środa, 9 lutego 2011

listopad 2009

poniedziałek, 30 listopada 2009

studenckie notatki...

Z zeszytu studentki...;)

„ jestem na wykładnie – „system ubezpieczeń społecznych”... spałam 2 h- jakoś w żaden sposób nie mogę się skupić... profesor ma wyjątkowe tendencje do zanudzania nas – jego wykład przypomina kazanie... donośnie, monotonnie- przerywnik to słowo „ tak”
zastanawiasz się skąd tylko 2 h snu? Wczorajsze andrzejki- jak zwykle ten sam klub... wczoraj wypełniony po brzegi- było mnóstwo ludzi...
przyznam się że z początku nie mogłam się przyzwyczaić do ograniczonej przestrzeni ruchowej... nie, nie było tak bardzo tłocznie- klub jest naprawdę duży- trzy parkiety- jestem przyzwyczajona do większej przestrzeni wokół mnie...
człowiek lubi swoje przyzwyczajenia- prawda?
Po mimo muzyki takiej jak lubię tanecznie klubowej znaczną część nocy spędziłam obok...
To znacznie mniejsze pomieszczenie, wszyscy maja co najmniej 21 lat, muzyka? Tutaj panuje szalony miks- naprawdę wszystkiego po trochu- można dostać zawrotu głowy:)
Mam już tu swoje ulubione miejsce
- zobacz kolejne przyzwyczajenie...
najczęściej bawię się na schodkach- mogę obserwować bez przeszkód ludzi na parkiecie, a lubię to robić... i tu jest po prostu więcej miejsca...
i wczoraj na tych moich ulubionych stopniach zobaczyłam znajomą męską sylwetkę... przywitał mnie szczerym, szerokim uśmiechem... po kilku tygodniach nie obecności...
a uśmiech to podobno zapowiedź pocałunku...- podobno;)
pytasz kto to?
Wiesz czasem tak jest... tłum ludzi i tylko ten ktoś przyciąga Twoją uwagę- od tak bez bliżej nie określonego powodu... bez bliżej nie określonych oczekiwań...
Widujemy się na większości imprez...oczywiście zawsze bardzo społeczna odległość... tylko gdzieś tam „przypadkiem” kilka uśmiechów i spojrzeń...
Polubiłam go
Wczoraj pomyślałam „chce go poznać” i koniec i kropka...:)
Trudny orzech do zgryzienia- bo pan jest z tych bardzo nieśmiałych...
Widać było że jest mną w jakiś sposób zainteresowany...
I widzisz jak to jest? Przekorna ludzka natura... ktoś nam się spodobał, w jakiś sposób nam zależy tracimy pewność siebie i udajmy że nic się nie dzieje – przecież nam w ogóle nie zależy- głupia ludzka przekorność..
Sama tego wczoraj doświadczyłam..
Przecież widzę ze ciągle na mnie spogląda, odpowiada na każdy najsubtelniejszy uśmiech- a ja udaję że to niby tak przypadkiem, staram się być blisko- równocześnie w ogóle Go niby nie dostrzegam...
Bo facet powinien się sam domyślić że mi się podoba... powinien się domyślić- o kobieca naiwności...!!
wiem, wiem ma wyczytać to w gwiazdach...;)
więc przywołałam się do porządku- przedszkole to nie tutaj...
On krok w moja stronę - ja krok w Jego stronę
On spojrzenie – ja spojrzenie
On uśmiech – ja uśmiech
Odważnie bez tendencji ucieczkowych... więc tak sobie graliśmy całą noc... skrupulatnie odprawiałam z kwitkiem każdego kto chciał ze mną zatańczyć- a jak na złość ciągle ktoś do mnie podchodził...
Chyba spodobałam się tez Jego koledze- pan znacznie bardziej odważniejszy, pewniejszy siebie...
Myślę sobie no to klops...
Zaczęliśmy rozmawiać- nie wystarczyło zwykłe moja – „nie dziękuje” – ciągle mnie zagadywał, rozśmieszał, ciągnął na parkiet kiedy tylko chciałam odpocząć...
Więc mieliśmy trójkącik... nie rozumie że troje to już tłok...;)
Pan „ nieśmiały” odsunął się na bok, stając na stopniu... Panu „stanowczemu” opierałam się jak tylko mogę...;) wreszcie stanowczo staję obok pana „nieśmiałego” ramie w ramie- wita mnie uśmiechem- myślę sobie to już przecież przerabialiśmy, przemów choć słowo...a to nic...
Pan „stanowczy” nie daje za wygraną , podchodzi do nas... coś tam rozmawiamy i żartujemy głośno... wywiązuje się szalenie interesująca rozmowa na temat mojego wieku... dla pana „stanowczego” wyglądam na 20 – śmieje się w głos... ;) pan „nieśmiały” przytomnie zauważa że skoro tu jestem – musze mieć co najmniej 21 lat.. bystrzak- wiec jednak umie mówić- super...;)
Wreszcie jakaś tam komunikacja werbalna...
Pan stanowczy ciągnie mnie na parkiet- stanowczo odmawiam... w momencie pojawił się ktoś jeszcze z wyciągniętymi dłońmi w moja stronę- w geście zaproszenia na parkiet- odmawiam...
Pan „nieśmiały” znów bardzo bystrze;) zauważa że bardzo dziś nie dostępna jestem...
Bystrości to muszę mu pogratulować- ale o związkach przyczynowo skutkowych to On pojęcia nie ma...
Więc bardzo niewinnym uśmiechem odpowiadam że czkam, czekam na jakiś gest z Jego strony...;-)
Takiej odpowiedzi pewno się nie spodziewał...;-)
Jego reakcja to ciepły uśmiech i próba wytłumaczenia siebie nieśmiałością... odpowiadam ze ja tez jestem nieśmiała;)
W końcu grzecznie się mi przedstawia podając dłoń..
Krzysiek- Beata...
No odetchnęłam z ulgą-pierwsze koty za płoty...;)”

I tu nastąpiły bardzo interesujące słowa z ust profesora prowadzącego zajęcia: dziękuje państwu za uwagę – dozobaczenia następnym razem- tak...
Pomyślałam- zapomnij...;-)

środa, 25 listopada 2009

...ochota...

Wyjadam najsłodsze kawałki owoców- z tropikalnego musli... odrobina egzotyki nie zaszkodzi;-)

W pokoju o dziwo ciągle panuje porządek...

Zaczytuje się poznając zakamarki historii Japonii, zwyczaje... wkradam się ukradkiem w świat Gejsz... tez chce powalać spojrzeniem;)

Praca magisterska.... próbuje nadać jej jakiś wstępny zarys i kształt- jutro czeka mnie wyprawa do czytelni-zakopię się w stosie książek o zarządzaniu...

Codziennie walczę z sennością.... przyzwyczaiłam swój organizm do snu popołudniu... i ten okropny brak światła- przytłaczające... więc dziś dzielna beatka - nie zmrużyła oka cały dzień... ;-)

Oglądam filmy- to dobry sposób na długie wieczory- dziś mam ochotę na coś- nie wiem jakiego...hm- może coś o tańcu....

Jutro mam ochotę na fiolet...

niedziela, 22 listopada 2009

przyjemność

tą cisze wokół mnie przerywa tylko rytmiczny stukot w klawiaturę...

otacza mnie subtelna mgiełka zapachu: migdał z mlekiem- cudowna, łagodna i zmysłowa kompozycja...

czy każdej relacji damsko- męskiej musi towarzyszyć jakiś podtekst seksualny?
naiwne pytanie...

spotkało mnie dziś coś przyjemnego...- bardzo przyjemnego... to smak- czarnej kawy - tak mocno intensywny, cierpki bez cukru i mleka... i tak przyjemnie pobudziła mój zaspany organizm- w końcu dzień po nocnych szaleństwach- bez godziny snu...
ta kawa sprawiła mi dziś mnóstwo przyjemności- w gronie znajomych, śmiejąc się , rozmawiając...

dwa...nie trzy kawałki pizzy o 20 to chyba zły sposób na odchudzanie- prawda? od jutra, zacznę od jutra... jutro- fajne słowo:)

mój mały niebieski świat, przestrzeń mojego pokoju- wreszcie panuje tu ład i porządek... nie, nie to żebym przestała być bałaganiarą- po prostu częściej sprzątam... i za każdym razem kiedy otwieram drzwi- jestem z siebie dumna- mogę swobodnie się przemieszczać bez obawy że podeptam jakąś część mojej garderoby...:)

potrzebuje dziś żeby mnie ktoś mocno przytulił... nie, nie potrzebuje się schować w czyichś ramionach- potrzebuje współobecności, bliskości... bardzo potrzebuje...

