środa, 24 października 2012

byłam dziś na rozmowie kwalifikacyjnej... i mam mieszane uczucia- hm...
mogłoby się udać - praca w charakterze logistyka...
zauważam że coraz lepiej radzę sobie ze stresem...  jestem opanowana...
facet chyba próbował mnie wyprowadzić z równowagi- nie udało mu się to...
jestem już dziś zmęczona... - wszędzie trzeba było czekać około 20, 30 minut- tak jak by mój czas nie był cenny - ale zniosłam to ze stoickim spokojem...
tak więc cały proces rekrutacyjny trwał 2,5 godziny...

czekamy na wyniki..

z pytań niestandardowych:
"każdy kij ma dwa końca, ile końców ma 5,5 kija? "
"wymień jak najwięcej zastosowań krzesła" - to chyba na kreatywność...

sobota, 20 października 2012

dziś moja samotność mi przeszkadza...
cisza- uciszyła rozkołysane emocje- jestem dziś bardzo niespokojna...
- jakoś tak nie po mojej myśli wszystko- jakoś tak nie tak jak powinno być...

 perspektywa pracy trochę przeraża trochę cieszy...

"przecież Ty nie lubisz blondynek" , "ale z niej konkretna dziewczyna jest"  -
wkurza mnie potrzeba udowadniania swojej wartości i inteligencji...
tak bardzo wkurza mnie stereotyp "słodziej i pustej blondynki" - na każdym kroku się z tym spotykam...
co za schematyczni ludzie...



wtorek, 16 października 2012

na dobry początek... 
"wielkie oczy ma strach palce pogrożę mu
permanentnym tuszem bądź - w czerwieni do twarzy mi , 
bez szablonu i bez wzoru namiętnie aż do krwi..
wielkie oczy ma strach, palcem pogrożę mu "

poniedziałek, 15 października 2012

leśna randka

obudziłam się rano w dobrym nastroju... - jakoś tak myśli powędrowały w Jego kierunku - spontanicznie wystukałam krótkiego smsa - od że uśmiech przesyłam na dobry początek tygodnia...
odpowiedź była zaskakująca - propozycja spotkania, znów spaceru tym razem w lesie..

lubię Jego punktualność
to było dobre spotkanie, spokojne, ciepłe znów pełne śmiechu - tym razem pełne śmielszych spojrzeń...
Jego włosy mają kolor kasztanów - nie umiem tego lepiej określić...
łaziliśmy tak dobrze znanymi mi ścieżkami... las jesienią wygląda bajecznie- za każdym razem mnie zachwyca...
siedzieliśmy na kawałku pnia - w zasadzie plecami do siebie- rozmawiając...
zawsze zaskakuje mnie szybkość z jaką czas płynie na takich spotkaniach...

chcę Go jeszcze i jeszcze i jeszcze...
skazana na czekanie... 

niedziela, 7 października 2012

deszczowo nostalgicznie- usypiająco... a z drugiej strony bardzo rytmicznie- ze słuchawkami na uszach - cały świat mam daleko... i mam ochotę tańczyć- moje "po koncertowe" odkrycie... słucham i słucham w kółko...

mam ochotę na spacer w deszczu, na długi gorący prysznic i dobry sen - wszytko do zrobienia...

kolejna książka która mnie pochłonęła - niesamowita.... ostatnio bardzo dużo czytam - brak pracy skutkuje dużą ilością wolnego czasu- który staram się wykorzystać jak się da- puki mam urlop od życia;)
od pośpiechu, od rannego wstawania, od tego że coś muszę...

wczoraj udało mi się wyrwać na imprezę... to był dobry wieczór-nie porywający ale dobry... darmowe wejściówki, darmowe piwo... i zdjęcie w dość pewno śmiesznej pozycji... - hm zobaczymy... 
( co jakiś czas w klubie pojawia się fotograf, który poluje na bawiących się ludzi )
potańczyłam - to najważniejsze...

środa, 3 października 2012

jesień... zbieram kasztany- znów mam je wszędzie w każdej torebce i w każdej kieszeni...
park tak pięknie dziś wyglądał - pełny liści, taki cichy, zanurzony w pomarańczowym światłe latarni...

i to dzisiejsze spotkanie- było zupełnie inne - no bo i osoba inna...
pełna konsternacja- różnica jak dla mnie jest piorunująca...
nie zrobię teraz statystyki porównawczej... niby wszytko okej, niby rozmawiamy, żartujemy śmiejemy się... ale dziś cały czas czułam napięcie, tak jak bym cały czas musiała się starać, udowadniać - moją inteligencje poczucie humory...  a przecież do cholery nie muszę nikomu nic udowadniać...

i zatęskniłam za tym poczucie spokoju i swobody...
och i tak bardzo bym chciała ażeby On czuł podobnie... hm- ale cisza to raczej nie jest dobry początek...

tak więc, mężczyzn rozróżniamy na dwie kategorie- tych którym podobam się ja i tych którzy podobają się mi... -  wspólnego mianownika na razie brak...

poniedziałek, 1 października 2012

i zaprosił mnie wczoraj na koncert... - chyba możesz wyobrazić sobie moją radość- a może nie;)

tym razem stałam przed lustem chyba godzinę- zmieniając ubranie, szukając czegoś odpowiedniego...
koncert na świeżym powietrzy... szpilki odpadają- mam się czuć swobodnie- na koncercie się skacze- a nie tonie szpilkami w trawie... spódnica- nie, jest prawie październik- stanowczo za zimno ( jeszcze pomyśli że się stroję dla Niego- też mi coś- prawda ;) )
i znów nie mam się w co ubrać...

to był dobry wieczór... dobry koncert, dobre towarzystwo... znów dużo się śmialiśmy... tak szybko to minęło... a ja jestem niecierpliwa - chcę Go więcej...

te pierwsze spotkania są zawsze takie urocze, nieporadne... ;) cały czas mi się przygląda a ja nie wiem gdzie się mam schować...

na pożegnanie wymieniamy grzeczności.. ja dziękuje za miły wieczór, On cieszy się że pojechałam..
wysiadam z samochodu, On patrzy się na mnie i czeka aż zniknę za bramką...

a dziś cały dzień cisza... - robię to co zwykle, dużo czytam, byłam na spacerze, zaraz wychodzę pobiegać- wszystko jest tak jak zwykle...
tylko częściej spoglądam na tel., częściej się uśmiecham do swoich myśli, wspomnień...
i mam ogromną nadzieję że będzie kolejny raz...
jak myślisz?

sobota, 29 września 2012

hm... od jakiegoś czasu mężczyźni ze względów wiadomych mnie nie interesują- a wręcz miewam chwilową awersję do wszystkiego co rodzaju męskiego jest...
i skrupulatnie odmawiam - kiedy dostaje propozycję jakiegokolwiek spotkania- wymyślam przeróżne powody, odkładam, przekładam... jakoś naprawdę nie miałam ochoty do nikogo wychodzić, nikogo poznać...
spontanicznie ( w chwilach dobrego nastroju) odpisałam na jedno ogłoszenie, było niespotykane, inne niż wszystkie, rozbawiło mnie, zaciekawiło- odpisałam...

jeden meil, drugi... zdjęcia, słowa...
spokojnie, dobrze, z uśmiechem- bez nacisku, nagłości... a raczej z dystansem, spokojem, zaciekawianiem...
i tak podszedł mnie- no;) udało mu się mnie zaprosić na randkę i nawet się zgodziłam..
zaproponował spacer, wieczorem, w nietypowym pięknym miejscu... urzekł mnie tym miejscem...

potem byłam zła, że się zgodziłam, że to zły pomysł... ale już nie było odwrotu...
założyłam dżinsy, trampki i sweterek- tak bardzo na luzie no bo w sumie tylko spacer miał być...

i mam wrażenie że z trzaskiem drzwi w Jego samochodzie- mój świat nabrał innych barw...
pomyślałam przystojny, pięknie się uśmiecha...  i ma niesamowicie seksowny głos- mógłby pracować w radiu- a ja byłabym Jego stała fanką ;)

i wieczór był piękny, majestatyczne niebo, chmurne i piękny jasny księżyc w pełni...
spacerowaliśmy po oświetlonych alejkach wśród drzew, pomiędzy ciszą... było tak spokojnie...
tylko my - tak głośno się śmialiśmy...
usiedliśmy na ławce pod altanką z widokiem na malutki rynek...
czułam się tam obok niego tak bardzo swobodnie, tak bardzo na miejscu- jak by to było najzwyklejsze, jak bym to robiła całe życie...
i tak bardzo mi się spodobał... jego zachowanie, sposób bycia, to co mówił- kurcze no - już dawno nie było mi tak dobrze..
potem pojechaliśmy jeszcze coś zjeść, potem odwiózł mnie do domu - jeszcze nie mogliśmy się nagadać w tym samochodzie.. na pożegnanie podałam mu dłoń...
zamknęłam drzwi samochodu i już nie mogłam się doczekać Go z powrotem...

weszłam do pokoju i moja pierwsza myśl "kurcze, co to w ogóle było"

całkiem wieczorem dostałam eska - z podziękowaniami za mile spędzony wieczór...
 a ja chce jeszcze ;)
i zaklinam wszystko i wszystkich ażeby On chciał też... 
niesamowite...

środa, 26 września 2012

nie mam już dziś siły na słowa...



czwartek, 20 września 2012

 bo siłą jest we mnie:)
i jestem rozpieprzona - to dobre słowo...
zostawił mnie - po tych wszystkich pięknych chwilach, po tych wszystkich pięknych słowach które do mnie mówił, po tym jak mnie zabrał na żagle...- po tym wszystkim zostawił mnie... w zasadzie bez powodu - choć nie powód był w sumie dość znaczny - nic do mnie nie czuje- tzn nic intensywnego... 
( więc ja już nie wiem na czym polega intensywność, nic nigdy nie było bardziej intensywne od Niego )
ale to już bez znaczenia- radzę sobie- kolejny raz radzę sobie...
i kolejny raz dziwie się ile jeszcze mogę znieść- ile razy jeszcze będę sobie tłumaczyć i uspokajać siebie- hm-pewnie tyle i razy będzie trzeba... - to było trudne ( jest trudne) rozstanie...
ale czuje w sobie dużo siły, dużo siły na przyszłość...

mam swój schemat postępowania, schemat który powielam za każdym razem kiedy zaczynam spotykać się z jakimś mężczyzną... za każdym razem wybieram bardzo podobny typ- w zasadzie ten sam schemat...

jestem uzależniona od miłości ( tak dobrze czytasz uzależniona) jestem z tych kobiet które kochają za bardzo - i nie ma to nic wspólnego z romantyzmem i miłością... - to jest jak obsesja, uzależnienie - jak każde inne...
i spróbuje zrobić wszystko ażby się z tego wyplatać uleczyć- poukładać siebie

zrobię wszystko- tak?


wtorek, 24 lipca 2012

położyłam się na chwilę po południu, zasnęłam i miałam bardzo realny i zły sen... śniło mi się że mnie okłamał, że się pokłóciliśmy... byłam taka rozczarowana i przerażona... obudziłam się bardzo niespokojna - w pierwszym odruchu zaraz do Niego zadzwoniłam- chyba chciałam się upewnić, usłyszeć go... opowiedziałam mu o tym śnie - a On że zaraz do mnie przyjedzie...  i przyjechał na rowerze- spędziliśmy dobry wieczór ze sobą...

niedziela, 22 lipca 2012

czasami myślę że to jak sen, czasami mam wrażenie że to nie dzieje się naprawdę...
no bo czy to możliwe ażeby On podzielał mój najbardziej skrywany lęk- czy to możliwe ażeby On bał się tego samego, czuł tak samo, podobnie...

- nie traktujesz mnie całościowo, wybierasz sobie drobiazgi we mnie za którymi nie przepadasz i skupiasz na nich uwagę, tak jak byś nie dostrzegał innych rzeczy we mnie  - tych dobrych, czepiasz się- szukasz złych rzeczy we mnie na siłę...

- masz racje, tak jest

- dlaczego ?

- już teraz czasami tak bardzo mi Ciebie brakuje...

- ale czy to źle

- nie źle, tylko podobasz mi się tak bardzo, cała podobasz mi się tak bardzo że próbuje trzymać trochę dystansu- bo czasami wydaje mi się że to wszystko jest za bardzo - że mnie zniewolisz, że stracą swoją niezależność, że będziesz w każdej mojej myśli , że będziesz tylko Ty - boje się tego

- chyba Cię rozumiem

- jest mi teraz z Tobą tak dobrze... , nie spodziewałem się że będzie tak...- tak jak jest teraz 

czwartek, 12 lipca 2012

ciągle wydaje mi się że jestem nieposkładana - ale to może taki czas- czas się poskładać..
próbuje spojrzeć trochę z boku na to wszystko... - bo w zasadzie nic się nie dzieje...
próbuje na silę udowodnić swoją wartość... swoją wartość dla Niego i swoją wartość dla siebie...

w sobotę planuje pójść potańczyć- nie wiem jakie On ma plany- ale nie zmierzam czekać, czy się zastanawiać nad tym- a jeśli zadzwoni w ostatniej chwili- no to trudno- przecież nie jesteśmy umówieni...

ciągle chodzi o to samo we mnie - o brak umiejętności dbania o siebie, o brak umiejętność zwracania uwagi na swoje potrzeby, o brak umiejętności zajmowania się swoimi rzeczami, swoją przestrzenią, o poczucie bylejakości ( zawsze wtedy kiedy ktoś zaczyna być za blisko)
to wszystko jest w mojej głowie - to wszyto da się zmienić...

spokojnie mała dasz radę to wszytko poskładać - dam sobie trochę czasu i poprzyglądam się sobie i Jemu w tej naszej relacji.... 
zasnął w moim łóżku... jest zmęczony- dziś wrócił z Anglii- jest tak jak by nigdy nie wyjeżdżał- jak by cały czas tu był- a od naszego ostatniego spotkania minęły kilka dni...
mój cały niepokój, mój cały lęk były uzasadnione...  - to nasze razem to takie niepewne, i takie kruche że w zasadzie nie wiem czy to jest razem... za dużo mnie to kosztuje złych emocji- muszę się zająć sobą i tym co dla mnie ważne... mamy się spotykać- ale w zasadzie to nie wiem na jakich zasadach- w sumie to nie wiem po co to definiować- pobędę trochę, naciesze się Nim, będę uczyć się być sobą, będę z tego czerpać i dawać z siebie wszystko co najlepsze- a potem zobaczymy- to wszystko jest skomplikowane... jego uczucia do tamtej ( czy naprawdę zawsze musi  być jakaś tamta? ) - jestem tym przerażona- ale ja nic na to nie poradzę, ja nic nie zmienię... potrzeba mi dobrego czasu i zaufania sobie- tego zaufanie do siebie brakuje mi najbardziej... - nie ufam sobie- obawiam się że pobiegną w ogień bez zastanowienia... i w ogóle nie będę zwracać uwagi że boli... potrzebuje się zdystansować, oddalić... potrzebuje dobrych myśli dla siebie- dobrego czasu dla siebie...
bardzo się boje- to dziwny początek, z przeszłością z kimś innym w tle...
jak to Przemek powiedział zaczęliśmy budować od dachu.... ja naprawdę nie wiem czy ja będę mieć siłę przez to przejść... w zasadzie nie sypiam- za dużo myśli w mojej głowie- muszę spróbować przestawić to na coś dobrego, wyciszyć się i uspokoić...

poniedziałek, 9 lipca 2012

nie mogę się już Go tutaj doczekać... pomimo całego tego nie spokoju, niepewności, obaw - nie mogę się Go doczekać... to już w środę, albo czwartek... - to już tak nie dużo...

czwartek, 5 lipca 2012

było dziś upalnie- bardzo upalnie.. i jakoś mi to bardzo nie przeszkadza- zamykam oczy i ciesze się słońcem i gorącem - witaminą d wsiąkającą w moją skórę... - jest mi przyjemnie...
choć powrót po pracy jakieś 4 km na piechotę nie należał do najprzyjemniejszych... - ale w dobrym towarzystwie droga szybko zleciała...
pojechałam wieczorem na rowerze do babci - lubię tamten dom, tamto miejsce- czuje się tam jak u siebie... lubię rozmowy z babcią o wszystkim i o niczym, lubię słuchać jej wspomnień i historii które słyszałam już milion razy:)
i wiadomość od Przemka... takie zwykłe "mi też Ciebie brakuje" - powoduje że czuje taki błogi spokój... pakuje wszystkie swoje rzeczy, będzie wysyłał je tutaj do Polski... wraca z Anglii na stałe tutaj do mnie... - to jest niesamowite- pamiętam jak jakieś 3 lata temu tak bardzo o tym marzyłam , żeby chciał spróbować, żeby przestał się bać, żeby zaryzykował się związać... i nagle teraz jest, chce- i ciągle powtarza jesteś najważniejsza... czasami mam wrażenie że to takie nie realne- tak szybko wszytko się potoczyło- na początku sądziłam że teraz będziemy się żegnać, znów żegnać- a okazało się że zaczynamy- że to nasz początek wspólnej drogi - i jestem przerażona;)
naprawdę jestem przerażona

wtorek, 3 lipca 2012

hm... powinnam wiedzieć że jego obecność to mnóstwo emocji- próbuje je tłumić, próbuje je omijać, próbuje je tłumaczyć... tak średnio mi to wychodzi...
widzieliśmy się kilka dni przed Jego wyjazdem do Anglii... to spotkanie było bardzo dla mnie zaskakujące, pełne w zasadzie wszystkiego... mówił jesteś dla mnie najważniejsza, że nic i nikt więcej się nie liczy, że chce żebyśmy byli razem, że postanowił że wróci z tej Anglii w planowanym terminie- i że będziemy potem układać wszystko razem.... więc w zasadzie jesteśmy razem- nie czuje tego- ale w sumie co tu czuć skoro w kilka dni potem wyjechał... zostałam tutaj sama z mnóstwem wspomnień i mnóstwem lęków o przyszłość...
wraca 11 lipca- a dla mnie to tak daleko jeszcze...
moja poczta meilowa odmawia mi posłuszeństwa- podobno wysłał mi 3 meile- nic do mnie nie doszło- odchodziłam od zmysłów zastanawiając się dlaczego do mnie nie pisze, dlaczego nie dzwoni... a tu po prostu złośliwość rzeczy martwych... dziś zaprosił mnie na fb- i w końcu tam udało się nam trochę pogadać..
byłam cała w emocjach- doszło tylko zaproszenie do znajomych, bez żadnej wiadomości...
moja złość i rozczarowanie ogromne - wszystkie złe emocje wezbrały we mnie jak tsunami- nic już nie dało się zatrzymać... kiedy po kilku godzinach weszłam na fb jeszcze raz, okazało się ze jest od Niego wiadomość jeszcze z wczoraj i druga z dziś...
powinnam być spokojna... pisał do mnie, jak nie poczta to fb, starał się... okropnie wyprowadziła mnie ta niepewność z równowagi - chyba się przestraszyłam ze to tylko słowa, to jego jesteś najważniejsza...
a może jestem przerażona tym wszystkim co we mnie - tymi wszystkimi uczuciami które we mnie wzbudza...
to jego staranie, dbanie, pytanie... a ja czuje się nie warta tego, nieciekawa, nie odpowiednia- i to tylko w mojej głowie... muszę to zatrzymać...

czwartek, 28 czerwca 2012

niedziela- przyjechał po południu, poszliśmy do lasu, połazić... mało mówiliśmy, szliśmy ramie w ramie.... ciągle mnie do siebie przyciągał, przytulał, całował- to było takie miłe :)
chciałam z Nim porozmawiać o tej dziewczynie- jej obecność zaczęła mi przeszkadzać, postanowiłam zapytać...
opowiedział mi
następnym razem przywiózł mi truskawki, które zbierał specjalnie dla mnie na deszczu... i znów to jego "pięknie wyglądasz"
długie rozmowy  i to Jego "coraz częściej myślę o tym żeby tutaj zostać, i jeśli zostanę chciałbym żebyśmy byli razem" i to Jego spojrzenie w tedy - pełne niepokoju i nadziei- spojrzenie nie do pisania- pamiętam tak dokładnie ten wyraz Jego twarzy...  
On kochał się ze mną w sposób tak magiczny- tak jakby chciał mnie zabrać gdzieś ze sobą, ochronić przed całym światem, delikatnie i intensywnie- tak bardzo intensywnie... mogłabym zniknąć w jego dotyku...
a potem pyta o mnóstwo rzeczy, o każdy mój najmniejszy smutek...
ten wieczór coś we mnie zmienił... poczułam z nim bliskość- bardzo jeszcze nieporadną bliskość... pomyślałam że chciałbym Go mieć...
sobota wieczór- przychodzi sms- co robisz wieczorem?
piszę że wychodzę potańczyć, że już jestem umówiona- ale, jeśli chce to zapraszam...
więc jesteśmy umówieni na wspólne wyjście- odkładam tel i jestem cała roztrzęsiona z emocji... ile to razy zastanawiałam się jak by to było tańczyć z nim, pokazać mu to moje tak ulubione miejsce... a teraz to marzenie może się spełnić... wybieram sukienkę, krótką czerwoną- czuje się w niej dobrze, kobieco...
podobał mi się w tych dżinsach ( rzadko zakłada dżinsy) i koszulce- właśnie- Przemek założy koszulkę i dżinsy i wygląda rewelacyjnie ;)
przyjechaliśmy na miejsce,  poszliśmy jeszcze pospacerować po mieście... było ciepło i spokojnie... wziął mnie za rękę i tak sobie szliśmy, rozmawiając, śmiejąc się, potem usiedliśmy na ławce... to była przyjemna chwila - siedzieć tak obok Niego, rozmawiać swobodnie, spokojnie, radośnie... przeglądać się w jego oczach...
potem było mi tak trochę nieswojo, niespokojnie... na parkiecie prawie nikogo, gdybym była sama-pewno poszłabym potańczyć- po prostu - bez zastanowienia - ale byliśmy tam razem-  
poszliśmy w końcu potańczyć -  i uśmiecham się na wspomnienie tych chwil - taniec z Nim jest nie do opisania- cały czas na mnie patrzył i uśmiechał  się do mnie... na nikim innym nawet oka nie zawiesił- tylko ja i ja  ( przyzwyczaić się można;) )
nie byliśmy długo- chyba oboje czekaliśmy już na powrót do domu.. i nasze kochanie...
i zaskoczył mnie ilością czułości, delikatnością i intensywnością dotyku... zaskoczył mnie słowami, cierpliwością... - tym wszystkim czego oczekiwałam gdzieś tam w marzeniach...

piątek, 22 czerwca 2012

spotkanie nr 3
jestem niecierpliwa- czas płynie tak wolno- a ja czekam zniecierpliwiona na Niego... cała jestem niebieska- spódnica za kolano i bluzka - jest mi dobrze i bardzo niecierpliwie...
jest przyjechał- to jego roziskrzone spojrzenie kiedy na mnie patrzy - kolana się uginają pod siła Jego uśmiechu - niczym innym nie myślę tylko jak najszybciej znaleźć się znów w Jego ramionach...
jesteśmy w pokoju- a on siebie ode mnie jakiś metr - coś jest nie tak myślę - rozmawiamy... mówi ładnie wyglądasz - żartuje z całej tej mojej niebieskości...
 i nagle pada magiczne zdanie : bo ja muszę Ci coś powiedzieć... serce mam w gardle - próbuje żartować że skoro musi to słucham...
"bo wiesz okłamałem Cię- nie byłem w Indiach z kolegą, tylko z koleżanką, myślałem że to będzie coś poważnego, ale że zupełnie nie wyszło"
hm... słucham i pierwsza moja myśl to złość
po pierwsze: co mnie to interesuje, nie musi się mi tłumaczyć z kim co robi, przecież nie jesteśmy razem, nigdy razem tak naprawdę nie byliśmy..
po drugie : po cholerę to kłamstwo - przecież mógł mi powiedzieć- jeszcze jak się widzieliśmy te kilka miesięcy temu przed wyjazdem
po trzecie: po cholerę mi to teraz mów - nie tak miało być...
po czwarte: "myślałem ze to coś poważnego" - ukłucie zazdrości...
i sto tysięcy innych myśli... 
próbuje to sobie jakoś poskładać w głowie... spędził 2 miesiące z jakąś dziewczyną na końcu świata, a pisał do mnie, dzwonił, kupił mi prezent- kłóci mi się to wszytko...
i to Jego przejęcie teraz, to jego powiedz co myślisz, przepraszam, wiem zachowałem się jak świnia, miałem okropne wyrzuty sumienia, musiałem Ci to powiedzieć...
jestem zła- proponuje spacer- spacer zawsze mnie uspokaja... proszę ażeby mi o czymś poopowiadał - że potrzebuje się uspokoić- opowiada o różnych rzeczach, stara się, ciągle na mnie patrzy - ciągle pyta czy wszystko w porządku...
a we mnie złość, złość.
miało być łatwo i przyjemnie - i co!!
i irytuje mnie to jego przejęcie, to jego tłumaczenie, to jego staranie...
uspokaja mnie w końcu...
przecież wymyśliłam sobie ze to jest bez jakichkolwiek zobowiązań, że to są tylko chwile z nim w których chcę zniknąć... że to jest bardzo przyjemna fizyczność...
potem długo rozmawiamy - irytuje mnie to Jego zainteresowanie moja osobą, co myślę o tym, a co myślę o tym, co mnie cieszy, co mnie smuci, jak się czuje w tej chwili a jak się czuje w innej...
nie przyzwyczajona jestem do takiego zainteresowania- i nic co mówię nie jest głupie i bez znaczenia...
i nagle gdzieś tam padają słowa "jeśli wyjadę - jeśli bylibyśmy razem to chciałbym żebyś pojechała ze mną"

zaraz, zaraz- bycie razem, razem z Przemkiem - to jakiś żart... na sama myśl o takiej ewentualności stado motyli panoszy się w moim sercu... ale Przemek to wiatr, On nie ma nic stałego w życiu, ciągle przenosi się z miejsca na miejsce, jest zupełnie niezależny, samotnik, który podobno się nie angażuje...   i nagle dopuszcza myśl o naszym wspólnym razem
w mojej głowie galop myśli - jestem niespokojna i zupełnie rozkojarzona... i ciągle mnie przytula z taką czułością- to jest nie do opisania...

rozumiesz niepokój?
Ona w jego głowie, ja teraz, my kiedyś...

i moje życie nie może być spokojne i poukładane...
bo wydarzyło się coś jeszcze... - ale o tym już jutro- nie mam siły
spotkanie nr 2 - spotkanie od którego wszytko się zaczęło... pamiętam spacer- moje krótkie czarne szorty i czerwoną koszulkę... jego opaleniznę... wspólną drogę... żaby które kumkały, spokój wieczoru... mnóstwo słów - i dużo śmiechu...  pierwsze jego mnie przytulenie- i takie poczucie- jak ja za Nim tęskniłam - nikt mnie tak nie przytula jak On i nikt mnie tak nie całuje jak On... żartowałam z Niego z ten naszej sytuacji, z tych naszych powrotów... a On mówił do mnie - moja dziewczynka- i mój bunt;) mówił "brakowało mi Ciebie, myślałem o Tobie będąc w Anglii"
słucham z mocnym zdziwieniem- nie spodziewałam się takiego wyznania - Przemek nigdy nie rzuca słów na wiatr... powrót do domu - i jego trzymanie mnie za rękę- i ja spoglądam na nasze splecione ręce- zdziwiona, pamiętam jakie to przyjemne uczucie iść z Nim trzymając się za ręce... jeśli nie trzymał mnie za rękę to obejmował ramieniem-a mi oprócz tych wszystkich dobrych uczuć towarzyszy zdziwienie- że  nic się między nami nie zmieniło, że jest namiętność, pasja a powietrze jakby naelektryzowane... to jest niesamowite- wszytko się zmienia- sami się zmieniamy - a namiętność ( bo inaczej nie umiem tego opisać) się nie zmienia...
jesteśmy już w domu - i mogę zniknąć w jego dotyku i pocałunkach... w śmiechu, obecności, wzajemności...
"jesteś taka ciepła" , " jesteś taka piękna"
to był dobry wieczór- wieczór cieszenia się sobą, fascynacji sobą....
i to jego "nie chce Cię ranić" - :"to nie rań odpowiadam"
" ja wyjadę i co potem" - nie rozumiem w czym problem Ty wyjedziesz ja zostanę - i to jego intensywne spojrzenia jak by nie takiej odpowiedzi oczekiwał...
mówię chcę Cię teraz tutaj mieć póki jesteś- chce się z Tobą spotykać, pobyć wspólnie... a potem każde pójdzie w swoją stronę... - a ja naprawdę myślałam ze to będzie takie proste- naiwna....
hm... powinnam pamiętać że Jego powrót to niespokojne noce- bezsenność- bardzo niespokojny sen... mam ciężką głowę- jestem tak bardzo zmęczona- nie mam siły na nic  a jednak nie zasnę spokojnie- tak jak  by mój umysł nie potrzebował snu- w głowie mi się kotłuje - zupełnie nie umiem tego zatrzymać... noce nie są spokojne, dni nie są spokojne- jestem rozkojarzona i niepoukładana... w każdym zakamarku mojej głowy On- i to nie są całkiem dobre myśli - zupełnie nie wiem co mam robić, jak postąpić.... może powinnam wywalić Go z mojego życia... a może powinnam przeczekać, może powinnam zaufać temu co mówi... albo temu co intuicyjnie czuje- tylko już nie wiem co to intuicja, a co strach a co nadzieja...- wszystko mi się plącze i przeplata...
pojawił się znów nagle i poprzewracał mój świat do góry nogami- pokazał mi że jeśli chodzi o emocje- to jestem na przegranej pozycji- zbyt emocjonalna.. może nie zbyt-taka jestem...
potrzebuje sie chyba tutaj porządnie wygadać - przejść przez ten nasz krótki czas jeszcze raz...

poniedziałek, 18 czerwca 2012

od jakiegoś czasu, co jakiś czas chodzę spać na 3 godziny... mam za sobą kilka spotkań z Nim... policzyłam - wyszło mi że pięć, pięć magicznych spotkań- każde inne - każde bardzo intensywne... ja nie wiem jak to opisać- jak ubrać to wszytko w słowa... to dzisiejsze było inne- tzn mam wrażenie że zbliżyło nas do siebie...
mogę się przeglądać w jego oczach - patrzy na mnie tak pięknie... całuje intensywnie, dotyka z taką czułością- jak skarb- jak by mnie chciał schować w dłoniach... wszystko co z nim związane jest intensywne... tylko nasza przyszłość jest bardzo nie pewna - bardzo chcę wierzyć że to jest ważne, że to coś co jest między nami jest ważne... zapominam - a bardzo chcę pamiętać... może jutro opisze - każde z tych spotkań...

środa, 23 maja 2012

hm... przyjechał oddać mi książkę - zaproponowałam spacer.. . powoli zapadał zmierzch- czas jak by płyną poza nami - jak by go nie było... było tak przyjemnie - ciepły wiosenny wieczór, ciepły wiatr- muskał mi szyje i policzki... tak sobie szliśmy rozmawiając, śmiejąc się, cały czas spoglądał na mnie - słuchał,, pytał- już zapomniałam jakie to fajne uczucie jak się ktoś tobą interesuję- tym co masz do powiedzenia...
 i nagle po środku tej polnej drogi, wśród wysokich traw i drzew- bez słowa przytulił mnie -  pocałował delikatnie... całowaliśmy się pośrodku tej drogi - jak jakieś dzieciaki :)
dystans szlak trafił... - nie wiem co o tym myśleć - oczywiście że cudownie byłoby się tak zapomnieć- ale co potem? 
tak mi dobrze w jego towarzystwie...
On ma dla mnie tyle czułości - niesamowite...

hm... jutro wstaję o 5 rano...
wcale nie mam ochoty na sen

poniedziałek, 14 maja 2012

dziwnie się czuję
przyszłam tu bo chciałam opisać to spotkanie- puki pamiętam to tak dokładnie...
zupełnie niespodziewanie - przyjechał do mnie... kolejny prezent dla mnie- tym razem przepiękny słoń przywieziony z Indii- tam spędził ostatnio trochę czasu...
ja nie wiem co mam o tym myśleć- to już tyle lat i nic się nie zmienia - zawsze jest tak samo między nami-  po każdej jakiejś podróży zawsze kiedy tutaj jest proponuje spotkanie - czas  ucieka a On patrzy na mnie zawsze tak samo - jak bym była ósmym cudem świata... planuje zostać tutaj przez półtora miesiąca- a potem sam nie wie co potem- gdzie Go znów poniesie- bo to ze Go gdzieś poniesie jestem pewna...
mam ochotę trochę zaszaleć... - i tak jestem sama - dlaczego by tego czasu nie wykorzystać-  może spędzić znów trochę czasu z nim - niebezpieczeństwo jest takie że - za jakiś czas zniknie sobie... ale chwile spędzone razem warte by były tego- jestem pewna... najpiękniejsze wspomnienia mojego życia wiążą się właśnie z nim...
był taki opalony - uśmiechnięty - w fajnej koszuli, tak pięknie pachniał... siedział na fotelu a ja na kanapie - odległość była nieznośna - ale wytrwaliśmy ;) miałam wprost nieziemską ochotę Go przytulić- ale nie, nic z tych rzeczy;) opowiadał o całej wyprawie, śmialiśmy się...
On ma coś w tym swoim spojrzeniu- coś takiego magicznego....
na pożegnanie podał mi dłoń i pocałował w policzek...

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

głowa mi pęka... potrzebowałam rozmowy z kimś bliskim, nawet próbowałam zadzwonić- ale nic z tego nie wyszło...
czuje się jak totalna kretynka... no bo co za pomysł- ażeby fundować sobie takie rzeczy.... otóż namawiam mojego byłego faceta- (osobę która była mi bardzo bliska, z którą dzieliłam 1,5 roku mojego życia) do tego ażeby spotkał się ze swoją byłą dziewczyną - tą przede mną -
wiem że tego potrzebuje, wiem że jest mu źle, wiedzę jak się męczy... ale do cholery  chyba nikt nie chciał by po 1,5 roku związku, starania się dbania, wierzenia w to uczucie teraz usłyszeć że w zasadzie to zawsze tylko ją kochał... zagryzam wargi, zamykam mocno oczy, pozwalam łzom popłynąć, biorę głęboki oddech  i tłumaczę - że powinien zawalczyć, że powinien coś zrobić a nie ciągle uciekać, że powinien zaproponować jej spotkanie i zobaczyć jak będzie... próbuje być jak najbardziej obiektywna- jak by w cale nie chodziło o mężczyznę którego darzyłam dużym uczuciem... a w głowie mi huczy od wszystkich natrętnych myśli...
próbuje się uspokoić - alkohol dobrze by mi zrobił - i jakieś naprawdę dobre towarzystwo...

niedziela, 1 kwietnia 2012

zawsze byłam niecierpliwa- wszystko chciałam już i teraz, nie lubiłam czekać...  mój umysł potrafi tworzyć niestworzone wersje oczekiwanego zdarzenia... to mnie często gubi- bo tworze sobie jakiś obraz, czegoś na co czekam- a potem rzeczywistość okazuje się inna- nie gorsza- inna po prostu-  a ja już jestem uprzedzona..

miał zadzwonić na drugi dzień, miał wyjaśnić, miał wytłumaczyć- bałam się tego tel. tej rozmowy... ale wytłumaczyłam sobie jak małej dziewczynce- że nie trzeba się bać, że to już nie mój świat, On już nie może mnie zranić, że przecież mogę zrobić jak będę czuła... spokój- to czego często mi brakuje...
oczywiście nie zadzwonił tak jak obiecał- ale robił tak już wcześniej- więc przyjęłam to ze stoickim spokojem - dumna z siebie jak paw:) nie szczególnie nawet o tym opowiadam- jakoś nie potrzebuje ostatnio rozmawiać o tym co u mnie - wszystkie te moje "problemy" wydają mi się takie trywialne i nie istotne...
kolejna poważna rozmowa podobno dziś wieczorem- zobaczymy - co On ma mi takiego ważnego do powiedzenia...

brakuje mi tego miejsca tutaj...

dużo czytam, mam, wrażenie że słowa i litery przechodzą przez mój umysł jak burza...czytam kilka książek na raz... w pracy jedną w domu mam kilka zaczętych- sięgam po tę na którą mam aktualnie ochotę, zależnie od nastroju... zrobiłam się wybredna, dobra, zła, nie ciekawa -  ja je pochłaniam -  książkę czytam średnio 2 dni... do tego mam manie wyszukiwania, miejsc, zdarzeń, osób o których przeczytam w internecie..
żyje sobie w innym świecie.. w ciekawym świecie wyobraźni...

ale żeby nie było -  byłam na randce ostatnio i o dziwo nawet mi się podobało- tzn pan który mnie na tę randkę zaprosił był całkiem, całkiem... ale nie zadzwonił  i nie napisał potem - no cóż jakoś szczególnie nie rozpaczałam;) może czekał na mój ruch a może po prostu mu się nie podobało- zresztą to nie ma znaczenia... może jakiś czas temu odezwała bym się pierwsza - ale podobno jak mężczyźnie zależy naprawdę to się stara i nic nie ma znaczenia ( tak głosi legenda;) )
hm... może włącza mi się syndrom "księżniczki na wysokiej wieży"

brakuje mi utrwalania, opisywania tutaj- drobnych rzecz- które zwróciły moją uwagę - bo jeśli coś sobie tutaj opiszę, błahego, drobnego- ale takiego co mnie zatrzymało, wzbudziło we mnie jakieś emocje- to potem mogę sobie to dokładnie odtworzyć w pamięci- zapamiętać ze szczegółami, wrócić do tego jak do ulubionych scen z filmu...
przecież wszystko ma tylko takie znaczenie jakie sami temu nadamy... aja chcę nadawać znaczenia, zapamiętywać...

poniedziałek, 26 marca 2012

Ania by powiedziała że to już nie moja sprawa, że to mnie już nie dotyczy... że to zwykły szantaż emocjonalny- że powinnam zerwać kontakt, dla własnego dobra... że powinnam zadbać o siebie i że jego problemy to tylko Jego sprawa... - może miałaby racje...
a ja czuje się winna.. winna wypowiedzianych słów, wykonanych gestów... czuje się odpowiedzialna za wspólny czas- jak za oswojenie...
nie wiem co poradzić na taki stan, wiem że cierpi, wiem że Go boli- nie wiem jak to zmienić- a kiedy pomyślę że w jakiś sposób się do tego przyczyniłam... - robi mi się nie dobrze...
tłumacze sobie- On nie też Cię zranił, przypominaj sobie ten ból, przypomnij sobie czas przed swoimi urodzinami... licytacja na ilość zadanego cierpienia nie pomaga
jestem zła na siebie,nie wiem jak powinnam się zachować -  nie wiem czy on nie wymaga odemnie zbyt wiele po tym wszystkim... jest mi tak bardzo smutno

niedziela, 18 marca 2012

nijak

nijak, nijak - jest nijak... wszystko jest nijakie... - oprócz wiosny- wiosna jest wiosenna i słoneczna- a przynajmniej ostatnio taka jest...
w sobotę spędziłam kilka godzin w moim ogródku - tęskniłam za tym... pierwsze nieśmiałe kwiaty przebijają się przez ziemię...- chyba kiepski ze mnie ogrodnik- wróć- ogrodniczka- nigdy nie pamiętam w którym miejscu jakie rośliny sadziłam- zawsze na wiosnę jest zaskoczenie- że to tu, albo tu...

czuje się jak słoń- no dobrze jak pół słonia... przybyło mi trochę kg przez zimę i nijak mi z tym...

nagły przypływ testosteronu w moim życiu znów wywołuje we mnie tendencje ucieczkowe wielkości kosmosu - ale to nic nowego- zawsze tak mam... i zawsze potem okazywało się że te tendencje były słuszne...
a może po prostu nijaki ten testosteron - wypaczony już, albo zużyty....

wszystkie myśli w mojej głowie też są nijakie...  

czwartek, 8 marca 2012

hm... chyba już zapomniałam jak to się robi- jak ubiera się myśli w sensowne słowa, zdania...
plącze się ostatnio- jakoś nie umiem dojść do ładu z samą sobą- nie za bardzo wiem co jest we mnie zła a co dobre- gdzieś błądzę na granicy... to najgorszy czas jeszcze przed podjęciem decyzji- a wiem że muszę je podjąć a potem konsekwentnie je realizować...

"przeczytałam się" - o ile można tak powiedzieć... tzn. już od jakiegoś czasu- może od dwóch tygodni- średnio dziennie czytam po 200, 250 stron książek... mam przesyt informacji, słów, zdań, znaczeń... mam wrażenie że mój umysł nie przyjmie już niczego...

dzień kobiet w tym roku był zaskakujący- tzn pamiętały o mnie osoby które w życiu bym o to nie podejrzewała... a zapomniały o mnie osoby które pamiętać by mogły- których pamięci bym dobie życzyła...

powoli godzę się z małą porażką- choć może to nie do końca porażka - takie życie-od i tyle- nie zawsze jest tak jakbyśmy sobie tego życzyli -ale to nie znaczy że jest źle- jest inaczej...  a ja nie mam zamiaru się poddawać- po prostu  muszę się nauczyć dostosować do nowej sytuacji...

wtorek, 31 stycznia 2012

dotyk

jeszcze ciąży mi dotyk jego dłoni na moim ramieniu...
pomyślałam tylko że mój niebieski płaszcz jest stanowczo za gruby...
jak zapamiętać dotyk?


dlaczego ciągle wydaje mi się że On ma niebieskie oczy?
dlaczego nigdy nie pamiętam Jego oczu? 

poniedziałek, 30 stycznia 2012

ciężki dzień

jestem jakaś przygaszona...- chwilowo jestem przygaszona- nic konkretnego się nie stało..

zaprzyjaźniłam się z moją siostrą- przychodzi do mnie co dziennie wieczorem do pokoju- wkrada się do mojego łózka i śpimy razem- często kończy się to gadaniem do 12 w nocy... uczę się od niej luzu- luzu w dobrym znaczeniu tego słowa- często śmiejemy się do rozpuku z bardzo prozaicznych rzeczy... czasami ja czytam książkę ona korzysta z mojego laptopa- czasami ona się uczy-ja piszę bloga... tak zwyczajnie dzielimy razem przestrzeń, myśli, słowa, śmiech... zawsze  miałyśmy ze sobą dobry kontakt- ale ostatnio jest on bardziej intensywny... nie pozwala mi na moją samotnie- czasem mi tego brakuje...

czuje się bardzo samotna- choć samotna to złe słowo- po prostu bardzo brakuje mi takich ludzi do których można zadzwonić w ostatniej chwili i spontanicznie gdzieś wyjść...  takich którzy nie będą narzekać na wszystko do około - takich do powygłupiania się - bez względu na miejsce, pogodą, ludzi - i wszystkiego tego na co jeszcze można narzekać... - brakuje mi pozytywnych ludzi w moim towarzystwie... bardzo mi brakuje takich ludzi...

hm... moje 17- letnia siostra ma bogatsze życie towarzyskie niż ja- okropne;/
patrząc na nią, obserwując ją - widzę jak zmarnowałam swoją młodość- taką szczeniacką młodość... musiałam szybko dorosnąć- zafundowałam sobie w wieku 16 lat "miłość" , toksyczny związek- oparty na szantażu_ "jak odemnie odejdziesz to się zabiję" , nigdzie nie wychodziliśmy, nie mieliśmy wspólnych znajomych, był o mnie chorobliwie zazdrosny-odbierał mnie zaraz po lekcjach, rano przychodził na przystanek-nigdzie mnie nie było- byłam tylko dla Niego - najgorsze jest to że to nie była pierwsza wyjątkowa szczęśliwa miłość - to był koszmar z którego nie umiałam się wyplątać... ale dość już o tym  to już za mną...

relacje w autobusie uległy znacznemu ochłodzeniu, hm... w sumie to zanikły ostatnio - przez 2 tyg. raz się widzieliśmy... nie pisze do mnie, nie zaczepia... takie życie "płomienny" romans wygasa...
to tak jak z ulubioną piosenką- pierwszy raz jej słuchasz i jesteś zachwycony- potem słuchasz w kółko i w kółko...a z czasem... z czasem przywykniesz, przyzwyczaisz się... piosenka powszednieje- mam wrażenie że tak jest w tym przypadku- tzn w przypadku jego domniemanych uczuć do mnie...

niedziela, 29 stycznia 2012

zimowo

widziałam dziś malowniczo zimowy zachód słońca- o każdej porze roku słońce zachodzi w inny sposób- mieni się innymi kolorami... dziś było żółto - złote... chowało się za biały horyzont... powietrze było mroźne- rześkie, lubię takie powietrze- kojarzy mi się ze świeżością... było cicho, spokojnie... kiedy stałam tam - wśród tych szczerych białych pól- patrzyłam na ten zachód słońca czułam się taka wielka.. czułam się radośnie- wszystkimi zmysłami rejestrowałam to co się działo...

środa, 25 stycznia 2012

dobrze

jest zimno - nikomu nie chciało iść podłożyć się do pieca- skutek zimne kaloryfery.... naprawdę zimno- ale jakoś bardzo mi to nie przeszkadza...
cierpię na dziwny syndrom- "wszystko mnie cieszy" - to zupełnie nie słychane... czuje się jak zaczarowana... i już mi dziwnie w tym stanie- za dużo radości?? ( tego jeszcze nie było)
od sylwestra- czyli już prawie miesiąc- dobrze się czuje, jestem w wyśmienitym humorze-ciągle się śmieje- i tryskam energią... nie ma żadnego użalania się nad sobą żadnego marudzenia - nic z tych rzeczy...
to dla mnie jak oddychać czystym zdrowym powietrzem... ciągle jestem dla siebie przyjacielem- kiedy popadam w jakiś dół złych myśli- tłumacze sobie- tak jak bym to robiła rozmawiając z przyjacielem, próbując mu pomóc... tłumacze sobie racjonalnie- dlaczego tak, a dla czego inaczej, pytam siebie dlaczego tak czuje- dlaczego się wściekam, dlaczego jestem zła.. kiedy stwierdzam że powody są zupełnie nie istotne i błahe ( najczęściej takie są) kieruje swoje myśli na coś dobrego, planuje wieczór przyjemny dla mnie, albo przypominam sobie coś miłego- zamiast ponieść się złym emocjom i wkurzać się na cały świat- kieruje swoje myśli na jasną stronę rzeczywistości - i to naprawdę działa...

niedziela, 15 stycznia 2012

dobry czas

jest bajecznie biało - puszysty śnieg zasypał wszystko... byłam na spacerze - lubię to rześkie zimowe powietrze... ślizgałam się na butach- wpadłam w zaspę i śmiałam się na głosy...

od dawna się tak nie czułam - tak dobrze w swojej skórze...
w mojej głowie pulsują dobre myśli... jest mi dobrze, spokojnie, bezpiecznie...- dbam o siebie - mam dla siebie czas...

mam wrażenie jak bym żyła zupełnie w innej rzeczywistości... a to tylko mój sposób myślenia się zmienił...
to naprawdę jest proste- zawsze mam wybór jakie są moje myśli...
np. mogę leżeć godzinami, patrzeć się w sufit i zastanawiać się co ze mną jest nie tak, że On nie zwraca na mnie uwagi... a mogę pomyśleć o tym co mam w sobie  dobrego, na co mam ochotę... mogę bardziej o siebie zadbać... mogę włączyć muzykę i potańczyć, mogę pójść na spacer, mogę cieszyć się tym ze to w ogóle mi się przytrafiło - to całe zauroczenie... równie dobrze mogłabym Go nigdy nie poznać... mogę obejrzeć film, poczytać książkę- wszystko mogę-  i wszystko zależy od sposobu myślenia- od tego jakie masz podejście do samej siebie...
już od bardzo dawna nie było w moim życiu tyle radości co teraz -  a naprawdę nic szczególnego się nie dzieje- nic sie wielkiego nie zmieniło.. - moje myśli są inne...

gdzieś kiedyś czytałam że jeśli szukasz miłości, chcesz być kochany - to trzeba zacząć od samego siebie - tzn pokochać siebie, dobrze się czuć z samym sobą... bo skoro Ty sam w sobie nie widzisz nic dobrego - to jak ma to zobaczyć ktoś inny...

a ja mam plan- plan który nie możne się nie udać..;-) 

sobota, 14 stycznia 2012

Odkąd cię poznałam, noszę w kieszeni szminkę

*** Odkąd cię poznałam, noszę w kieszeni szminkę

Odkąd cię poznałam, noszę w kieszeni szminkę, 

to jest bardzo głupie nosić szminkę w kieszeni, 
gdy ty patrzysz na mnie tak poważnie, 
jakbyś w moich oczach widział gotycki kościół.
A ja nie jestem żadną świątynią, 
tylko lasem i łąką — drżeniem liści, które garną się do twoich rąk. 
Tam z tyłu szumi potok, to jest czas, który ucieka, 
a ty pozwalasz mu przepływać przez palce i nie chcesz schwytać czasu. 
I kiedy cię żegnam, moje umalowane wargi pozostają nie tknięte, 
a ja i tak noszę szminkę w kieszeni, odkąd wiem, że masz bardzo piękne usta.
Halina Poświatowska 

Ostatnio uwielbiam ten wiersz-mogłabym go czytać i czytać... 

piątek, 6 stycznia 2012

wietrznie dziś u mnie - mam ochotę wyjść na zewnątrz i poczuć ten wiatr...
niech potarga moje ubranie i włosy... owieje chłodem - chce poczuć zimno...

mam gorące myśli...

napawam się tym uczuciem zakochania... - jakieś cudowne substancje wytwarzają się w moim organizmie... i z samej siebie śmiać mi się chce... boże jak ja się głupiutko zakochałam - zauroczyłam... - pobiegła bym w ogień bez zastanowienia - gdyby tylko On tam na mnie czekał...:)

moje życie przez jakieś ostatnie 2 lata to jakaś ogromna pustynia bez emocji - czasem tylko wydawało mi się że coś czuje - jak fatamorgana... jest mi przykro że sama sobie to zafundowałam...
teraz to widzę...

nie umiem tego wytłumaczyć - każda bliskość tego człowieka to emocje - serce bije jak oszalałe - a ja gadam głupoty..;)
może to tylko chwila, może to minie... może dostane jak łopatą po głowie - w tym momencie mnie to nie interesuje... - w tym momencie to je chcę się tym cieszyć, przeżywać to- te wszystkie będzie, czy nie będzie, napisze czy nie napisze...
co miał na myśli mówiąc to, a co miał na myśli mówiąc tamto... chcę cieszyć się każdym uśmiechem i spojrzeniem... chcę zatrzymywać czas kiedy przez przypadkiem mnie dotknie... albo kiedy przechyla w moją stronę głowię - i jest blisko...
jak naiwna dziewczynka chce się tym cieszyć...

i zaklinam rzeczywistość... - niech On czuje podobnie do mnie...

środa, 4 stycznia 2012

cierpię na bezsenność- noc nie przynosi snu... myśli nie spokojne...
to nie jest zła bezsenność...
tak jak by mi było szkoda czasu na sen...
bo jeszcze mam pod powiekami obraz Jego twarzy, barwę Jego śmiechu....

wtorek, 3 stycznia 2012

odkryłam ze oglądanie komedii to fajna sprawa- śmiałam się do łez;) brat zajrzał do mnie do pokoju ażeby sprawdzić co mi jest- a ja się tylko śmiałam...

dbanie o siebie sprawia mi przyjemność- nigdy nie czułam się tak dobrze we własnej skórze...

tęsknie za dotykiem ziemi pod palcami i zapachem lili z mojego ogrodu...

chyba zwariowałam - radość, wszędzie radość... już dawno nie było mi tak radośnie...

czytam do obłędu smutną książkę - już dawno nie czytałam tak dobrej książki - kobieta pisze tak - że można to poczuć - czytasz i czujesz, ból, smutek, złość- niesamowite...

ta zima mnie denerwuje - ja chcę śnieg - chociaż troszeczkę - od tak - ażeby przykryć szarość...

w sobotę marzy mi się klub i taniec - tak bardzo poszłabym potańczyć... na kilka godzin zatracić się w muzyce i tańcu...

znów jestem ciekawa wszystkiego - znów wszystko mi smakuje - codzienność mi smakuje... po tym całym czasie bylejakości, nijakości- teraz wszytko wydaje mi się takie intensywne i wyraźne... ta sama rzeczywistość - zupełnie inne emocje...
mój sposób postrzegania jest inny...
mam w głowie magiczną miotełkę którą wymiatam wszystkie nie potrzebne myśli - mam głupią skłonność do obwiniania się za wszystko i rozmyślania, analizowania - po co?

poniedziałek, 2 stycznia 2012

...

w ogóle nie chce mi się spać... - jestem rozkojarzona i niespokojna - jak zwykle po rozmowie na gadu z Nim... On wywołuje we mnie tyle emocji- nie umiem sobie z tym jakoś racjonalnie radzić... hm- tak jak by emocje były racjonalne...
ale przecież nic nowego się nie dzieje - powtarzam sobie w kółko - nic nowego się nie dzieje...
zupełnie nie umiem Go sobie poukładać...
obiecałam sobie dystans - i szlak trafił ten mój cały dystans...