środa, 9 lutego 2011

wrzesień 2009

wtorek, 29 września 2009

emocjonalnie...

I w całej tej mojej złości... w całym tym żalu... w całej tej niecierpliwości...
zadzwonił telefon...
tak On...
wpatruję się w wyświetlacz telefonu-próbuje się uspokoić...
spokojnie, próbuje nadać ciepły ton moim słowom...
ciepło żartujemy... i naglę słyszę niespokojne, nie pewne..
„-tak zobaczymy się jutro-chciałbym do Ciebie przyjechać...”
i rozmowa była długa... spokojna... ciepła...
uwielbiam słyszeć Jego beztroski śmiech w słuchawce telefonu...
znów w Jego głosie dało się wyczuć tyle czułości i ciepła...
przecież ja zwariuje od tego kołowrotka moich uczuć... emocji...
zapewniam zwariuje...
więc jutro znów będzie obok mnie...
kolejnych 12 godzin...

znowu przyszło mi płakać...

Tak... właśnie znowu przyszło mi płakać...
Czemu nagle zastanawiam się na każdym słowem...
Nad każdym gestem w Jego stronę...
Miotam się tak bardzo... ranie siebie i obijam się o pręty klatki...
Którą sama sobie tworzę...
Mam wrażenie że nie mam prawa oczekiwać, nie mam prawa zadawać pytań...
Do niczego nie mam prawa... oprócz dania siebie-bez ograniczeń....
-to chyba nie tak miało być..
a może tak było od początku –tylko ja sobie wymyśliłam coś innego...
cos się zmieniło-po tym naszym spotkaniu...
jest inaczej, chłodniej, bardziej z dystansem...
tylko czemu ja szukam winy w sobie- tylko w sobie...
chyba chce się poczuć wartościowa...
chce żeby dla mnie-On wszystko zmienił...
to nic że nigdy tego wcześniej nie zrobił
-wiec właśnie dla mojej wyjątkowości ma to zmienić...
chce być taka-jak by On chciał żebym była...
to najgorsze co mogę zrobić...
coś tu nie gra... cos mi zgrzyta...
wiem to doskonale...
i tak usilnie próbuje to naprawić...
słyszysz co ja mówię- „ja próbuję to naprawić” a nie „MY próbujemy to naprawić...”
przecież nie musze w nic grać-żeby pokazać jaka jestem ważna czy wyjątkowa...
może trzeba powiedzieć dość... stop... nie tędy droga...
jestem za bardzo emocjonalna...
wszystko jest za mocno... za dużo... zbyt intensywnie...
jestem nie spokojna, jestem niecierpliwa...
tak bardzo mi źle z tym wszystkim...

sobota, 26 września 2009

o słabości...

Dziś będzie o mojej słabości... będzie o grze którą zwiemy – miłość...
czuje się jak paleta- na której malarz miesza według jego widzimisię wszystkie odcienie uczuć... od euforii do ogromnego bólu, poprzez strach i wściekłość...
Zaraz chyba zwariuje od analizowania, przemyśleń... i prób odnalezienia wyjścia doskonałego... a tam gdzie w grę wchodzą silne emocje takiego wyjścia nie ma...
Bo ja zawsze taka niezależna, odważna, flirciara-potrafię wykreować siebie, potrafię zaczarować kiedy chcę i kogo chcę... wszystkim do około opowiadam o swojej sile, o optymizmie, opowiadam o moich pasjach, o marzeniach, o ludziach, o pracy... stwarzam wokół siebie aurę ciekawości i niesamowitej energii... bo tak jest-bo ja taka jestem... silna odważna, mądra, ładna...- wszyscy mnie taką widzą... sama dla siebie taka jestem...
I kiedy pojawia się taki P...
wszystko nagle rozpada się w sto tysięcy kawałków... niknie moja pewność siebie... pojawiają się wątpliwości... mój świat przestaje być dla mnie ciekawy i wartościowy... sama dla siebie staje się taka nijaka... staje się malutką nieporadną dziewczynką która chce żeby się nią zająć, zabrać wszystkie problemy... ciągle trzymać na kolanach i powtarzać jaka to ona kochana...
aż krzyczeć mi się chce dość tego... mam ochotę wrzeszczeć na cały głos - dość tego... co się ze mną dzieje... tylko proszę mi tu nie mówić że to miłość- bo chyba wpadnę w furię...
w grze zwanej miłości zawsze przegrywam... zawsze przegrywałam...
kiedy widzę że ktoś mi się wymyka z rąk... kiedy tylko dostrzegę ze ktoś mi ucieka... szaleńczo zaczynam za tym kimś biec... bez opamiętania, zachłannie, sto tysięcy razy ranie siebie na wszystkich możliwych przeszkodach i przed oczami mam tylko „uciekającego króliczka”... nie ważne jest to co ja czuje... nie ważne jest że już mi brak tchu od tego biegu, nie ważne że już tyle łez wylałam... zawsze wszystko rozumiem... wybaczam...nic nie jest ważna, ja sama dla siebie nie jestem ważna...
czym ja szybciej biegną tym On szybciej ucieka...
znam ten schemat... znam go doskonale...
a moja miłość potrzebuje powietrza... swobody...
sama uciekam kiedy ktoś próbuje mnie zamknąć w takiej klatce...
i staram sobie mówić uspokój się... staram się... no cholera staram się...
przecież kiedy przestajemy być wystarczająco dobrzy dla samych siebie to jak możemy być wystarczająco dobrzy dla kogoś innego...
to że On nie lubi takiej muzyki jak ja- przecież nie znaczy... że ta moja jest gorsza...
no cholera... ja-ja- taka zawsze...- taka zawsze pełna energii... beznadziejnie wpatruje się w telefon i czekam choćby na sygnał od niego-żałosne... a kiedy dzwoni- nie wiem co mam mówić- ja nie wiem co mam powiedzieć?? Ktoś kto mnie dobrze zna-czytając to miałby niezły ubaw... ja mam zawsze dużo do powiedzenia...
i teraz kiedy to pisze czuje się zawstydzona swoja beznadziejnością w tych chwilach...
żałosne... a potem jeszcze okaże się po tym całym moim maratonie-kiedy już nic mi z siebie nie zostanie że to wszystko to tylko - wielkie halo o wielkie gówno... (wszystkich wrażliwych przepraszam za wyrażenie)
jestem jaka jestem... nie podoba się to proszę zabierać zabawki i s... do swojej piaskownicy...;) i koniec i kropka...

środa, 23 września 2009

o zapachu...

Chyba nie powiem Ci dziś nic konstruktywnego...
Jestem zupełnie padnięta...
Mam za sobą kolejną noc bez ani jednej godziny snu w Jego ramionach... i potem 8 godzin w pracy... i jeszcze potem zaraz podróż do Rzeszowa...ale co najważniejsze udało się ostatni egzamin zaliczony... więc jestem już na ostatnim roku... to należą się brawa i gratulacje;-) jestem z siebie dumna...
Pytasz o spotkanie...
Nie wiem co mam powiedzieć- to jak powrót do ciepłego domu... schowałam do serca jak do kieszeni- piękne perełki ciepłych wspomnień... ale schowałam tam też ciężkie kamienie szare, ponure- takie o najciemniejszej barwie...
Uwielbiam Go... uwielbiam..
Pytam jak się czuje u mnie, ze mną.... jak bym nigdy, nigdzie nie wyjeżdżał...
Od momentu jak mnie zobaczył-ciągle dotykał moich dłoni... nawet wychodząc po schodach do pokoju-trzymał mnie za rękę... kiedy ze mną rozmawiał trzymał mnie za rękę... i kiedy się ze mną kochał trzymał mnie za rękę...
chcę sobie przywłaszczyć to ciepłe miejsce w Jego dłoni...
miał dla mnie prezent... w Paryżu kupił dla mnie perfumy- tak cudnie pachnące perfumy... uśmiecham się ciepło na myśl o tym że wybierał dla mnie perfumy... przecież nie musiał... pamiętał...chciał...
nie mogłam się przyzwyczaić do Jego wyglądu... nie mogłam się na Niego napatrzeć... rozrósł się trochę;) chyba z jakieś 7 kg... ciężka praca robi swoje... hm...
przemek pięknie pachnie- świeżością, wiatrem, lekkością, wolnością... tak powinien pachnieć prawdziwy mężczyzna... nic tylko zachłysnąć się tym zapachem...
zaraz się położę... wrócę wspomnieniami do tej nocy... i tak uparcie postaram się nie myśleć o tym co złego w tym wszystkim...

poniedziałek, 21 września 2009

już jutro...

Mój egzamin to totalny nie wypał... pisemny- nie lubię pisemnych egzaminów... trzy pytania-bardzo nie określone-w sumie to nie wiadomo o co chodziło - wszystko zależy od sposobu interpretacji profesora... i w środę znów musze jechać na uczelnie... 0ch...
Ale tak mi dobrze...;) no bo to cudowne uczucie że ktoś się martwi z Tobą- jak tylko wyszłam z egzaminu zadzwonił telefon- swoją droga co za wyczucie czasu;) i takie proste pytanie-jak Ci poszło? Opowiadaj... sprawiają że egzamin już wcale nie wydaje się taki straszny-jak się wydawał jeszcze 10 sekund temu... i tak łatwo przyzwyczaić się do Jego obecności w mojej codzienności...
Jutro się zobaczymy... czekałam na to spotkanie 3 miesiąc-nie tylko ja czekałam...
I robienie sałatki nigdy nie sprawiało mi tyle przyjemności- bo dla Niego... pokuj błyszczy pięknie wysprzątany... pościel czeka na nas... nie mogę uwierzyć to już jutro...
To jak sen.... niech nikt nie wazy się mnie budzić...
I jeszcze teraz dzwoni telefon- uśmiechem się... znów Przemek... dzwonie-bo chciałem Cię jeszcze usłyszeć dziś... jak miło... jak dobrze... niesamowite chciał mnie jeszcze usłyszeć przed snem...
Jestem jak zaczarowana..
Tak mi błogo, radośnie, i ciepło na sercu kiedy z nim rozmawiam... a kiedy tylko pomyślę o jutrzejszym dniu i nocy w Jego ramionach-stado motyli buszuje sobie w mym sercu...
Już jutro... jak dobrze... jak dobrze...

niedziela, 20 września 2009

hm...

Dzisiejsza rozmowa była już taka nasza- taka jak pamiętam... taka jaką uwielbiam... i taka za jaką tęskniłam... śmialiśmy się-żartowali... przekomarzali-beztrosko flirtując... i znów Go mam tak na co dzień- i znów co dziennie dzwoni żeby zapytać co u mnie i jak mi mija dzień...
Tak bardzo już nie mogę się doczekać tych chwil kiedy już będzie obok mnie...
Znów są ciepłe rozmowy przez gadu...
...
I tak uparcie mam w głowie – co dalej, co potem? Zostanie tutaj dla mnie, dla nas? A co jeśli nie...? przecież związki na odległość- z reguły się nie udają... nie chcę tak na niby, tak na trochę... och-tyle wątpliwości w mojej głowie....
Staram się o tym nie myśleć co potem... teraz cieszę się tym co jest, tym że jest obok mnie...
...
Nie widzieliśmy się trzy miesiące- mówi że każdego dnia czekał na mnie, że każdego dnia wracał do mnie... to dokładnie tak samo jak ja... ale czy to naprawdę możliwe??
...
Tyle niepokoju... tyle niecierpliwości we mnie... och niech ktoś przyśpieszy czas.... albo nie- niech płynie tak jak teraz-a ja będę się delektować tym oczekiwaniem na coś tak bardzo dla mnie ważnego...
...
Mam jutro wolne w pracy-bardzo dobrze się złożyło- bo w ogóle dziś nie mogłam się skupić na nauce-a jutro wieczorem jeszcze ostatni egzamin... mam nadzieje że pójdzie szybko i bezboleśnie... znów bardzo dużo materiału- a w mojej głowie „niebieskie migdały” a nie negocjacje... ale przecie zmuszę sobie poradzić z tym- to już ostatni... ostatni...
...
Idę się położyć... otulę się myślami o Nim – jak najdelikatniejsza kołderką...

ojojoj

Ja nie choruje z reguły nie choruje... i dlatego tak bardzo ten przeziębieniowy stan wyprowadza mnie z równowagi... nic mi nie przechodzi-ale o co mi w zasadzie chodzi-kiedy w ogóle nie zażywam żadnych lekarstw- bo nie dobre...-i niby taka dorosła-jasne;)
Ale wychodzę z założenia samo przyszła-samo pójdzie...;)
Pytasz o egzamin?? - więc po odczekaniu swoich kilku godzin już mogłam odpowiadać... i jakoś tak samo wyszło że mam 4,5... w sumie to nie bardzo wiem jak...:) sama jestem zaskoczona takimi dobrymi wynikami na uczelni... hm... może po prostu zdolna jestem-a co blondynki też bywają inteligentne;-)
Jest już w Polsce...
I żadna wiadomość nie ucieszyła mnie ostatnio tak bardzo... na razie jest w Krakowie-chyba u brata..
Zadzwonił do mnie całkiem wieczorem...
i nadziwić się nie mogę tym naszym rozmowom.... są zupełnie nieporadne, nieśmiałe-zupełnie do nas nie pasujące... wpadamy sobie w słowa... jesteśmy tak bardzo ostrożni...
żeby nie powiedzieć czegoś za dużo... nie pokazać za bardzo jak nam bardzo zależy... i jedno i drugie tak jak by nie wierzyło ze to pierwsze czuje tak samo...
po prostu zadziwiające... zapewniam że ani ja, ani On nie należymy do nieśmiałych osób...
P- ma zawsze dużo do powiedzenia, jest odważny-może góry przenosić... zawsze ma jakąś ripostę, żart pod ręką... a teraz...
Po prostu uwierzyć nie mogę... jest milczący-woli mnie słuchać niż mówić... nie pewny siebie- P. jest nie pewny siebie- nie możliwe;)
Hm... to nawet urocze...
A ja nie jestem lepsza.... jak z nim rozmawiam to serce mi o mało nie wyskoczy z piersi... a słowa są że tak powiem „umiarkowane”... tak-dobieram słowa żeby nie znaczyły zbyt wiele... to tak jak byśmy chodzili po polu minowym... każdy krok ma niewyobrażalne znaczenie...
Tylko jak odkładam telefon to rzucam piorunami i przeklinam tą cała ostrożność... i nawet łzy popłynęły z bezsilności, głupoty i złości na samą siebie i tę Jego ostrożność-bo w pierwszej chwili swojej nie dostrzegam...
Ale dumę schowałam do kieszeni -ostrożność jeszcze głębiej i napisałam sms-a... i kolejna rozmowa była już znacznie cieplejsza...
--wiesz ze już tak bardzo nie mogę się Ciebie doczekać- nie wiem czy dam rady we wtorek przyjechać, nie obiecuje, mama coś chciała-jeszcze nie wiem dokładnie o co chodzi-ale postaram się-dobrze?
--dobrze—
oczywiście że dobrze-no bo Jego mamie to mogę jeszcze wybaczyć-w końcu nie było Go 3 miesiące w domu... i już dobitnie wiem że nie chodzi o to że nie zależy mu tak jak mi...
ojojoj
ta cała babska wyobraźnia... i tworzenie problemów tam gdzie ich nie ma... ;)

czwartek, 17 września 2009

marzenia się spełniają?

Próbuje się uczyć... naprawdę dzielnie próbuje się uczyć i skupić na systemach zarządzania jakością... tematyka interesująca... przeszkadza mi przeziębienie, ból gardła i głowy... ale próbuje i towarzyszą mi przy tym litry herbaty z miodem i cytryną... mam wolne w pracy dziś i jutro...
Wierzysz ze marzenia się spełniają?
Bo ja o tym zawsze wiedziałam-tylko chyba ostatnio tak jakoś umknęło to mojej uwadze... to chyba skutek tej całej przereklamowanej dorosłości... bo praca, bo brak czasu, bo studia, bo odpowiedzialność, bo niezależność...
Marzyłam o Nim... to facet o którym tyle razy marzyłam... to facet którego uwielbiam, który wywołuje we mnie tyle uczuć, tyle emocji...
A teraz te wszystkie Jego ciepłe słowa... wprost naczytać się nie mogę... i szukam haczyka, dziury w całym... i po co staram się tak wszystko uparcie racjonalizować- no po co?
Teraz czas zwariować... zatracić się w namiętności... teraz nasz czas...
nie, nie nazwę tego miłością-jeszcze nie...
przede mną wspaniałe chwilę...
chce przeżywać wszystko intensywnie, dokładnie... zbierać chwile jak kolorowe szkiełka i chować je głęboko w sercu jak w kieszeni... ze spontanicznością wbiec w Jego ciepłe ramiona, z ufnością kochać się do utraty tchu... nie racjonalizować... nie rozbierać wszystkiego na czynniki pierwsze... nie bać się...
przecież jestem odważna.. nie ważne co gdzieś tam kiedyś ktoś... tego już nie ma ... jest to co teraz... takie intensywne, wyraźne i takie moje...
wczorajszy sms – kilka literek na bałabym wyświetlaczu telefonu- wywołały tak silne emocje- uwielbiam to stado motyli w moim brzuchu...;) potem w ogól nie mogłam zasnąć- no bo jak można spać kiedy wiem że On tam daleko....
jestem mądrzejsza... wiem-ważne są dobre proporcje... intensywność we wszystkim co robię... więc teraz wracam do nauki- to dla mnie w tym momencie ważne i istotne...
potem wieczorem otulę się moim kocem... wygodnie usadowię się na fotelu... włączę spokojną muzykę.. i pozwolę powędrować moim myślą do pięknego pokoju w którym jest On...
a teraz... teraz wracam do zarządzania jakością

z rozmów nie poskładanych...

22:51
„ cały Paryż ze te noc oddam Maleńka:* ”
23:05
„ tylko Paryż;)? Jeszcze tylko kilka dni i będziesz mój...:)tęsknie za Tobą - chciałbym Cię już tu mieć.. zamykam oczy i jesteś obok... dobranoc”
23:15
„ Tak łatwo nie zasnę- bez Ciebie”
23:30
„ hm... ale przecież ze mną też tak łatwo nie zaśniesz...;) „
23:43
„Wiem nie zasnę wcale i już nie mogę się doczekać nocy kiedy cała będziesz moja”

środa, 16 września 2009

bez składu...

Jestem przeziębiona... nie znoszę się tak czuć...
Nie mogę spać w nocy- długo nie mogę zasnąć-tak... tak- myślę o Nim, o tym jak to będzie jak już wróci... w sumie dobrze wiem że to bez sensu- bo i tak będzie zupełnie inaczej niż ja sobie teraz to wymyślę...;)
Jestem jakaś przygaszona... tyle we mnie obaw i lęków...
A w zasadzie to powinno być zupełnie inaczej...
już tak nie długo-będę mogła spojrzeć w błękitne oczy które uwielbiam... śmiać się wtulona w Jego ramiona, opowiadać o tym co we mnie, co u mnie... i słuchać Jego opowieści... smakować Jego dotyk... za tym wszystkim tęskniłam... a teraz – jeszcze tylko kilka dni...
wszystko pięknie...
tylko wiesz??
Bo mi chyba zleży że by to nie były tylko chwile-chyba chce Go na dłużej, na znacznie dłużej... i chyba to jest ten największy problem...
przecież nie mogę powiedzieć rzuć wszystko, pozmieniaj całe swój świat i bądź ze mną... choć nie wiem jak bym chciała nie mogę tak zrobić...
bo miłość potrzebuje wolności, powietrza... sam musi tego chcieć... On sam musi tego chcieć...
dużo już mam...
wspomnienia tych naszych magicznych chwil...
po weselu tęsknił za mną... tęsknił... pisał... dzwonił... chciał kolejnego spotkania... a przecież wtedy mógł zniknąć sobie w tym sowim świecie- przecież na to się zgodziłam- każdy wraca do swojego świata...
i ten piękny czas który udało się spędzić jeszcze razem- wydaje mis się że wtedy bardzo się do siebie zbliżyliśmy...
potem ten wyjazd- pamiętam trudną rozmowę w której mówiłam że chce żeby jechał- tak jak to sobie zaplanował, że nie mam do niego o nic żalu i pretensji...
czas bez niego- pamiętam jak trudno było się przyzwyczaić do braku Jego obecności...
i teraz wraca...
mam wrażenie że Holandia, Paryż nie smakują tak pięknie jak mu się wydawało... brakuje mu mnie... trudno mi się z tym oswoić...;)
teraz jest trudniej- bo możemy porozmawiać przez tel- czyli już bardzo blisko a jednak daleko... i ta świadomość że jeszcze tylko kilka dni...
niby ciągle minuta na 60 sekund... godzina 60 minut... doba 24 godziny-a dla mnie czas płynie zupełnie inaczej...
wszystko brzmi jak z tandetnego romansidła...
i jeszcze te ostatnie zaległości na uczelni... tylko jak tu się skupić- no jak??
I ostatni termin mam 21-czyli wtedy gdy myślałam ze się zobaczymy...- no porażka... zaraz po pracy będę musiała pędzić na uczelnie... a nie tak jak planowałam w Jego ramiona... – och głupia złośliwość losu...

poniedziałek, 14 września 2009

sen...?

Już tak późno się zrobiło... po wczorajszej nie przespanej nocy-dziś jestem zmęczona...
Wczoraj kuzyni zabrali mnie na dancing-czyli była powtórka z soboty-tylko w innym wydaniu;) spędziłam bardzo fajny wieczór-pełen śmiechu, żartów i wygłupów... widział ktoś piwo z sokiem-w kolorze niebiesko - zielonym? Ja widziałam takie wczoraj-mało tego ja wypiłam takie wczoraj....;) późno wróciłam, nie mogłam zasnąć-a to zdarza mi się bardzo rzadko...
Powód mojej bezsenność jest bardzo prosty- wiadomo - przemek...
Chyba zwariuje od natłoku emocji... myśli..
I właśnie teraz kiedy to pisze zadzwonił telefon... tak późno to tylko mógłbyś On... nie pomyliłam się...
Tak dobrze jest Go znów słyszeć...
jest już w Paryżu... mówił cały dzień jeździłem metrem po mieście... pytam jaki jest Paryż... nijaki - Paryż, jak Paryż... nie ma tu Ciebie...
zatkało mnie zupełnie... takich słów się nie spodziewałam...
i znów takie smutne, wyraźne napiętnowane pragnieniem- tak bardzo mi Ciebie brakuje... bardzo mi Ciebie brakuje... ja słucham i nie mogę uwierzyć...
...chciałbym Cię zobaczyć...
...czekam na Ciebie...
...wydaje mi się że jesteś tam najważniejsza...
- w głowie pulsuje mi „ najważniejsza, najważniejsza”- boję się takich słów... spłoszyłam się... moja krótkie „zobaczymy”...
... tak bardzo chciałbym mieć Cię tutaj obok siebie, chciałbym Cię dotknąć, poczuć...
... maleńka...
pamiętał-uwielbiam kiedy tak do mnie mówi... nie spodziewałam się takich ciepłych słów... ja boje się słów -zbyt często nic nie znaczyły -kiedyś tam...
lubię to w Nim że do tej pory każde wypowiadane przez Niego słowo było prawdą... przemek nie rozdaje komplementów na prawo i lewo... nie słodzi... nie wyolbrzymia... jego „jesteś piękna” ma silę... gesty, spojrzenia- potwierdzają słowa...
przemk mówi tęsknie za tobą-kiedy naprawdę tak jest... słyszałam to kilka razy-mocne wyraźna...a nie wypowiedziane bo tak wypada, albo bo tak trzeba... albo dlatego że ja to chcę usłyszeć...
nie spodziewałam się dziś tylu słów... nie wiedziałam co powiedzieć...
był smutny, poważny-mój wesoły, żartobliwy przemek dziś był bardzo poważny...
ciepłe słowa przeplatane ciszą... milczeliśmy oboje-czułam go-tak jak by był tuż obok mnie...
...chcę całą Ciebie...
to za dużo słów jak na jeden raz... żegnamy się... odkładałam telefon i chyba się przesłyszałam... zabrzmiało jak - „kocham Cię”... ale to niemożliwe... może „trzymaj się” brzmi podobnie... w głowie huczy mi to „kocham Cię” z niedowierzaniem patrzę na telefon- 5 minut rozmowy... ekranik miga wesoło... nie to po prostu niemożliwe...
wracam tu przed komputer... w ogóle nie mogę zebrać myśli...
znów dzwoni telefon... uśmiechem się... znów On...
...chcę Cię tu mieć i koniec- choć do mnie...
...śmieję się że do Paryża trochę mi nie po drodze...
...mam duże łóżko...
...liczę do trzech i będziesz przy mnie-dobrze...
pragnie mnie-wiem to... czuję... boję się fizyczności... boję się że za dużą wagę ma cielesność... ciągle ten okropny lęk we mnie tkwi -że chodzi tylko o to-jak kiedyś, gdzieś, z kimś, bardzo już dawno... nie umiem przezwyciężyć tego lęku w sobie...
niech ktoś mnie uszczypnie... to może sen... przemek nigdy taki nie był...
...ja śmieje się że te 8 dni do Jego powrotu to najdłuższe w moim życiu...
...chyba wrócę wcześniej, może cztery, może sześć...
jak to wcześniej- tego już za dużo... moje tendencje ucieczkowe przybrały do rozmiarów kolosalnych...
tak bardzo już nie mogę się Go doczekać i nigdy się tak nie bałam jak teraz...
jest dla mnie bardzo ważny-trzeba to powiedzieć i wreszcie przyznać... – jest dla mnie bardzo ważny...

taniec...

Tyle mam w głowie myśli.. o tylu rzeczach chciałabym Ci opowiedzieć przyjacielu...
Sobotnia impreza...
to była jedna z tych nocy w których czuje że żyję... muzyka tak bardzo jak lubię... klubowa, mocne bity-do których można poszaleć... nie wyobrażam sobie życia bez tańca... to dla mnie taka siła-tyle pozytywnej, dobrej energii... znajome już twarze;)...
przychodzi tam też taka grupka kolegów... tworzą zgrana paczkę... swój styl ubierania się... przystojni... i ta energia w nich kiedy tańczą-coś niesamowitego... bije od nich tyle radości-kiedy tańczą... nie da się tego opisać-to trzeba zobaczyć... oczywiście my z Ninuś nie pozostajemy dłużne - zapewniam tez potrafimy dać czadu;)... i tak się bawimy oni w naszym a my w ich towarzystwie... swoja drogą moglibyśmy się w końcu zapoznać-skoro i tak większość imprezy bawimy się wspólnie... hm... trzeba jeszcze nad tym popracować..;)
odpocząć przechodziłam sobie do drugiego klubu-muzyka bardziej spokojna –tzn. taka bardziej do potańczenia w parach...
ale kiedy tylko pojawiłam się na schodach spokojnie obserwując bawiących się na parkiecie ciągle jakiś osobnik płci męskiej zapraszał mnie na ten parkiet... że tylko jeden , jedyny kawałek, że nie mogę odmówić... hm...skoro nie mogę odmówić-to nie odmawiałam... po każdym kawałku grzecznie dziękowałam i wracałam na miejsce z zamiarem odpoczynku... ale nie trwało to zbyt długo- bo pojawiał się ktoś następny... znów tylko jeden jedyny kawałek, że nie mogę odmówić... no cóż;)
naprawdę nie wiem co we mnie było takiego tej nocy-ale nie stałam ani chwilki sama-ciągle ktoś do mnie podchodził, ciągle ktoś prosił mnie do tańca... i tak w kółko... albo szalałyśmy z Ninuś z tymi chłopakami... albo obok wirowałam z splocie obrotów, przejść... zwariować idzie:)
kiedy w końcu w kąciku usiadłam sobie na moment-słowo daję myślałam że zemdleje ze zmęczenia...
i wygrałam darmową wejściówkę na mega imprezę- raz do roku organizowane są urodziny klubu... hehehe w tamtym roku też wchodziłam za darmo- bo zacznę się przyzwyczajać;-) zawsze to prawie 50 zł zostaje w kieszeni... spryciula- prawda;) ?
i jeszcze na sam koniec pozwoliłam się porwać pewnemu panu... okazało się że ten oto pan tańczy rewelacyjnie... i jeszcze ta piosenka-kawałek disco-polo... wiadomo nikt tego nie słucha-ale każdy dobrze się przy tym bawi i słowa zna na pamięć;-) było już późno -więc na parkiecie już znacznie luźniej... o nikogo nie musiałam się obijać -wszyscy rozsądni ludzie zrobili nam miejsce;)... tak mną zakręcił... kocham te chwil-kocham ten taniec...
i czasem kiedy było mi tak radośnie, kiedy muzyka była tak bardzo jak lubię myśli wędrowały do Niego-tak bardzo chciałabym móc pokazać mu ten mój kawałek świata... i wirować tak tylko w Jego ramionach



niedziela, 13 września 2009

z rozmów bardzo ważnych...

piątek, 11 września 2009

nieporadnie...

Zadzwonił telefon... zdziwiona- o tej porze... ? przekonana ze to „tancerz” no bo kto by inny...
zupełnie zniechęcona, stanowcze „słucham”?... i słyszę ciepły męski głos.... w pierwszej chwili w ogóle nie mogłam sobie pokojarzyć kto to... z zaskoczenia w ogóle Go nie poznałam... nie poznałam... Przemek-mój Przemek... problemy z zasięgiem... nic nie rozumiem z tego co On mówi... przechodzę do drugiego pokoju... i po prostu nie mogę uwierzyć -jak to Przemek... pytam gdzie jest-jeszcze w Holandii u taty...
dzwoni tylko na chwilę z nie swojego nr...
- ja: spokojnie i rzeczowo- co u Ciebie?... w głowie pulsuje „tęskniłam bardzo za Tobą, dobrze Cię znów słyszeć”...
- On: wszystko w porządku, zwiedzam, obserwuje, pięknie tu jest, na poniedziałek mam bilet do Paryża...
- Ja: oczywiście z uśmiechem - bardzo fajny pomysł, Paryż to piękne miejsce.... a w myślach- jak to do Paryża, ja tak bardzo nie mogę się już Ciebie doczekać a Ty planujesz jakiś tam Paryż...
- On: a co w zasadzie u Ciebie, opowiadaj...
- Ja: rozradowana opowiadam o sukcesach na uczelni, o portalu, o planach z pracą...- jakoś nie za bardzo mi to wychodzi... kilka zdań... przecież tyle chciałam mu powiedzieć a tu nagle teraz kiedy mam taką możliwość nie poradnie milkę...
- On: bardzo się cieszę że dobrze Ci się układa
- Ja: no tak wszystko w porządku... i z uśmiechem - radzę sobie jak zwykle... głos we mnie-a czego się spodziewałeś że z tęsknoty uschnę tu na wiru... oczywiście że sobie radzę- ( nie ma to jak urażona kobieca duma;))
- nieporadna cisza....
- On: co jeszcze u Ciebie?
- Ja: tak jak mówiłam ogólnie wszystko dobrze... ( swoją drogą szalenie twórcza wypowiedź)
- On: spotkamy się jak wrócę, w ogóle chcesz się ze mną zobaczyć?... bardzo nieśmiało, zupełnie nie zdecydowanym tonem... zdenerwowanie czuć na km...
- Ja: zwykłe krótkie „ tak” , „ tak jak pisałam Ci w mielu” a we mnie aż się zagotowało... jak to czy chce się spotkać??!! Ja tu planuje nam już co najmniej wspólne razem, świetlaną przyszłość...czekam na to spotkanie jak co najmniej na ósmy cud świata-a on pyta czy w ogóle mam ochotę... no facet... po prostu facet...
- Ja: a Ty masz w ogóle ochotę się ze mną zobaczyć? – odbijam pałeczkę-a co...
- On: tak... po chwili ciszy dodaje – czekam na to, nie mogę się doczekać...
- Ja: a wiesz śniłeś mi się?
- On: tak? Kiedy? Mam nadzieje że dobrze Ci się śniłem...
- Ja: ze śmiechem... dziś nad ranem, bardzo dobrze mi się śniłeś... tylko w najfajniejszym momencie budzik zadzwonił... (wiadomo o co chodzi;))
- On: jak wrócę to już nie będę musiał Ci się śnić...
- Ja: mój uroczy śmiech i krótkie- „zobaczymy , zobaczymy jak to będzie jak wrócisz...” niech sobie nie wyobraża za dużo- prawda? ( słowo daję jak rozkapryszona dziewczynka)
- On: będę w Polsce około 20, może 22 to wtedy się spotkamy-dobrze?
- Ja: znów to moje twórcze „zobaczymy, będziemy jeszcze w kontakcie”
I tu nastąpiło wylewne pożegnanie... to chyba jedna z najbardziej nie paradnych rozmów jakie przeprowadziłam... przecież my nigdy tak nie rozmawialiśmy ze sobą... chyba po prostu byliśmy zbyt przejęci faktem że wreszcie w ogóle możemy zamieć kilka słów... jak dzieciaki... słowo daję jak dzieciaki...
Więc jeszcze 10 dni...

środa, 9 września 2009

tak bardzo przyziemnie...

Hm-więc wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują że nie długo będę musiała poszukać sobie nowej pracy... podejrzewam że mama Domisia jest w ciąży- swoją drogą jak ona mogła mi to zrobić-no jak;-) tzn.- wszyscy dobrze wiemy jak;-) ale czemu akurat teraz- czesne na uczelni płacę jeszcze tylko przez 5 miesięcy... bardzo mało prawdopodobne że dAo tego czasu nie pójdzie na chorobowe- i sama będzie opiekować się małym... mam tylko nadzieje że poinformuje mnie o swoich planach przynajmniej miesiąc wcześniej - żebym mogła zacząć szukać czegoś innego... tylko tu pojawia się problem- tzn. mój dylemat...
Praca z dziećmi to dla mnie naprawdę duża frajda-w roli niani mam już spore doświadczenie-myślę że nie było by problemem znaleźć czegoś w tym temacie.... tylko właśnie czy ja chce...?
Bo wiesz marzy mi się już coś innego, coś bardziej związanego z moimi studiami... coś takiego z nowymi wyzwaniami, możliwościami... no i w końcu kiedyś trzeba zacząć odkładać na tą emeryturę...;) tylko proszę nie mów nic o czekających mnie trudnościach, o trudnej sytuacji na rynku pracy, braku doświadczenia-nie chce tego słuchać-można wszystko trzeba chcieć- i koniec kropka...
Praca w formie opiekunki byłaby spokojna-miałabym czas na naukę, pisanie pracy magisterskiej, no i ten kurs doradztwa podatkowego- musi się udać...
Wspominałam już że mam ogromną ochotę na kura język angielskiego...- a jak wiadomo taki kurs też kosztuje i trzeba na to czasu...
Kiedy tylko pomyślę że rodzicie mieliby mi dołożyć na te kilka miesięcy studiów-to mam reakcje zwrotną... mama powiedziała że niema problemu-to bardzo miłe z ich strony-doceniam to... ale stanowczo dziękuje... przyzwyczaiłam się do mojej niezależności – nie wyobrażam sobie innej sytuacji...
Tak wiec szykują się zmiany-jak to będzie czas pokaże... jestem odważna, nie boję się zmian-jest we mnie dużo ciekawości tego co przede mną...
Tak więc głowa do góry i dzielnie do przodu...;)

poniedziałek, 7 września 2009

...

Jestem dziś nie spokojna...
koje duszę spokojną melodią...
jesień - już powolutku jesień...
zrobiłam przemeblowanie w pokoju...
wiem, wiem mogłabym się wreszcie ustatkować...;)
marzy mi się kurs doradztwa podatkowego...
jeszcze 2 egzaminy mnie czekają...
chciałam stworzyć bardzo kreatywną notkę o relacjach damsko-męskich....
-ale dziś już sił zdecydowanie brak...
noce znów przynoszą dobry sen...
lubię te chłodne poranki...
wiesz ilu codziennie tych samych ludzi spotykamy...
-np. podczas codziennej półgodzinnej jazdy autobusem do pracy...
-ale każdy tak uparcie zamknięty w swoim poukładanym mniej lub bardziej świecie...
-a może by tak porozmawiać o rzeczach zwykłych, codziennych...
-boimy się ciepłych słów i dobrych gestów..
i ja też się boję-nie rozumiem-
wracałam z wczorajszego egzaminy-na pewno biła ode mnie radość na kilometr -śmiałam się sama do siebie... patrzę i naprzeciwko znajoma twarz... Darek i te jego intrygujące oczy... kiedy tylko mnie zobaczył cały rozpromieniał... z daleka pyta jak mi poszło... wiec z radością mówię jak...że dostałam piękne, wielki 5.0... i właśnie mieliśmy się minąć-śpieszył się na autobus...podbiegł do mnie... i taki rozpromieniony gratuluje mi, ucieszył się szczerze i prawdziwie... był zaraz naprzeciwko kilkanaście centymetrów przede mną.. i nagle Jego dłonie powędrowały na moje ramiona... chyba chciał mnie uściskać... a ja poczułam taką panikę-no bo jak ktoś może tak po prostu wchodzić w moją prywatną przestrzeń... reakcje obronno-ucieczkową chyba miałam wypisana na twarzy... a w moim spojrzeniu błyskawica- i takie „puść mnie natychmiast!”... jak szybko mnie złapał-tak równie szybko mnie puścił...
i to wszystko próbowałam zatuszować uśmiechem- no bo to tylko przyjacielski gest - o co mi w zasadzie chodzi... pobiegł dalej na ten swój autobus a ja zostałam na kilka sekund jak przyklejona do chodnika... skąd ta reakcja obronna we mnie...? przecież miałam ochotę mu porządnie przyłożyć... a to tylko spontaniczny, przyjacielski gest...
dodam tylko że Go bardzo lubię, ma w sobie bardzo dużo ciepła, uśmiechu i dobroci... gdyby nie to że ma swoją drugą połowę-nawet mogłabym się pokusić i w nim zakochać... mogłabym-ale nie mogę;) a to że jest zabójczo przystojny to tylko malutki szczególik- w ogóle bez znaczenia;) to taka klasyka męskiego piękna...

niedziela, 6 września 2009

egzamin...

