poniedziałek, 21 lutego 2011

miłość

zadzwonił do mnie zaraz po pracy...
ale też mi źle- no bo nie zadzwonił jeszcze raz na dobranoc, no bo rozłączył się bez pożegnania...
czyli jak by nie było to jest mi źle..


nie chce żadnej terapii... nie chce popadać w głupi schemat bycia ofiarą...
chce oddychać świerzym czystym powietrzem- chce być szczęśliwa...
tu i teraz
moje szczęscie to ja
a nie jego telefon, albo jego brak telefonu...

popadam w depresję...
czuje że powinnam powiedziec sobie stop- czuję że coś złego się se mną dzieje
muszę mieć w sobie na tyle siły żeby powiedzieć sobie dość...
przecież tak kocham życie- tak kochałam życie
teraz wszystko jest byle jakie - a ludzie są obrzydliwi...
- szczęście to sposób postrzegania rzeczywistości -
moje postrzeganie jest zniekształcone...
nic mi się nie chce, nic mnie nie ciszy...

a mój K.- jak to pieknie brzmi mój K- ma do mnie tyle cierpliwości...
jest dobrem... jest stałością... jest ciepłem... jest bezpieczeństwem...

zakochujemy się w tandetnych słowach, zakochujemy się w mdłych gestach...
zakochujemy się w komplementach w czułościach rozczuleniach, chwilach...
nie jestem zakochana...

ja odkrywam miłość...
w  codzienności, "w jak Ci miną dzień", w ja dla Ciebie- Ty dla mnie...

3 komentarze:

  1. Dziękuję za uśmiech :) odwzajemniam i przesyłam go dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz... ostatnio pomyslalam, ze wole jak nie ma telefonow w ogole, zamiast takich na szybko, krotkich rozmow, o byle, bleee, nijakie...
    I minelo pare dni, bez tel, bez niczego tego bleee... I jest mi najzwyczajniej smutno!
    Zastanawiam sie teraz pod wplywem Twojej notki, czego tak naprawde bym chciala?
    Hmmm...
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję Ci, każde wsparcie, tak wiele dla mnie znaczy, naprawdę... Ehh, nie potrafię teraz nic więcej napisać.
    Wszystkiego dobrego.

    OdpowiedzUsuń