...

tego mi trzeba było...
wstałam o 8 rano- o dziwo wypoczęta i pełna radości- jak skowronek...
impreza była naprawdę udana...
muzyka taka jak lubię... zupełnie przez przypadek spotkałam kilka znajomych osób-powygłupialiśmy się wspólnie... i kolega jeszcze z podstawówki-chyba trochę zdziwiony mną- teraz... bo pamięta mnie jako takie brzydkie kaczątko- do tego bardzo nieśmiałe... nie krył zaskoczenia moją pozytywną zmianą-dobrze...
dostałam zaproszenie na sylwestra... na jakąś domówkę... jeszcze się nie zdecydowałam- w sumie to znacznie bardziej wolałabym gdzieś potańczyć do białego rana- no ale zobaczymy...

a teraz zabieram się za wstępne rozeznanie w temacie moja praca magisterska- bo to już w sumie czas...

sobota, 21 listopada 2009

w co ja się ubiorę...

hm...
wychodzę potańczyć- i tak tęskniłam za tańcem- i dziś mam możliwość- więc jadę;)
i jeśli zaraz nie pomaszeruję do wanny-to znów będę biegać po całym domu spóźniona...
jeszcze nawet nie mam koncepcji w czym mogłabym pójść...
po marudzę sobie teraz wiem- ale okropnie przytyłam...
i tak makabrycznie się z tym czuje- ze normalnie szok... cokolwiek założę- nie leży tak jak powinno- tak jak kiedyś... och... okropnie się z tym czuje... ale co się dziwić- skoro ciągle podjadam krówki Domisiowi...
no dobrze to sobie po marudziłam...;)
wystarczy się trochę przypilnować i poruszać- i wszystko wróci do dobrej normy...

upiekłam ciasto z jabłkami-lubię zapach cynamonu...
towarzyszyła mi głośna muzyka- lubię tak...

hm...
jak ja sobie dziś potańczę- och już nie mogę się doczekać... rany-może jestem uzależniona od tego tańca... no i co- w końcu trzeba mieć jakiegoś bzika....;)

tylko w co ja się ubiorę- no w co?

czwartek, 19 listopada 2009

bez tytułu

Jestem sama- tak bardzo sama...
miłość ciągle mnie rani-pokazuje mi swoje najciemniejsze oblicza...
relacje które budowałam skrupulatnie kilka lat- rozpadły się- pozostawiając pustkę...
za kilka miesięcy kończę studia-pojęcia nie mam co dalej –realnie żadnych perspektyw...
jesień... zimno, ciemno- depresyjnie...

i wiesz co??


W dupie to mam... ;-)


Kipie radością... rozdaje uśmiechy i wygłupiam się gdzie tylko mogę...


nie, nie spokojnie-wszystko ze mną w porządku...


w moich żyłach pulsuje krew- wystarczający powód do radości... !!

środa, 18 listopada 2009

dziś... a może wczoraj...

poniedziałek, 16 listopada 2009

wiadomość

napisał do mnie wiadomość... P. napisał... bez zbędnego tłumaczenia- jak to On ma w zwyczaju...
odpisać? - po co?
nie odpisać - to chyba słabość... a ja przecież już nie boje sie słabości...
zbyt często kładę wszystko na szale, warzę...
...słabość- siła...
...siła - słabość...
co mi z tej wymiany kilku słów... może potrzebuje uspokoić sumienie-a może tęskni... a może po prostu chciał zapytać co u mnie...
a może to już mało istotne...

piątek, 13 listopada 2009

tango z życiem...

tak jednak to napiszę...
- oglądnie takich filmów w pojedynkę to zły pomysł...
bardzo zły pomysł...

miłość i taniec - na szklanym ekranie monitora...
miałam ochotę wedrzeć się siłą w te ich emocje, namiętności i ruchy...
zastygłam zimna, nieruchoma- bez emocji- z głupio wytrzeszczonymi oczami...

wszechogarniająca pustka...
jak na pustyni- szukam jeziora
a kiedy już je znajdę wbiegnę w nie bez wahania-
pomimo tego że nie umiem pływać...
...fatamorgana...

życie
wyparowało... ulotniło się... poszło sobie...
ja sama...
- czerwienią płaszcza przywłaszczam je sobie na siłę
- dziecinada...

chce zamknąć oczy
-chciałabym móc spokojnie zamknąć oczy...
nie czuć...
nie istnieć...
nie udawać...
nie tłumaczyć...

a całe to moje głupie serce- wyrywa się jak szalone
do kolejnego dnia
i kolejnego bicia

dosyć...
dosyć już!!


środa, 11 listopada 2009

z rozmów nieposklejanych...

ja
11:05:54
chyba już długo nie wytrzymam żeby do niego nie pisać
sz...
11:06:02
hm...
ja
11:06:05
kosztuje mnie to cała moją energię...:)

sz...
11:06:21
jeśli wierzysz ze to Ci pomoże i tego chcesz to napisz
11:06:29
wiem Bet wiem

ja
11:06:30
oczywiście że mi nie pomoże
11:06:35
wiem ze mi nie pomorze
11:06:43
ale chodzi oto moje głupie czyste sumienie..
11:06:52
żeby On wiedział ze u mnie wszystko dobrze

sz...
11:06:53
sumienie?
ja
11:06:55
bezsens
11:06:57
i głupota
11:06:58
wiem
sz...
11:07:02
mógł zapytać
11:07:09
nie chodzi o sumienie
11:07:18
potrzebujesz tego
11:07:23
chcesz by wrócił
11:07:30
to nie sumienie
ja
11:08:03
och wkurwia mnie to

sz...
11:08:08
wiem
11:08:20
wiem Beti
11:08:29
jeśli napiszesz
11:08:33
to to będzie silniejsze
ja
11:12:42
ale wiesz tu chodzi tez oto żebym ja wyszła na taka dobrą
11:12:45
wspaniałomyślną
11:12:51
i ze oczywiście nic się nie stało
sz...
11:13:02
nie nie wyjdziesz na wspaniałomyślną
11:13:07
i nie oszukuj siebie
11:13:14
on będzie wiedział że tęsknisz
11:13:20
cokolwiek nie napiszesz
11:13:26
i sprawi mu to satysfakcję
11:13:30
Ciebie to nakręci
11:13:33
i napiszesz znowu

ja
11:13:45
chciałbym żeby wiedział ze to było dla mnie ważne
sz...
11:13:46
i prędzej czy później usłyszysz coś co jeszcze bardziej Cię zaboli
On wie
11:13:53
mówiłaś mu to nie raz
11:14:02
Nie odeszłaś bez walki
11:14:09
Ty o to walczyłaś nie pamiętasz już?
11:14:20
On zdecydował, że Cię nie pokocha
11:14:27
i miedzy Wami może być tylko seks
11:14:42
dlatego odeszłaś

moja siła
moja siła
moja siła

wtorek, 10 listopada 2009

ja- oni

poniedziałek, 9 listopada 2009

dziś

sen

miałam sen
całą noc śnił mi się P...
co chwilkę sie budziłam żeby Go odpędzić z mojej głowy,
i co chwila skrupulatnie tam wracał
tak przez całą noc
prawie czułam Jego obecność- tak bardzo realnie
tak bardo mnie tu zabolało
jestem taka zmęczona walką ze sobą
nie wiem skąd ten sen...
tak bardzo staram się o Nim nie myśleć, nie wspominać...
nie mamy żadnego kontaktu- absolutna cisza...
to dla mnie lepiej-wiem
tylko to cholernie meczące...


i nie napisze tej cholernej wiadomości... nie napisze...
nie napisze i już...

a to był tylko sen..
teraz nowy dzień-czas do pracy...

niedziela, 8 listopada 2009

...

sobota, 7 listopada 2009

zatańczymy...;)

zaplanowany plan zrealizowany...
odkurzyłam stare płyty... i wiesz co zaznałam;)
zobacz...







to zdjęcia jeszcze z tamtego roku z wakacji...
zobaczyłam na nich jaka byłam radosna-mimo wszystko
i wbrew wszystkiemu...
to był przecież najtrudniejszy okres w moim życiu-
a tak bardzo radosny.....





hm... wiec chyba jednak mam ochotę potańczyć...;)
tzn na pewno mam ochotę potańczyć...

...

sobota...
poranek ciężki i bardzo mglisty...
nie mogłam zasnąć dziś... a obudziłam sie wcześnie pełna energii...

zaraz wezmę gorący prysznic... ubiorę moją skórę w zapachy...
potem mam mnóstwo planów na sobotę-wolna od pracy i uczelni...
zrobię moje ulubione placki ziemniaczane,
upiekę pyszne ciasto na niedziele,
zupełnie zmienię wystrój mojego okna, przy okazji trochę je wyszoruje,
posprzątam pokuj- tak od a do z;)
po sprawdzam porozrzucane płyty-co jest na kótej i co można wyrzucić,
a wieczorem...
wieczorem napisze długi list- na kartce papieru równym pochylonym pismem starannie...
i marzy mi się wieczór w ciszy i spokoju...
bez imprezy, ludzi, bez obecności kogokolwiek...
zrobię sobie długą kąpiel,
a gdy cały dom już zaśnie
opleciona kocem obejrzę jakiś film
- może frytki sobie zrobię...
tak właśnie tak....



eejjj chyba się starzeje;-)

czwartek, 5 listopada 2009

Hm... chyba nie będzie o smutku... chyba się zmieniam... chyba trochę dojrzałam- nie wiem czy to całkiem dobrze....tak-dobrze... to moja wędrówka- wzloty i upadki- na tym polega życie... po mimo wszystko mam w sobie dużo ciepła i radości.... mam tyle złych wspomnień- jak każdy z nas... przecież wiem że każdy smutek jest potrzebny-czegoś nas uczy... każde nowe doświadczenie- jest cenne kiedy umiemy wyciągać z niego wnioski...
Ciągle dzień po dniu- walczę o siebie, o dobre przyzwyczajenia... walczę o bystrość spojrzenia i dostrzeganie- magii w codzienności...
Ktoś mnie zapytał kim jestem..?
Odpowiedź przyszła sama- bez cienia wahania...
Jestem kobietą świadomą swoich zalet i wad... tak- jestem kobietą...
Mam w sobie mnóstwo zapału i ochoty na...- życie;) …życie mnie fascynuje... znów- życie mnie fascynuje...
Ta możliwość dokonywania wyborów, odpowiedzialność- sama za siebie, jeszcze tyle rzeczy może się wydarzyć... to- jest niesamowite... każdego dnia-jestem i biorę to co mam garściami- jestem zachłanna...
Brakuje mi ludzi... brakuje mi znajomych od takich do rozmowy o wszystkim i niczym, takich do powygłupiania się bez powodu.... stare więzi osiadły kurzem... nowe jeszcze nie powstały... ale zmienię to... ;)
Ja wśród ludzi żyję... bez nich gasnę...
Nauczyłam się samotności..., samotność mnie sobie oswoiła... było mi to potrzebne- nabieram szacunku do samej siebie... samotność już nie boli- jest ze mną- jak przyjaciel.... samotność- odwieczny refren życia... pomiędzy pięknymi zwrotkami, nowymi historiami....
Mam z tym ciągle problemy- z ważnością samej dla siebie... a przecież jedyne serce które bije tylko dla mnie- jest to moje serce... staram się rozumieć co czuje, co mnie boli- staram się być bardziej świadoma siebie... staram się nie marnować czasu- który mam tylko dla siebie...
Więc jestem..
uśmiecham się,
duszy pozwalam rozwinąć skrzydła...
o ciało starannie dbam...
umysł pochłania stronice wiedzy....
ludziom wychodzę naprzeciw...
jasno wytyczone cele- jak drogowskaz...
miłość przyjdzie... przyjdzie na pewno...


czasem trzeba umrzeć ba narodzić się na nowo



wtorek, 3 listopada 2009

...

pod silnym strumieniem gorącej wody-zmyłam z siebie dzień...
dokładnie wytarłam ciało do sucha...
dodałam odrobinę kolorytu- mojej cerze koloru kości słoniowej....
balsam brązujący- cudowny wynalazek...

znów staje się zadbaną kobietą-
rano znajduje czas na śniadanie i staranny makijaż
cieszy mnie to...


i czasami czuje się..... winna?
to głupie uczucie...
winna- bo co?
bo dobrze sobie radzę...
bo nie płacze bez sensu... bo się nie poddałam...
bo odejście P. - nie zawaliło mojego świata....
jest przeciwnie...
czuje się lekka, czuje się wolna, czuje się piękna...
czuje się wartościowa... czuję że wszystko mogę...


złudzenie?

nie

siła

poniedziałek, 2 listopada 2009

sobotnia noc

spałam 12 długich godzin... mogłam pospać dziś dłużej bo nie idę do pracy... i obudziłam się przed 10- pomimo tego że wcześniej się położyłam- rano trzy razy spoglądałam na zegarek- czy oby na pewno już tak późno...- niedowiarek;)

ale wiem odsypiałam sobotę...
tak sobotnią taneczną noc...
hm... jak zwykle przyglądam się ludziom, obserwuję... i wypatrzyłam sobie tańczącą parę... chłopak przystojny, młodziutki, wyglądał na 18 lat... i od razu można było zauważyć ze dobrze prowadzi- dziewczyna się gubiła... przyglądałam się im... tzn jemu:) i z każdym kawałkiem nabierałam pewności ze jest dobry w te klocki- tzn w tańcu... spontaniczny, pełen energii i z dobrze opanowanymi krokami i sztywno utrzymaną ramą... pomyślałam nic tylko zatopić się w takich stabilnych ramionach i tańczyć... tak chce z nim zatańczyć- powtarzam sobie w myślach...
potem znikł mi z pola widzenia...
i nagle tańczy obok mnie sam... więc uśmiecham się ciepło ( zawsze działa)...;-)
i widzę wyciągnięte w moja stronę dłonie w geście zaproszenia do wspólnego tańca... uśmiechnęłam się przekornie do moich myśli- wreszcie;)
pierwsze kroki jak ja to nazywam zawsze rozpoznawcze, ostrożnie... klasycznie kilka obrotów... spokojnie, dokładnie... bo jeszcze nie wie z kim ma do czynienia;) tzn ze mną...;-)
i lubię ten uśmiech i błysk w oku- przy coraz szybszych obrotach, przeplatankach i coraz szybszym tempie... i prawie zawsze słyszę z podziwem w głosie - "dobra jesteś"... tylko się uśmiecham...
tańczyłam już wiele razy z bardzo wieloma osobami ( rany jak to brzmi;) ) po pierwszych krokach potrafię ocenić jakim kto jest tancerzem i bardzo szybko dostosowuje się do Niego... tak- to jedyna dziedzina w której zawsze facet jest górą, tzn zawsze prowadzi;-)
a to ten chłopak powiedzmy " młode ciasteczko";) był rewelacyjny... już dawno mi się tak dobrze nie tańczyło... żadnych zbędnych nie porozumień... każdy krok perfekcyjnie zgrany...
już po pierwszym przetańczonym kawałku zgodnie stwierdziliśmy ze trzeba nam więcej miejsca... zeszliśmy na boczy parkiet tam zawsze jest znacznie więcej miejsca...
bo taniec ma coś w sobie z namiętności... lubię tak... uśmiechy i spojrzenia w 10 centymetrowym odstępie-i zwariowanym tempie w rytm muzyki- widzę tylko Jego oczy i twarz- wszystko inne jest zamazane... i wiem ze jestem bezpieczna- mocne stabilne ramiona to podstawa...
to jest magia, to jest pasja... to jest coś niesamowitego...
i ludzie się nam przyglądali- z podziwem... daliśmy taki popis....;)
nawet DJ odpowiednio nas skomentował...:) przesłał nam pozdrowienia- dodając że czegoś takiego jeszcze w klubie nie widział;-) dorzucając pytanie do innych- "nieźle wymiatają prawda?"... to się uśmiałam;)
i w ogóle mi to nie przeszkadza- to bycie w centrum uwagi... liczy się tylko taniec...

potem poszłam odpocząć w bardziej spokojniejsze klimaty- do drugiego klubu... przycupnełam sobie na podeście... spoglądam przed siebie... a tam taki facet......;)
klasyka męskiego piękna - po prostu... czarne włosy, ciemna karnacja, ładne męskie rysy twarzy, brązowe oczy, dobrze zbudowany, ubrany z klasą- nic tylko się zakochać;-)
no więc uśmiechnęłam się- pan uśmiech odwzajemnił i ukradkiem mi się przygląda- więc haczyk połknięty- myślę sobie przekornie;-)
po kilku minutach ten uf pan wyciąga do mnie dłonie w zapraszającym geście... zaczęliśmy się bawić... i pada pytanie o moje imię- nic w tym dziwnego tylko pan pyta po angielsku... co to nowy sposób podrywu- na anglika - myślę sobie;-) ale grzecznie odpowiadam...
okazało się że to pan z wymiany studenckiej- a jest z Turcji...
i zaczęłam żałować że nie przykładałam się do nauki angielskiego;-)
nie, nie nie było tak źle... zamieniliśmy kilka zdań-na tyle na ile pozwala głośna muzyka i tłum ludzi...
rzeczywiście potem zauważyłam że w klubie jest grupka Turków-ale cała reszta wyróżniała się specyficzną urodą... i wszyscy oglądali się za blondynkami...;) więc ja jako ich przedstawicielka dowiadywałam się co chwila ze jestem piękna i ze fantastycznie tańczę... i ze w ogóle polki są piękne... jak mogłam się z tym nie zgodzić- no jak;-)
od razu można było zauważyć- ze są bardziej bezpośredni, mili- i nie maja problemu ze zwykłym cześć- tak jak polscy przedstawiciele męskiego gatunku... nie którym z przemówieniem słowa do dziewczyny która się im podoba schodzi co najmniej rok czasu...
no ale cóż inna mentalność.... i więcej bezsensowych kompleksów..

niedziela, 1 listopada 2009

O babskich kłótniach...

Bo jak wiadomo kobiety bardzo pamiętliwe są.... jeśli przyjaciółka z przyjaciółką pokłócą się to że już tak na zawsze, na całe życie... tak sobie myślę o moich przyjaźniach które budowałam... i doszłam do wniosku ze wszystko zależy od osobowości... i chyba od prawdziwości uczuć – w tym przypadku przyjaźni...
Bo prawdziwe przyjaźnie przetrwają każdą zawieruchę... na pewno?
kiedyś przeczytałam że tak jak miłość tak i przyjaźń tez ma swój koniec – kiedy ludzie nie mają dla siebie już ciepła i życzliwości...
Pamiętasz ile razy w naszym życiu wydawało się nam ze to już na zawsze- ile razy mocno w to wierzyliśmy... a potem wszystko kończyło się odwracaniem głowy w druga stronę i krępującą ciszą...
Jakiś czas temu pokłóciłam się z kimś kogo nazywałam przyjacielem- z kobietą... jestem wybuchowa- kiedy wszystkiego uzbiera się za dużo- wybucham.. nie znoszę udawania...
Coś mnie boli, coś mi się nie podoba to mówię to wprost... zawsze wydawało mi się że podstawą przyjaźni jest szczerość... ludzie nie lubią szczerych słów... słodkie kłamstwa, nie prawdy lepiej smakują...
Więc kiedyś powiedziałam kilka słów... a przyjaciółka się oburzyła bo pierwszy raz mam inne zdanie- i jak w ogóle mogę się wtrącać... koniec przyjaźni... bolało...
Tylko zdawkowe „cześć” z wysoko uniesioną głową kiedy spotkałyśmy się gdzieś przez przypadek...
Wczoraj byłam na uczelni...
Tato źle się czuł- musiałam pojechać sama samochodem na busa... dzień przed wszystkimi świętymi- wiadomo ruch bardzo wzmożony... ale nic- przecież ja odważna kobietka jestem;) i śpiewając razem z „Dodą- nie daj się” ( co ja poradzę ze tato ma takie kawałki w samochodowym radiu) nikogo nie uszkodziłam- samochodzik tez cały... tak , tak „doda” była ze mną;-)
Samochodzik zaparkowany... więc biegnę na tego busa- wsiadałam przystanek później niż zwykle...
Z uśmiechem ,zadowolona z siebie, pan kierowca miły jak zwykle... przemykam miedzy tymi siedzeniami i widzę że na jednym z nich siedzi sama „była przyjaciółka”
( tak, tak przyjaciółka tez może być była;))
głowa wysoko uniesiona, grobowa mina... a ja z uśmiechem „wolne, mogę się przysiąść?”
zapewniam mina pani E. bezcenna;) i tak jak zwykle zapytałam co słychać, opowiadałam o różnych rzeczach- gadałyśmy śmiejąc się całą drogę do Rzeszowa... ani słowa o tym co było... bo niby czemu mam przepraszać skoro nie zrobiłam nic złego- nie czuje się winna...
i byłam z siebie dumna- bo nie zachowałam się jak niedojrzała gówniara...
tylko jak dojrzała kobieta...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz