środa, 9 lutego 2011

grudzień 2009

poniedziałek, 28 grudnia 2009

randka...

Miało być o świętach... miało być o życzeniach- takich dla mnie... miało być o przyjaźni, miłości... miało być o tylu rzeczach... o telefonie w wigilie...
A będzie o tym ze Iska idzie na randkę... tak, tak na randkę...
Nie wiem co się dzieje- ale ten fakt napawa mnie okropnym wręcz panicznym lękiem -tzn. denerwuje się jak by to była pierwsza randka w moim życiu.... naprawdę nie wiem skąd się to u mnie wzięło... mam takie tendencje ucieczkowe- że ciągle musze się powstrzymywać żeby nie odwołać wszystkiego i nie uciec gdzie pieprz rośnie... a przecież tak nie można- i powtarzam sobie : odwagi kobieto, odwagi;)
Może zacznę od początku... poszłyśmy z Ninuś potańczyć w drugi dzień świąt-pierwsza impreza po okresie adwentowym... „pan nieśmiały” z ostatków- okazał się całkiem śmiały:)
O przygodzie z bluzką którą w gruncie rzeczy chowałyśmy z Ninuś w ubikacji opowiem innym razem- wybacz;)
Wypatrzył mnie już od samego początku- byłam pewna ze będziemy bawić się w podchody przynajmniej pół nocy-a tu niespodzianka- przywitał mnie uśmiechem i ciepłym słowem... i tak jakoś spędziliśmy imprezę razem... bawiąc się obok siebie, rozmawiając od czasu do czasu... było całkiem sympatycznie- tylko ja mam jakąś nie wytłumaczalną chęć ucieczki, potrzebę gonienia za kimś... ale byłam dzielna...:)
Bawiliśmy się przy schodach- On przede mną- zasłaniał mnie od całego tłumu-czułam się bezpiecznie i mogłam się wytańczyć... ciągle na mnie patrzył- a ja bardzo starałam się nie odwracać wzroku...
Nagle zabrzmiała bardzo spokojna melodia (do posłuchania poniżej)... a my stoimy, w zasadzie bez ruchu i uśmiechamy się nie pewnie- no bo co tu teraz robić... ;) w około pełno wtulonych w siebie par... a my stoimy- ja na schodku On przede mną- w pewnym momencie ktoś mnie nie chcący popchnął i wpadłam na Niego... złapał mnie i już nie wypuścił- zaczęliśmy tańczyć... okazało się że jest ode mnie wyższy o co najmniej głowę... przytulał mnie delikatnie- jedna piosenka w trakcie której pozwoliłam sobie na bliskość... oparłam głowę na Jego piersi, położyłam dłoń na Jego szyi tuz nad kołnierzykiem koszuli- lubię to miejsce... mogłam zamknąć oczy... czułam Jego dłonie na plecach, i we włosach-wplątywał palce w moje włosy... to była bardzo intensywna chwila, bliskości i ciepła-i bardzo złudna... bardzo złudna chwila- bo przecież to zupełnie obcy człowiek – odsunęłam się z ostatnim dźwiękiem piosenki... i znów byliśmy obok w bezpiecznej odległości... :)
I podnosi mnie jak zapałkę- to już wiem;)nie chciałam nic do picia- tak, tak moje zupełnie absurdalne poczucie niezależności- bo ja sama sobie kupię... więc mnie po prostu podniósł do góry jak by nigdy nic i zaniósł do baru –z beztroskim pytaniem sok czy cola... i nie postawił na ziemi do póki się na coś nie zgodziłam...to nic że wszyscy się na nas patrzyli- prawda...?;)
Noc bardzo szybko minęła- bardzo szybko...
Na koniec wymieniliśmy się nr telefonu- czas do domu... zwykłe część na dowiedzenia...
Gdzieś nad ranem sms-„dobranoc Beatko” w ciągu dnia sygnały- spodziewałam się ciszy-w końcu nieśmiały miał być...;)
Wymieniliśmy kilka sms-ów... w pierwszej chwili jeden bardzo mi się spodobał-brzmiał tak : „... to teraz pytanie najpierw czy, a jeżeli tak to kiedy a potem jeszcze kręgle czy bilard...”
Tak więc po długich dyskusjach jesteśmy umówieni na jutro na pizze...;) potem pojawiły się tendencje ucieczkowe...
Całkiem wieczorem na gg dostałam wiadomość... bez treści- tylko z piosenką na której w Niego wpadłam...- przypadek prawda- faceci nie pamiętają takich rzeczy- na pewno przypadek... ;)
Trzymaj jutro za mnie kciuki- cokolwiek bo to miało znaczyć...

19.12.2009. podobam mu się...

Dziś generalne porządki w moim pokoju- takie naprawdę generalne… mam nadzieje że bilans dzisiejszego sprzątania będzie korzystny- wczoraj rozbiłam dwa kieliszki…

Rany… podobam mu się… powiedział to-tzn napisał- a ja mam ochotę uciec- zresztą jak zwykle w takiej sytuacji… och- ten mój niewyparzony język… po cholerę zaczynałam tą rozmowę…- no po cholerę- przecież spodziewałam się takiej odpowiedzi… wszystkim się podobam- tzn. większości-ale to naprawdę nic dobrego- mówiłam to już kiedyś-wszystkim- to nic dobrego- bardzo często się z tym źle czuje… zapytałam co robi w sylwestra- tak z ciekawości-a On chyba odebrał to jak zaczepkę, zachętę… przecież czułam ze to tak odbierze- sprawdzam, sprawdzam na ile sobie pozwoli- znów głupia chce coś sobie udowodnić… co- do cholery? Że kolejny raz będę taka ważna na chwilę-tylko na chwilę... to chce sobie udowodnić?? Podpuszczam Go słowami-żeby zapewniał, żeby się bronił- a potem wykorzystam, wykorzystam to przeciwko niemu i sobie… jestem zła, jestem taka zła na siebie…
Kiedy wreszcie trochę dorosnę… to wszystko ciągle z braku poczucia własnej wartości… ciągle próbuje sobie coś udowodnić- nie umiem tego przerwać- kolejne destrukcyjne zachowania… to jak spadanie w dół- lecisz bez kontroli…
Za proponował sylwestra na rynku w Rzeszowie- razem… w tym roku to ma być bardzo fajna impreza- bardzo chętnie bym poszła- tylko tak bardzo po koleżeńsku… po koleżeńsku - naiwność i wykorzystywanie- prawda?
Potrzebuje solidnego muru o który mnie zatrzyma… super… a ja myślałam że potrzebuje człowieka…;/

18.12.2009 ...


Bardzo zły dzień. Ale o tym za chwilę…

Postanowiłam to umieścić na blogu- tak jak tu jest… lubię tu pisać w zakamarkach mojej niebieskiej przestrzeni… szkoda że nie mam na tym laptopie jeszcze Internetu- niestety na tą przyjemność będę musiała jeszcze trochę poczekać… tak właśnie będę robić- tu u siebie pisać i raz na jakiś czas umieszczać to na blogu… w końcu to jest dla mnie, dla moich wspomnień…

Rozbiłam okulary jak mała nieporadna dziewczynka… w sumie wybierałam się do okulistki- bo mam wrażenie że gorzej widzę… ale to jeszcze nie teraz, teraz mnie nie stać na wydatek 500zł na nowe okulary… byłam na siebie taka wściekła… nie pozostaje mi nic innego jak tylko poszukać starych okularów-zapewniam na ulicy się w nich nie pokarze…?

U Ciebie też tak zimno… lubię zimę –kocham zimę… tylko nie lubię marznąć…;) w pracy byłam dziś z Domisiem na zewnątrz… pierwszy raz w swoim życiu jeździł na sankach- tak bardzo się cieszył- a ja razem z nim… było tak radośnie- chyba nie ma piękniejszego dźwięku na świecie jak beztroski śmiech dziecka… hm- może piękniej tylko brzmi „kocham Cię” wypowiedziane-w sposób którego ja jeszcze nie słyszałam… jeszcze… jeszcze…

Dostałam dziś dziwną wiadomość na n-k.. to ktoś z bardzo dalekiej i bardzo bolesnej przeszłości- nie zamierzam przyjmować tego zaproszenia- tamta przeszłość już mnie nie dotyczy- i niech tak zostanie…

Bardzo marznę w stopy…

Moja nowa fryzura mi się nie podoba- prawda ze włosy szybko rosną?- a gówno prawda…? no ale cóż, nie pozostaje mi nic innego jak tylko dbać o nie-żeby rosły zdrowe…

Spotkało mnie dziś coś… nie znam odpowiedniego kreślenia na tą sytuacje… nie rozumiem czemu przyciągam takich ludzi, co mam w sobie takiego że wszystkim dookoła wydaje się że jestem głupiutką blondyneczką- taką tylko do seksu- i niczego innego… na przystanku zagadał do mnie facet-właśnie coś w tym stylu… był wulgarny i nieprzyjemny… wszyscy obecni zamilkli a ja spuściłam głowę… w pierwszej chwili poczułam się winna… winna nie wiem czemu… potem był napad złości we mnie- że jakim prawem ten facet mnie obraża- chciałam na Niego nakrzyczeć-ale potem pomyślałam że w cale nic nie muszę, nie muszę się też zniżać do Jego poziomu… i nie muszę udowadniać jemu i obecnym tam przypadkowym ludziom swojej wartości… ja ją znam- ja ją znam to najważniejsze… z uśmiechem zaczęłam z Nim dyskutować- spokojnie i żartobliwie… wmawiał mi jakie to my kobiety jesteśmy głupie że robimy taki silny makijaż, że tapety na nas tyle że można nożem skrobać… za proponowałam mu żeby spróbował?… swoją drogą to trochę źle wybrał bo ja robię zwykle bardzo słaby makijaż… no nic… byłam z siebie mimo wszystko dumna, bo nie uciekłam ze spuszczoną głową… a ten uf pan stał się tylko pośmiewiskiem dla obecnych tam…

Oddałam z samego rana buty do szewca… weszłam z uśmiechem… nawet pożartowaliśmy razem… i zwykle gburowaty pan szewc podarował mi kilka ciepłych słów i uśmiechów…

Czujesz zbliżające się święta? Ja w ogóle- nawet nie cieszy mnie perspektywa ubierania mojej małej choinki… nie cieszą mnie te święta- zresztą w samotności wszystko smakuje inaczej… a ja teraz, w tym czasie jestem obłędnie samotna… wulkan energii, przebojowości na uczelni wśród ludzi, wygasa w ciszy mojego pokoju… ludzie których uwielbiam z uczelni- są daleko- każdy z różnych stron… i zbyt mało czasu razem żeby mogły powstać silne przyjaźnie…

Czuje się gruba… i przeszkadza mi to…

Mnóstwo drobnych przeciwności losu teraz u mnie, i wokół moich bliskich, problemy z leczeniem taty… trochę przerasta mnie to wszystko… moja praca magisterska, gdzie w sumie to nawet nie mam dobrze zrobionego planu… zupełnie brak literatury- nigdzie nie mogę czegoś znaleźć z sensem…
Ale przecież wiem- problemy są po to żeby je rozwiązywać- potem każdy zwycięstwo lepiej, intensywnej smakuje…
Dobrze po marudziłam już sobie… zmykam do porządków przed świątecznych- mimo wszystko z uśmiechem…

17.12.2009, fryzjer...


Zaraz idę do fryzjera… mam dziś jakiś fatalny dzień… wszystko leci mi z rąk… i denerwuje.. jakaś bardzo nie spokojna jestem...
Zajęło nam to kilka godzin- nam czyli mi i mojej mamie… mam znacznie krótsze włosy-a przynajmniej tak mi się wydaje- i tak się czuje… ale przynajmniej teraz mam zdrowe… fryzjerka doradziła mi jedwab do włosów- chciałabym bardziej o nie dbać- przecież to mój atut- a o atuty trzeba dbać… zaraz idę wziąć długa kąpiel- potem balsam właśnie tak trzeba- chęci zdecydowanie mniej… ale przecież obiecałam… jeszcze chciałabym sprawdzić książki w katalogu… i pokój posprzątać- to „trudne” zadania na dziś;)
I ciągle jeszcze zostaje mi wybór funduszu emerytalnego… ale postaram się załatwić to w najbliższym czasie…
I wreszcie idę zanieść buty do szewca- wreszcie;) moja małe zwycięstwa…
Dobranoc;)

16.12.2009, Strach…


Tato miał dzisiaj wypadek … nie wiem czemu o tym tutaj mówię… myślę ze blog stal się już trochę grą pozorów i udawania… zaczyna mnie interesować co kto o mnie pomyśli- a to nie tak powinno być… to miały być moje szczere myśli o sobie i świecie który mnie otacza… a teraz nagle to wszystko stało się zastanawianiem- czy ktoś coś sobie dobrego czy złego o mnie pomyśli- więźniarka cudzych opinii…
lubię pisać, bardzo to lubię- teraz w zaciszu mojego pokoju jest tak spokojnie- mówiłam już że uwielbiam półmrok i ciszę… bardzo cieszy mnie ten tylko mój komputerek- bez dostępu kogokolwiek…
dobrze… ale ja nie o tym chciałam…
tak bardzo się dziś przestraszyłam… zobaczyliśmy z bratem samochód taty w rowie… a taty nigdzie nie mogliśmy znaleźć- nie wiedzieliśmy co się z nim stało… tak bardzo się bałam że to coś poważnego... wszystko w miarę dobrze się skończyło-tylko samochód trochę pokiereszowany… kolejny raz ulotność życia, chwili dała o sobie znać…
czasem kiedy jadę samochodem myślę sobie: to takie proste-jeden szybki ruch kierownicą… czasem przemykają mi przed oczami różne obrazy roztrzaskującego się samochodu ze mną w środku- nie wiem skąd we mnie to… ja kocham życie- nie chce umierać- dziwnie się poczułam kiedy o tym pomyślałam… tak- nie chcę teraz umierać… boimy się mówić, myśleć o śmierci- myślę że to trochę z przesądu- coś stylu nie wywołuj wilka z lasu…
tęsknie za Przemkiem… wiem, wiem podjęłam decyzje- teraz ponoszę ich konsekwencję- ale to są moje decyzję… wiesz czasem mnie to przeraża- odpowiedzialność za to co się dzieje w naszym życiu… choć wiadomo- z jednej strony to piękne- sami piszemy sobie scenariusze… hm- chciałabym żeby mój dostał Oskara;) a przecież chcieć to móc…

23:17

Przyjemność

Zrobiłam sobie frytki z sosem czosnkowym… żadna rewelacja…. Tylko o godzinie grubo po 22 to raczej nie wskazane- tak, tak dietę odchudzającą nadal prowadzę…;) to był takie moje chwile- wszyscy domownicy już dawno śpią-a ja samotnie w ciszy nocy króluje w kuchni…. czułam błogi spokój.. i radość… A przy okazji rozgrzewałam moje stopy- mocząc je w gorącej wodzie z solą…;) tak, tak ma się tą wyobraźnie…
Myślałam o sytuacji z tatą… moja intuicja mnie nie zawiodła- pomimo strachu czułam w środku że wszystko dobrze się skończy- czasem przeraża mnie jej niezawodność- to tak trochę jak by móc przewidywać przyszłość… kiedy dzieje się coś takiego- zawsze wsłuchuję się w siebie-w to co ma mi do powiedzenia moja intuicja.
Brakuje mi rozmów z K. na gg… jakoś tak trudno się nam spotkać- ale to tak jest.. po pierwszej fazie jakiejś fascynacji nowością przychodzi codzienność, obowiązki.. ludzie chyba zbyt często rezygnują z rzeczy dobrych, ważnych w ich życiu zbyt łatwo się poddają… On jest tak bardzo podobny do mnie, rozumie mnie- nasze rozmowy były jedyne w swoim rodzaju… bardzo je lubiłam… mieliśmy sobie wysłać list… nie udało się- mój leży napisany do połowy w zeszycie- chce mieć możliwość go wysłać….
Pojawił się W. dziwnie się czuje-kolejny facet w moim życiu- ale może po prostu powinnam zmienić podejście do tego typu relacji… naprawdę nikomu nie muszę udowadniać jaka ja jestem cudowna- chyba znów popadam w jakąś schematyczność… bardzo dużo rozmawiamy na gg… to kolego z uczelni- poznajmy się dopiero… chyba się mu podobam- flirtuje ze mną… to pewno pewna ucieczka przed samotnością… wymyśla, stwarza sobie mój obraz- a ja mu na to pozwalam… znów jestem w czyichś myślach- nie wiem czy to źle czy dobrze.. boże ale się miotam- to przecież nie ma sensu… po prostu rozmawiamy tyle- nie mam zamiaru niczego udawać, czy uważać…

15.12 2009, Potrzebuję…


Potrzebuję miłości żadna nowość – prawda? Zmęczona jestem oschłością i brakiem czułości… moje ciało potrzebuje dotyku i ciepła… a moja dusza potrzebuje zrozumienia… naprawdę wierzę, że to możliwe- wierze, że spotka mnie miłość- proszę nie mów nic o naiwności… ciągle co dzień przekonuję siebie że to możliwe…

poniedziałek, 14 grudnia 2009

...

sobota, 12 grudnia 2009

kobiece dziś

Zdjęłam spokojnym ruchem kolczyki – najpierw jeden, potem drugi- moje ulubione brązowo niebieskie... opowiadam tacie o spędzonym dniu na uczelni- przyjechał po mnie samochodem na przystanek.... jestem zmęczona.... w progu mama krzyczy że obiad już się grzeje- jaki obiad myślę- chyba kolacja... grzecznie mówię dziękuje- w drodze do mojego pokoju... gdzieś na schodach zdejmuję kozaki na obcasie... niebieska torebka ląduje na łóżku... a zaraz za nią czarne rajstopy i krótka spódnica – z przyjemnością zakładam wygodne, szerokie spodnie i grube bawełniane skarpety.... czarny sweterek w niebieskie paski-ląduje gdzieś na niebieskim dywanie- marzy mi się cos miękkiego i szerokiego... jest- moja ulubiona biała bluza... rozpuszczone włosy- splatam w ciasny kucyk... starannie ścieram z twarzy makijaż z całego dnia ...uufff.... to wszystko sprawia ze czuje nowy przypływ siły... więc z uśmiechem idę na obiado-kolacje....
Uczelnia...? hm... „intrygujące oczy”- ciągle mnie intrygują:) a tak zupełnie serio to bardzo Go lubię-ma niesamowite poczucie humoru- bije od Niego tyle radości... wspominałam już ze w kimś takim naprawdę mogłabym się zakochać- i to nie byłoby destrukcyjne uczucie... mogłabym- ale nie mogę...;) więc nie pozostaje mi nic innego jak tylko łobuziarsko poflirtować z „intrygującymi oczami...;)
Wiesz... prześladowały mnie dziś obrączki... tak, tak – obrączki... na kogo nie spojrzałam na palcu serdecznym śliniła obrączka.... to chyba tak jak z tymi kobietami które bardzo chcą mieć dzieci- nagle wszędzie widzą kobiety w ciąży...
Walczę z wrodzoną skłonnością do narzekania...:) nie znoszę stwierdzenia „nie chce mi się”... bo stwierdzenie „ nic mi się nie chce” to co innego- bo to znaczy ze chce mi się nic nie robić... nie chce marnować czasu-każdy dzień to szansa- każdy dzień to mnóstwo małych radości i przyjemności- każdy dzień może być początkiem i każdy dzień może być końcem...
A ja chce z każdego dnia wyciskać wszystko co dobre i przeżyć wszystko intensywnie- radość i smutek... wszystko co jest do przeżycia – i wszystko co tworze , co mnie spotyka...

czwartek, 10 grudnia 2009

trzy po trzy...

dużo chciałbym Ci powiedzieć- a jednak słów jakoś tak brakuje...
jutro będę mieć swojego laptopa- i bardzo mnie to cieszy...- skończą się ciągłe kłótnie z bratem o komputer i internet... rzecz- a jednak bardzo cieszy- za moje własne zarobione pieniądze...- moje i tylko moje... martwię się tylko ze w tedy to już kompletnie odizoluje się od innych domowników...
staje się samotnikiem... tak, tak... hm- chyba po prostu polubiłam cisze i mój niebieski świat... ja ludźmi oddycham- to się nie zmieniło..., ale na co dzień towarzyszy mi samotność-zaprzyjaźniam się z nią- od i tyle...

dowiedziałam się dziś że przynoszę radość na cały dzień...
codziennie rano spotykam mężczyznę- który podwozi mnie na przystanek- od tak po prostu- któregoś razu zabrał mnie z drogi - i już tak zostało... polubiłam Go... i naprawdę nie chcę się doszukiwać żadnych podtekstów tej Jego grzeczności...

czekałam dziś na pewnego pana- który nie zaszczycił mnie dziś swoja obecnością- pewno pojawi się kiedy będę na to zupełnie nie przygotowana i otworze mu drzwi np. upaprana mąką... och...
nie- nie mam pojęcia czego ten uf pan ode mnie chce- nie zastał mnie za pierwszym razem- hm... jedna wielka nie wiadoma...

plotę trzy po przy bez ładu i składu...
ale spokojnie- ciągle jeszcze kocham życie...;-)

niedziela, 6 grudnia 2009

list do świętego mikołaja

drogi Święty Mikołaju bardzo proszę podaruj mi...

miłość...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz