się mi, naprawdę się mi podobał... ale wszystko co zrobiłam to posłałam mu kilka razu uśmiech i tyle...
kolejna impreza- sytuacja się powtarza- znów to Jego ulubione miejsce - znów sam- kiedy tylko jakaś dziewczyna próbowała go sprowokować, czy zbliżyć się jakoś- On albo się przesuwał albo po prostu sobie szedł- jak była jakaś wyjątkowo natrętna...
w pewnym momencie patrzymy z Ninuś- a On stoi z jakąś dziewczyną- ona Go przytula...
więc myślę sobie wszystko jasne ma dziewczyną- może ona po prostu nie lubi tańczyć- i dlatego On bawi się sam... więc moja sympatia do niego rośnie- myślę sobie super facet- ma dziewczynę i koniec...

potem nie było mnie jakiś czas do wczoraj...
pojawił się za jakiś czas znów na tym swoim schodku - ale tym razem w ogóle nie zwróciłam na Niego uwagi ( zresztą na nikogo szczególnie nie zwracałam uwagi)
po prostu sobie tańczyłam...
widzę kontem oka że jakaś dziewczyna - wyglądało jak by jego jakaś znajoma - ciągnie Go na parkiet... ciekawa jestem jak zareaguje- patrzę a On poszedł, nie chętnie bo nie chętnie ale poszedł na ten parkiet... - ale pobawił się tylko chwilę zaraz wrócił na swoje miejsce...
znów zaczęliśmy się wygłupiać- ktoś porwał mnie do tańca w parze...
ciasteczko zupełnie znikł mi z oczy...
a potem , nagle ni z gruszki ni z pietruszki On bawi się zaraz obok mnie- i tak sobie myślę, nie pewno mi się coś przewidziało- ale nie no kurcze to On...
myślę no dobrze może po prostu bawi się teraz na parkiecie więcej miejsca od i tyle...
ale jakoś tak cały czas blisko mnie - gdyby był to ktoś inny pomyślała bym że robi do mnie podchody... ale przecież to nie możliwe... ale za chwile bawi się jakieś 15 cm przede mną... uśmiecha się do mnie...
i ta odległość była nagle stanowczo za mała... Twarz zbyt przystojna, uśmiech zbyt powalający... a zapach- Jego zapach zbyt intensywny... na całą tą mieszankę w moim brzuchu zatrzepotały motyle... już zapomniałam jak to jest kiedy w tańcu i tak blisko masz kogoś na kogo tak mocno reaguje Twoje ciało...
ale myślę sobie spokojnie mała - może po prostu tak jakoś wyszło że byliśmy tak blisko...
więc odsuwam się trochę- większy dystans... lepiej- serce wróciło do normalnego rytmu... ale czuje że ktoś jest zaraz za mną - z wyciągniętymi rękoma przede mną- porusza się razem ze mną w moim rytmie... odwracam się - znów On - więc uśmiecham się pewna swego... i zaczęło się...;)
uwielbiam tam flirtować tańcem... a ten facet potrafi tańczyć... więc byliśmy blisko-ale nie za blisko- każde trzymało ręce przy sobie... były uśmiechy, spojrzenia...
i nagle przybliża do mnie swoją twarz- chce mi coś powiedzieć... moje serce a mało nie eksploduje- ale nic..;)
mówi- fantastycznie się poruszasz- naprawdę fantastycznie... dziękuje, przesyłam uśmiech i odpowiadam że wzajemnie... Twarz mu pojaśniała w oczach iskierki... pyta czy z parze też tak dobrze mi idzie - z łobuzerskim uśmiechem odpowiadam spróbuj i się przekonaj...:)
woził mnie za ręce i poprowadził głębiej w parkiet- zamkną mnie w tych swoich silnych ramionach- przysunął jeszcze bliżej siebie... kilka kroków jak ja to zawsze mówię - takich rozpoznawczych, jeszcze nie pewnych, czy oby na pewno dam radę... potem uśmiech na twarzy... i popłynęliśmy... w takich ramionach to ja mogę tańczyć do końca życia - a nawet dłużej... był zdecydowany, stanowczy- trzymał mnie na tyle mocno że mogłam się czuć całkowicie pewna w tych wszystkich splotach, przeplatankach, wychyleniach... i był na tyle uważny że o nikogo się nie obijaliśmy... zamykałam oczy i po prostu poddawałam się Jemu... ( ale zabrzmiało )
od czasu do czasu rozmawialiśmy...
powiedział ze wyjątkowo dobrze tańczę, że trudno tu spotkać kogoś takiego... i że ma nadzieje że będzie mógł potańczyć ze mną na kolejnych imprezach...
przekomarzaliśmy się, śmiali i tańczyli- był z kolegą- od czasu do czasu wracał do Niego- ja sprawdzałam gdzie są moi znajomi albo zostawałam na parkiecie...
ciągle ktoś się koło mnie kręcił- kiedy tylko usiadłam na chwilę ciągle ktoś mnie ciągnął na parkiet... ciasteczko zawsze wracał do mnie i cierpliwie czekał kiedy będą wolna- i znów tańczyliśmy...
i nagle się okazuje że obserwuje mnie od kilku imprez... pyta o mój wiek- przekomarzam się z nim i mówię żeby powiedział na ile wyglądam... to On mówi że na 21, 22- to maksimum... mówię ze trochę się pomylił że mam 26 lat, i ze wiem ze na tyle nie wyglądam i ze mogę mu pokazać dowód- jeśli mi nie wierzy...
był zdziwiony- ja naprawdę młodo wyglądam...:)
śmialiśmy się... - pytał czym się zajmuje...
to był naprawdę niesamowity wieczór... a taniec z nim miał coś w sobie z magii...
pięknie było

wtorek, 2 sierpnia 2011

testosteron

och już zapomniałam jak to jest... ilość testosteronu w moim otoczeniu niebezpiecznie wzrasta... i wcale mnie to nie cieszy- wręcz drażni- a żeby nie powiedzieć wkurza...
Przemek do mnie dzwonił- znów do mnie dzwonił... poprosił o numer gadu... z nim najchętniej bym się spotkała i zatraciła się w Jego ramionach- zawsze wzbudza we mnie mnóstwo emocji- i nie ma znaczenia ile się nie widzimy - rok, miesiąc- zawsze jest tak samo... ta sama chemia i powietrze aż gęste od uczuć i emocji między nami... tak w nim na chwile bym się zatraciła...
M... M długo znam, tzn długo rozmawiamy na gadu- w końcu chyba po 3 latach znajomości teraz zaproponował spotkanie - lubię Go, lubię z nim rozmawiać - ciekawe jak to będzie na żywo w cztery oczy- jesteśmy umówieni gdzieś początkiem następnego tygodnia... jestem Go ciekawa na żywo...
inny M :) krótka znajomość - też internetowa - kilka rozmów telefonicznych- nie wiem, czuje w nim smutek, dużo smutku... jesteśmy umówieni również w przyszłym tygodniu...
i A- i jestem na siebie taka zła że podałam mu mój nr telefonu - dostałam dziś chyba z 20 smsów... wracałam dziś piechotą z J. do domu jakieś 4km- w pewnym momencie zatrzymał się samochód- chłopak zaproponował ze mnie podrzuci do domu- wiedział gdzie mieszkam, wiedział jak mam na imię- zaintrygowana tymi informacjami dałam się podwieść... i teraz proszę o skupienie - gdyż ten oto chłopak pamięta mnie jak jakieś 10 lat temu ( nie przesadzam10 lat)przychodziłam do kościoła na tą samą mszę co On- nie gdzie indziej tylko do kościoła... i pamięta że raz jak padał deszcz to mnie wraz z moim bratem podwiózł do domu... i ja naprawdę miałam w tedy 16 lat- potem zaczęliśmy chodzić do kościoła do innej parafii- więc już mnie nie widywał... pamiętał jak mam na imię i dokładnie gdzie mieszkam... zaproponował kawę i wymianę nr telefonu... zgodziłam się- choć czułam ze to głupi pomysł...
i posypały się Aniołki, księżniczki, piękności, śliczności i inne duperele- irytujące mnie do granic możliwości... nie wiem- ale już Go nie lubię... i muszę koniecznie się z tego wymiksować - koniecznie...
i na przyszłość bardziej ufać swojej intuicji!!