Znasz to uczcie ciężkości... kiedy wiesz że czaka Cię cos ważnego, trudnego do zrobienia?
Jestem obserwatorką rzeczywistości- obserwuje, przyglądam się ludziom, sytuacjom ,rzeczom... godzinna podróż busem to dla mnie przyjemność-obserwuje słucham-jestem lekka... a dziś od rana towarzyszyło mi uczucie ciężkości- wagi sytuacji, ważności tego co przede mną... spacer przez prawie całe miasto-dziś tez był ciężki, niespokojny... zdenerwowana, rozkojarzona szłam na uczelnie-dziś zdawałam kolejny egzamin...
Po nie przespanej nocy-no bo tanecznej;) po bardzo wczesnym ranku-no bo jeszcze coś zostało do doczytania-jeszcze cos do zapamiętania...
Wbiegam na uczelnie-już spóźniona... wbiegam na korytarz i widzę uśmiechnięte, znajome twarze.. i pytania- „co Ty tu robisz, Oni już piszą, profesorka zrobiła pisemny...no bo My tylko po wpisy do indeksu”...
ale jak to już piszą... zakładałam standardowe spóźnienie ok. 15 minut pani profesor-a tu zonk - była punktualnie- no cóż ja nie byłam punktualnie...
Ale przecież ja wolą odpowiadać... mój umysł znacznie lepiej pracuje kiedy mam przed sobą powiedzmy „autorytet” a niżeli pustą kartkę... zdecydowanie wole rozmawiać, mówić niż pisać -jeśli chodzi o egzaminy...
okazało się że jednak na ustny jest kilka osób...
Powtarzam sobie w myślach- spokojnie, spokojnie, na pewno zdasz, spokojnie-w kółko i bez końca-no bo nie ma innej opcji... a pozytywne nastawienie działa cuda-zapewniam...
I ten moment jeszcze nie pewności... tłumaczenie czemu podchodzę do egzaminu dopiero teraz...wyjaśniam dwie specjalizacje, nakładające się terminy.. nie, nie mam dokumentu o indywidualny tok sesji -tak-wiem powinnam go przedłożyć...
ale dobrze-może pani podejść do egzaminu... ufff...
i jeszcze moment zdenerwowania podczas losowania pytań... jeszcze jestem zdenerwowana... i kiedy mam jeszcze czas na przygotowanie się w głowie panika... nic nie wiem, nic nie pamiętam... i próbuje się uspokoić... pytania nie bardzo mi podeszły-mogłam wylosować znacznie lepiej-ale nic... przecież już nie ma odwrotu...
przysłuchuję się nieporadnym, zdenerwowanym wypowiedziom poprzedniczek... są przygotowane- rozmawiałyśmy przed egzaminem.. ale teraz zupełnie to nie wychodzi... stres, zdenerwowanie robią swoje...
W momencie kiedy przychodzi mój czas na odpowiedź - wszystko mija... jestem spokojna... jestem opanowana... mój głos jest pewny, precyzyjnie dobieram słowa... z uśmiechem, pogodą, patrzę profesorce w twarz a słowa płyną... nawet stać mnie na żartobliwa iluzję do omawianej tematyki... w umyślę odtwarzam sobie to co się uczyłam-moje wykresy, kolory, zaznaczenia...
mam wrażenie że to zupełnie inna ja- tak jak bym przyglądała się sobie z boku... skąd ta dziewczyna ma w sobie tyle opanowania... no skąd...
profesorka przerywa mi w pół zdania- dziękuje, więcej nie trzeba... wpisuje ocenę do indeksu... a ja taka zaskoczona-jak to już... tyle...
dostaje indeks do ręki... dziękuje.. moje uśmiechnięte „do widzenia”
wychodząc na korytarz sprawdzam ocenę- i widnieje tam piękne 5.0... wraca rozdygotanie, zdenerwowanie... i śmiech na cały głos- chyba rozpłynę się ze szczęścia...5.0 nie możliwe...;) sprawdzam jeszcze rak... i ciągle tam jest...;)
I powrót na przystanek jest już zupełnie inny... lekki...pełny radości...z nów spokojnie mogę obserwować... spoglądać ludziom w twarz... zachwycić się ptakami na tle wysokich bloków i błękitnego nieba... i jestem roześmiana... z poczuciem moje sukcesu...

...

...i ja kocham Cię życie...
z uśmiechem...
z radością...
z pasją

sobota, 5 września 2009

bez zobowiązań...

Miało być inaczej... miało być o samotności z wyboru... miało być o niezależnej singielce...
Ale nie to mi dziś w duszy gra... na dworze deszcz rytmicznie stuka w parapet...świeże, rześkie powietrze wkrada się do pokoju, przez otwarte okno... dźwięki z zewnątrz burzą mój spokój... rozpraszają usilną próbę skoncentrowania się na tym co mam do nauczenia- na jutro... to moje pierwsze podejście do egzaminu-tematyka ciekawa –bo związana z funduszami unijnymi- że tak powiem kręci mnie to;)
Ale tu chyba nie o tą otoczkę chodzi-tego co obok - tylko tego co tak uparcie siedzi mi dziś w głowie... wszędzie spotykam hasła typu- „luźna znajomość, seks bez zobowiązań...” znów dostałam propozycje tego typu-na portalu... i z taka złością chciałam wykrzyczeć „do cholery nie interesuje mnie seks bez zobowiązań... „
A potem mała refleksja... przecież zrobiłam to... zrobiłam.... bez zobowiązań-tak miało być... nazywajmy rzeczy po imieniu... to był mój bardzo świadomy, zupełnie racjonalny wybór... jestem dojrzałą niezależna kobietą-mam prawo wyboru- i ponoszę ich konsekwencję...
Marzyłam o Nim od początku naszej znajomości... przez całe studia-wkradał się w moje myśli... potem tak długo Go nie było-to naprawdę nie znaczyło ze nie było Go w moich myślach... mój zupełnie zwariowany pomysł zaproszenia Go na wesele... przecież miał spędzić dwie noce u mnie w domu – teoretycznie w pokoju obok-naprzeciwko mojego pokoju... i całe wesele byliśmy bardzo racjonalni...odległość była bardzo bezpieczna... tylko w oczach żar... całkiem już w nocy kiedy wyszliśmy na zewnątrz, trochę odpocząć po tych szaleństwach na parkiecie-stał tak blisko, zaraz obok... staliśmy wpatrzeni w siebie... moje serce biło tak mocno, w głowie huczało „no pocałuj mnie, pocałuj mnie, przytul mnie”... a na zewnątrz plotłam jakieś głupoty... On stał z dłońmi w kieszeniach-tak uparcie, stanowczo... tylko raz jego dłoń niespodziewanie wyrwała się do mojej twarzy-położył ją na policzku... zamknęłam oczy-żeby poczuć to ciepło... tyle... jeden gest, ten dotyk, tą chwilę zapamiętam chyba na zawsze...i znów byliśmy bardzo racjonalni...
Przecież każdy ma swój zupełnie inny świat... zupełnie inne miasto... odległość...
Już w domu...
Już spokojnie... już po wszystkim... zmęczeni... już wszyscy rozeszli się do swoich pokoi.. drzwi pozamykane... życzymy dobrej nocy domownikom... zostajemy sami na korytarzu... ja boso-no bo ile można w butach na obcasie... On z krawatem w ręku... rozpiętą koszulą pod szyją... każde przy swoich drzwiach do różnych pokoi... i zrobiłam to... i zrobiłam to –podeszłam do Niego przytuliłam się i powiedziałam połóż się ze mną-dobrze? W odpowiedzi dostałam mocny uścisk, ciepły uśmiech, zamknięte oczy i twierdzące skinienie głowy... zakładałam tylko wspólny sen-nic więcej...
wybieramy zdecydowanie mój pokuj-moją pościel... On pod prysznic... ja ściele łóżko... z taką starannością-no bo dla nas... przecież nigdy wcześniej nie ścieliłam łóżka dla dwojga... wrócił boso... w czarnych spodniach od garnituru... w całkiem rozpiętej białej koszuli- zapewniam to dla mnie piękny widok... speszona uciekam do łazienki... kładę się obok Niego w czarnej bluzeczce na szelkach z dekoltem- to element kuszący-wiadomo kobieta;) i bezpiecznie bo w lekkich spodniach z materiału;)
gdy tylko znalazłam się obok... przytulał mnie całował... z cała pasją... z całą tęsknotą... i ta intensywność mnie zaskoczyła... i jeszcze racjonalnie próbowaliśmy rozmawiać... mówił: „obiecałem sobie że cię nie dotknę, obiecałem sobie że cię nie skrzywdzę – nigdy - nie Ciebie... mnie tu potem nie będzie... nie mogę Ci nic obiecać...” powiedziałam niczego nie oczekuje... niczego nie oczekiwałam... i przestaliśmy być tacy racjonalni... w blasku wschodzącego słońca kochaliśmy się... ta noc w Jego ramionach to jedno z najpiękniejszych doznań i wspomnień... a potem kolejna piękna, wspólna noc...
i wspólna decyzja-każde w swoją stronę... każdy ma swój świat... pojechał...
rozstanie nie bolało tak bardzo... myślałam - moja decyzja - teraz trzeba nauczyć się jej konsekwencji... dzielnie nie pisałam jak bardzo tęsknie... jak mi go brakuje... tak miało być... bez zobowiązań... bez obietnic... byłam szczęśliwa że Go miałam po prostu - szczęśliwa tym co było... a życie płynie daje...
i życie zaskakuje bardzo mocno...- tym razem mnie tez zaskoczyło... dzwonił... pisał... „uwielbiam cię...” pierwsze „tęsknie za Tobą, myślę o Tobie”...
kilka spotkań... kradzionych chwil szczęścia... tel. dzwonił coraz częściej...
potem pojechał do tych Niemiec na te kilka miesięcy..
i teraz wraca...
c. d. n.
Przecież można poukładać wszystko... poprzewracać świat do góry nogami –można kiedy się tego chce prawda?
Hm... i to miał być ten jeden, jedyny raz bez zobowiązań i to mi nie wyszło..;-)

piątek, 4 września 2009

w kilku zdaniach...

W kilka bardzo chaotycznych zdaniach...
  1. źle się czuje fizycznie-chyba zaszkodziła mi kawa-nie lubię kawy...
  2. w niedziele kolejny egzamin-motywacji do nauki brak....
  3. dostałam prezent... srebrny łańcuszek i przywieszkę w kształcie mojego znaku zodiaku... i list-prawdziwy list... w kopercie, ze znaczkiem- to przyjemne dostawać listy... swoją drogą-nie wiem czemu ludzie przestali pisać listy...
  4. nie długo moje imieniny-w ogóle tego nie czuje, nic nie planuje- tzn. będę w tedy produkować się na egzaminie... – no cóż...
  5. zjazd absolwentów mojego liceum... oficjalne zaproszenie dostałam... przy sprzyjających okolicznościach- mam ochotę pójść...
  6. pada deszcz-rozprasza mnie to... nie mogę się skupić... deszcz przypomina mi noc z Nim- siedziałam wtulona w Niego-słuchając kropli deszczu-pamiętam...
  7. kupiłam sobie spodnie-w sumie co w tym dziwnego... ale te spodnie to takie obcisłe „marchewki”... zawsze zarzekałam się ze nigdy takich sobie nie kupię... zawsze wydawało mi się że nie mam odpowiedniej figury do takich dżinsów... no cóż –tylko wydawało-przyzwyczajam się do tego... tzn. do krótkich szortów, krótkiej mini, leginsów i obcisłych dżinsów... zaczynam doceniać swoją zgrabną figurę- i tu matce naturze należą się podziękowania;-) i już nie ma miejsca na bezpodstawne kompleksy.... nie ma ...
  8. dziwna propozycja z umieszczaniem moich notek na pewnej stronie internetowej - bo niby mam dużo do zaoferowania tym ludziom - ciągle to rozważam... jeszcze nie wymyśliłam konkretnej, sensownej odpowiedzi...
  9. mam ochotę potańczyć... plan do zrealizowanie w sobotę;)
i tak dobrnęłam do zdania najważniejszego- „ tęsknie za nim”

czwartek, 3 września 2009

chce...

i po prostu naczytać się nie mogę...
wiem, wiem to tylko kilka zdań... kilka ciepłych zdań...
i tak nie mogę się już go doczekać...
i do diabła z „panem z sobotniej nocy”
i do diabła z wszystkimi innymi osobnikami płci męskiej...
chce Przemka..
chce żeby mnie kochał
chce żeby był ze mną
chce i już... :)

z wiadomosci bardzo ważnych...

ja:29.08.2009 21:32
cześć
pomyślałam że coś do Ciebie napiszę-więc piszę... :) pije piwo i mam tendencje zasypiające-bardzo zasypiające... i to chyba był zły pomysł-bo przecież nie poszłam potańczyć dziś-bo mam się uczyć... a tato zburzył mi cały plan i kupił mi piwo-nie mogło stać samo biedne w lodówce-prawda?? może kawa mnie jakoś rozbudzi.... uczę się tych wszystkich rzeczy-dużo już umiem... przecież to nie pierwsze egzaminy i nie ostatnie a ja się znów okropnie tym denerwuje... zresztą Ty dobrze wiesz że ja się denerwuje...;) i ja tez wiem ze nie powinnam bo sobie poradzę... znów pojechałabym do rzeszowa nie w tedy co trzeba- źle sprawdziłam sobie terminy-dobrze za Seweryn mnie uświadomił... On tez zdaje teraz... już nawet urlop w pracy sobie załatwiłam...i musiałam wszystko pozmieniać w ostatniej chwili... - no cóż cała ja... zastanawiam się kiedy ja wreszcie trochę zmądrzeje...;) i samochodzik dziś spłatał mi figla... zaciął mu się gaz... ale ja nic nie zrobiłam -naprawdę -samo tak jakoś;) dobrze że tatuś był w pobliżu i naprawił... ostatnio zacięła mi się kierownica...-hehehe i był telefon do tatusia-mój tatuś to ma do mnie anielską cierpliwość...;-) chyba zacznę interesować się mechaniką samochodową-moja kobieca duma za każdym razem w takiej sytuacji zostaje urażona...;) bo mi wypominają że "baba w samochodzie"... och... ;) a właśnie mam nadzieje ze z tymi górami –teraz nam się uda;) ... teraz kiedy już coraz bliżej do twojego powrotu-czas dłuży mi się okropnie... tak-nie mogę się już Ciebie doczekać... no nic... następnym razem mam nadzieje poinformuje o bardzo dobrych wynikach z egzaminów;) trzymaj się cieplutko

przemek:
dzisiaj 19:16
:)
cześć Beatka jesteś pewnie już po tych egzaminach - mam nadzieje ze wszystko poszło ok - zwłaszcza że nie pomyliłaś terminów hehe, bo co do tego ze dobrze się przygotowałaś to jestem spokojny :) piszesz że chcesz sama naprawia samochody - spoko bo jak już zrobię prawko to przyda mi się ktoś taki co wie jak naprawić - zaciętą kierownice albo zacięty gaz :)) - życzę powodzenia :* też mi się teraz wydaje że dni płyną coraz wolniej - chyba powoli tracę cierpliwość, ale czas jednak płynie, trudno mi uwierzyć ze tak długo się nie widzieliśmy, jeszcze tylko mała cześć tego i znów Cie zobaczę - nie mogę się już doczekać :* pa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz