piątek, 22 czerwca 2012

spotkanie nr 3
jestem niecierpliwa- czas płynie tak wolno- a ja czekam zniecierpliwiona na Niego... cała jestem niebieska- spódnica za kolano i bluzka - jest mi dobrze i bardzo niecierpliwie...
jest przyjechał- to jego roziskrzone spojrzenie kiedy na mnie patrzy - kolana się uginają pod siła Jego uśmiechu - niczym innym nie myślę tylko jak najszybciej znaleźć się znów w Jego ramionach...
jesteśmy w pokoju- a on siebie ode mnie jakiś metr - coś jest nie tak myślę - rozmawiamy... mówi ładnie wyglądasz - żartuje z całej tej mojej niebieskości...
 i nagle pada magiczne zdanie : bo ja muszę Ci coś powiedzieć... serce mam w gardle - próbuje żartować że skoro musi to słucham...
"bo wiesz okłamałem Cię- nie byłem w Indiach z kolegą, tylko z koleżanką, myślałem że to będzie coś poważnego, ale że zupełnie nie wyszło"
hm... słucham i pierwsza moja myśl to złość
po pierwsze: co mnie to interesuje, nie musi się mi tłumaczyć z kim co robi, przecież nie jesteśmy razem, nigdy razem tak naprawdę nie byliśmy..
po drugie : po cholerę to kłamstwo - przecież mógł mi powiedzieć- jeszcze jak się widzieliśmy te kilka miesięcy temu przed wyjazdem
po trzecie: po cholerę mi to teraz mów - nie tak miało być...
po czwarte: "myślałem ze to coś poważnego" - ukłucie zazdrości...
i sto tysięcy innych myśli... 
próbuje to sobie jakoś poskładać w głowie... spędził 2 miesiące z jakąś dziewczyną na końcu świata, a pisał do mnie, dzwonił, kupił mi prezent- kłóci mi się to wszytko...
i to Jego przejęcie teraz, to jego powiedz co myślisz, przepraszam, wiem zachowałem się jak świnia, miałem okropne wyrzuty sumienia, musiałem Ci to powiedzieć...
jestem zła- proponuje spacer- spacer zawsze mnie uspokaja... proszę ażeby mi o czymś poopowiadał - że potrzebuje się uspokoić- opowiada o różnych rzeczach, stara się, ciągle na mnie patrzy - ciągle pyta czy wszystko w porządku...
a we mnie złość, złość.
miało być łatwo i przyjemnie - i co!!
i irytuje mnie to jego przejęcie, to jego tłumaczenie, to jego staranie...
uspokaja mnie w końcu...
przecież wymyśliłam sobie ze to jest bez jakichkolwiek zobowiązań, że to są tylko chwile z nim w których chcę zniknąć... że to jest bardzo przyjemna fizyczność...
potem długo rozmawiamy - irytuje mnie to Jego zainteresowanie moja osobą, co myślę o tym, a co myślę o tym, co mnie cieszy, co mnie smuci, jak się czuje w tej chwili a jak się czuje w innej...
nie przyzwyczajona jestem do takiego zainteresowania- i nic co mówię nie jest głupie i bez znaczenia...
i nagle gdzieś tam padają słowa "jeśli wyjadę - jeśli bylibyśmy razem to chciałbym żebyś pojechała ze mną"

zaraz, zaraz- bycie razem, razem z Przemkiem - to jakiś żart... na sama myśl o takiej ewentualności stado motyli panoszy się w moim sercu... ale Przemek to wiatr, On nie ma nic stałego w życiu, ciągle przenosi się z miejsca na miejsce, jest zupełnie niezależny, samotnik, który podobno się nie angażuje...   i nagle dopuszcza myśl o naszym wspólnym razem
w mojej głowie galop myśli - jestem niespokojna i zupełnie rozkojarzona... i ciągle mnie przytula z taką czułością- to jest nie do opisania...

rozumiesz niepokój?
Ona w jego głowie, ja teraz, my kiedyś...

i moje życie nie może być spokojne i poukładane...
bo wydarzyło się coś jeszcze... - ale o tym już jutro- nie mam siły

1 komentarz:

  1. Coś między Wami było, coś dalej iskrzy więc to
    "bez jakichkolwiek zobowiązań" jest ryzykowną grą :( Nie znam sytuacji, nie wiem jak jest, ale wydaje mi się, że może się to skończyć wielkim bólem dla Ciebie :(

    Trzymaj się i niech Ci się dobrze układa w życiu :)

    OdpowiedzUsuń