środa, 24 października 2012

byłam dziś na rozmowie kwalifikacyjnej... i mam mieszane uczucia- hm...
mogłoby się udać - praca w charakterze logistyka...
zauważam że coraz lepiej radzę sobie ze stresem...  jestem opanowana...
facet chyba próbował mnie wyprowadzić z równowagi- nie udało mu się to...
jestem już dziś zmęczona... - wszędzie trzeba było czekać około 20, 30 minut- tak jak by mój czas nie był cenny - ale zniosłam to ze stoickim spokojem...
tak więc cały proces rekrutacyjny trwał 2,5 godziny...

czekamy na wyniki..

z pytań niestandardowych:
"każdy kij ma dwa końca, ile końców ma 5,5 kija? "
"wymień jak najwięcej zastosowań krzesła" - to chyba na kreatywność...

sobota, 20 października 2012

dziś moja samotność mi przeszkadza...
cisza- uciszyła rozkołysane emocje- jestem dziś bardzo niespokojna...
- jakoś tak nie po mojej myśli wszystko- jakoś tak nie tak jak powinno być...

 perspektywa pracy trochę przeraża trochę cieszy...

"przecież Ty nie lubisz blondynek" , "ale z niej konkretna dziewczyna jest"  -
wkurza mnie potrzeba udowadniania swojej wartości i inteligencji...
tak bardzo wkurza mnie stereotyp "słodziej i pustej blondynki" - na każdym kroku się z tym spotykam...
co za schematyczni ludzie...



wtorek, 16 października 2012

na dobry początek... 
"wielkie oczy ma strach palce pogrożę mu
permanentnym tuszem bądź - w czerwieni do twarzy mi , 
bez szablonu i bez wzoru namiętnie aż do krwi..
wielkie oczy ma strach, palcem pogrożę mu "

poniedziałek, 15 października 2012

leśna randka

obudziłam się rano w dobrym nastroju... - jakoś tak myśli powędrowały w Jego kierunku - spontanicznie wystukałam krótkiego smsa - od że uśmiech przesyłam na dobry początek tygodnia...
odpowiedź była zaskakująca - propozycja spotkania, znów spaceru tym razem w lesie..

lubię Jego punktualność
to było dobre spotkanie, spokojne, ciepłe znów pełne śmiechu - tym razem pełne śmielszych spojrzeń...
Jego włosy mają kolor kasztanów - nie umiem tego lepiej określić...
łaziliśmy tak dobrze znanymi mi ścieżkami... las jesienią wygląda bajecznie- za każdym razem mnie zachwyca...
siedzieliśmy na kawałku pnia - w zasadzie plecami do siebie- rozmawiając...
zawsze zaskakuje mnie szybkość z jaką czas płynie na takich spotkaniach...

chcę Go jeszcze i jeszcze i jeszcze...
skazana na czekanie... 

niedziela, 7 października 2012

deszczowo nostalgicznie- usypiająco... a z drugiej strony bardzo rytmicznie- ze słuchawkami na uszach - cały świat mam daleko... i mam ochotę tańczyć- moje "po koncertowe" odkrycie... słucham i słucham w kółko...

mam ochotę na spacer w deszczu, na długi gorący prysznic i dobry sen - wszytko do zrobienia...

kolejna książka która mnie pochłonęła - niesamowita.... ostatnio bardzo dużo czytam - brak pracy skutkuje dużą ilością wolnego czasu- który staram się wykorzystać jak się da- puki mam urlop od życia;)
od pośpiechu, od rannego wstawania, od tego że coś muszę...

wczoraj udało mi się wyrwać na imprezę... to był dobry wieczór-nie porywający ale dobry... darmowe wejściówki, darmowe piwo... i zdjęcie w dość pewno śmiesznej pozycji... - hm zobaczymy... 
( co jakiś czas w klubie pojawia się fotograf, który poluje na bawiących się ludzi )
potańczyłam - to najważniejsze...

środa, 3 października 2012

jesień... zbieram kasztany- znów mam je wszędzie w każdej torebce i w każdej kieszeni...
park tak pięknie dziś wyglądał - pełny liści, taki cichy, zanurzony w pomarańczowym światłe latarni...

i to dzisiejsze spotkanie- było zupełnie inne - no bo i osoba inna...
pełna konsternacja- różnica jak dla mnie jest piorunująca...
nie zrobię teraz statystyki porównawczej... niby wszytko okej, niby rozmawiamy, żartujemy śmiejemy się... ale dziś cały czas czułam napięcie, tak jak bym cały czas musiała się starać, udowadniać - moją inteligencje poczucie humory...  a przecież do cholery nie muszę nikomu nic udowadniać...

i zatęskniłam za tym poczucie spokoju i swobody...
och i tak bardzo bym chciała ażeby On czuł podobnie... hm- ale cisza to raczej nie jest dobry początek...

tak więc, mężczyzn rozróżniamy na dwie kategorie- tych którym podobam się ja i tych którzy podobają się mi... -  wspólnego mianownika na razie brak...

poniedziałek, 1 października 2012

i zaprosił mnie wczoraj na koncert... - chyba możesz wyobrazić sobie moją radość- a może nie;)

tym razem stałam przed lustem chyba godzinę- zmieniając ubranie, szukając czegoś odpowiedniego...
koncert na świeżym powietrzy... szpilki odpadają- mam się czuć swobodnie- na koncercie się skacze- a nie tonie szpilkami w trawie... spódnica- nie, jest prawie październik- stanowczo za zimno ( jeszcze pomyśli że się stroję dla Niego- też mi coś- prawda ;) )
i znów nie mam się w co ubrać...

to był dobry wieczór... dobry koncert, dobre towarzystwo... znów dużo się śmialiśmy... tak szybko to minęło... a ja jestem niecierpliwa - chcę Go więcej...

te pierwsze spotkania są zawsze takie urocze, nieporadne... ;) cały czas mi się przygląda a ja nie wiem gdzie się mam schować...

na pożegnanie wymieniamy grzeczności.. ja dziękuje za miły wieczór, On cieszy się że pojechałam..
wysiadam z samochodu, On patrzy się na mnie i czeka aż zniknę za bramką...

a dziś cały dzień cisza... - robię to co zwykle, dużo czytam, byłam na spacerze, zaraz wychodzę pobiegać- wszystko jest tak jak zwykle...
tylko częściej spoglądam na tel., częściej się uśmiecham do swoich myśli, wspomnień...
i mam ogromną nadzieję że będzie kolejny raz...
jak myślisz?